Ks. Michał i Ola – przyszli misjonarze w Ekwadorze
fot. Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie
Druga niedziela Wielkiego Postu jest Dniem Modlitwy, Postu i Solidarności z Misjonarzami. To tzw. niedziela “Ad Gentes” (łac. ku narodom, ku ludziom). Na misje wyjeżdżają zarówno kapłani, osoby konsekrowane jak i osoby świeckie. Poznajcie ks. Michała Maciołka i Olę Dźwilewską. Należą do przyszłych misjonarzy, którzy przygotowują się w warszawskim Centrum Formacji Misyjnej. Dlaczego misje? Skąd taki pomysł? Czy to była łatwa decyzja? Co na to bliscy? O tych i innych kwestiach opowiedzieli dla naszych czytelników.
Ks. Michał Maciołek z Dachnowa (diecezja zamojsko-lubaczkowska), przyszły misjonarz w Ekwadorze
Chcę pojechać do Ameryki Południowej
Jestem kapłanem od 26 lat, księdzem diecezjalnym – to powołanie misyjne jakoś ze mną i za mną chodziło przez prawie całe kapłaństwo, zawsze wierzyłem w to, że misje są taką istotą Kościoła. Każdy ksiądz jest misjonarzem, a jak mu się uda, jak okoliczności pomogą, to też dobrze byłoby spróbować misji.
Tak o tym myślałem, ale ta droga kapłańska, układała się tak, a nie inaczej, a Ksiądz Biskup, wyznaczał mi różne zadania, bo byłem w Seminarium Duchownym, na Uniwersytecie i potem, gdy ta przygoda uniwersytetu się skończyła, to poprosiłem Biskupa o możliwość pojechania na misję, już tak konkretnie, ale wtedy ksiądz Biskup wyznaczył mi misję w kurii diecezjalnej i pełniłem ją przez prawie 10 lat na stanowisku kanclerza kurii diecezjalnej.
Kiedy się znowu taka okoliczność pojawiła, że mogłem poprosić, to podkreśliłem, ale oczywiście z taką dyspozycyjnością, jeśli ks. Biskup chciałby, uznał, dał mi szansę – to będę się cieszył z tego. Ksiądz Biskup rozeznał, przemodlił, dał mi placet, że mogę się przygotować do misji. Ten kolejny etap mojego kapłaństwa traktuję jako naturalną konsekwencje, jestem księdzem, dziękuję Panu Bogu za moje kapłaństwo, za moją drogę, cieszę się z tego, że mogę tak służyć. Ta wdzięczność i ta możliwości dalszego odpowiadania Bogu, domaga się czegoś, coś jeszcze więcej. I tak to czytam, że to jest właśnie pomoc Kościołowi na misjach.
Ja sobie uświadamiam, że dzisiaj misje są wszędzie i być może w Polsce są nawet trudniejsze misje niż gdzieś indziej świecie, ale tam dokąd się wybieram, jest rzeczywiście mało kapłanów i tam potrzeba duszpasterzy, żeby współpracować ze świeckimi, którzy są zaangażowani w życie Kościoła, ale też pewnych rzeczy, nie mogą czynić i potrzebują kapłanów.
A skąd Ekwador? Kiedy ja podjąłem taką decyzję i kiedy Biskup się zgodził, to wtedy odbyło się spotkanie z o. Kazimierzem Szymczychą, odpowiedzialnym za sprawy misyjne, z ramienia Episkopatu Polsku. On mi dał taką listę placówek misyjnych, które tutaj mają kontakt z Centrum Formacji Misyjnej, tam było kilkadziesiąt placówek, a ponieważ nie byłem jeszcze ukierunkowany czy zdecydowany dokąd, to policzyłem i okazało się, że najwięcej tych placówek jest w Ameryce Południowej. Wówczas powiedziałem, iż chcę pojechać do Ameryki Południowej. Gdy tutaj do Centrum Formacji Misyjnej we wrześniu zeszłego roku przyjechałem, to sądziłem, że dostanę jakąś konkretną propozycję: skoro ksiądz chce jechać do Ameryki, to tam czekają na księdza, a my mamy taki kontakt i ksiądz tam pojedzie – ale jak się okazało, że mi dano inicjatywę: to niech ksiądz teraz tu rozezna, przyjeżdżają misjonarze, tu są ciekawe osoby, są kontrakty, telefony, są doświadczenia i niech ksiądz tu rozeznaje i wybiera.
Tak się po prostu stało, że rozmawialiśmy z jednym z misjonarzy, ja mu dałem mój numer telefonu, myśląc, iż on być może mi coś podpowie, podpowie swojemu biskupowi o mnie, a on ten numer telefonu przekazał jeszcze do innego Biskupa właśnie w Ekwadorze i tenże biskup z Ekwadoru któregoś dnia w październiku ubiegłego roku do mnie zadzwonił, zaproponował posługę duszpasterską i powiedział, że ucieszyłby się, abym ja przyjechał tam do pracy. A ponieważ jest to Biskup z Polski pochodzący, z diecezji rzeszowskiej, ks. bp Krzysztof Kudławiec, w tamtym roku został biskupem w Ekwadorze, to też się ucieszyłem, że jest to ktoś z kim się rozumiem, bo wiadomo, że taka przeszkoda i bariera językowa była i nadal trochę jest, ale jestem pełen nadziei, że to będzie dobra współpraca.
Mam nadzieję na jesieni wyruszyć do Ekwadoru, a wcześniej jeszcze na jakiś czas do Hiszpanii, żeby tam podszlifować język, aby się trochę obyć z taką rzeczywistością Kościoła.
Aleksandra Dźwilewska z Olecka (diecezja ełcka), przyszła misjonarka w Ekwadorze
Ola jesteś stworzona do czegoś więcej
Mam 21 lat. Moja przygoda z misjami zaczęła się bardzo szybko, tak naprawdę od tego wydarzenia, że nawróciłam się do Boga.
Chodziłam do szkoły średniej, do klasy maturalnej, tak naprawdę, moje myśli wtedy były zwrócone wyłącznie na egzaminy i ukończenie szkoły średniej i na to, co chcę później robić w przyszłości. Po pół roku, kiedy zaczynałam drugi semestr, dowiedziałam się, iż mój przyjaciel ma jakiś problem, wtedy nie chciałam mu pomóc jedynie tylko jako przyjaciel, ale chciałam też być dla niego wsparciem duchowym. Tak naprawdę. Całą swą modlitwę oddawałam jemu. Nawet nie zauważyłam jak bardzo rozwinęłam się w swojej wierze. Zaczęłam chodzić na codzienną Eucharystię, oddawać tę moją modlitwie jemu. Słuchałam i modliłam się na różańcu, więc dużo było tych różnych czynników.
Pamiętam, że jednego dnia, przed Mszą św. poranną, modliłam się trochę inaczej, pierwszy raz oddałam całe swoje życie Panu Bogu i czułam każdą Jego decyzję, jakby wszystko powierzałam Jemu. Każdą intencję, nawet świadectwo mojego przyjaciela, mówiłam wtedy, że już nie chcę Cię Boże, o coś wyłącznie prosić, jedynie wymagać od Ciebie tego, czego ja tylko chcę, ale Ty wiesz, co jest naprawdę najważniejsze. Właśnie w tym momencie usłyszałam wewnętrzny głos, który mówił do mnie: „Ola, jesteś jakby stworzona do czegoś więcej”. Pomimo tego, że dla mnie to się wydawało takie zupełnie abstrakcyjne, byłam wtedy osobą świeżą, po własnym nawróceniu, było to półtora roku od tamtego duchowego mojego przełomu.
Na początku odbijałam to od siebie i uważałam, że to nie może być prawdziwe. Ale mimo tego, jakby omadlałam to i nie przyznawałam się do tego przez bardzo długi czas. Starałam się rozeznawać to, czy się naprawdę nadaję. Szczególnie, że cały czas powtarzałam wtedy, że ja nie nadaję się na misje, bo jestem taka antymisyjna pod tym względem, iż mam problem z nauką języków obcych, jestem bardzo rodzinna, boję się nowych miejsc, nowych otoczeń, więc jakby wszystko jest na nie, jeżeli chodzi o pracę na misjach.
Ale koniec końców porozmawiałam z jednym księdzem, który w tamtym momencie był moim duchowym przewodnikiem. Powiedziałam tę misyjną sprawę mojej rodzinie, na początku nie byli zachwyceni moją decyzją, uważali, że postradałam zmysły, że to jest mój wymysł, że szukam jakichś przygód. Czegoś takiego nie było w moim życiu, a było oczywiście wiele różnych przygód i nie potrzebowałam więcej. Pojechałam po skończonych egzaminach zawodowych i maturalnych do Biskupa, gdzie zgłosiłam się na spotkanie.
Na początku tenże Biskup nie był przychylny wobec mojej prośby, wręcz odmówił, zważywszy na mój młody przecież wiek. Natomiast po dłuższej rozmowie zauważył, że to nie jest wymysł młodej osoby, ale autentyczne pragnienie misji, pragnienie z całego serca. Na początku chciał mnie posłać do Centrum Formacji Misyjnej, ale ja uznałam, że jeszcze chcę dalej rozeznawać. Czy dam radę i chcę się sprawdzić. Dlatego zgłosiłam się do wolontariatu misyjnego w swojej diecezji i zgłosiłam się na wyjazd. Miałam wtedy 5 miesięcy przygotowania: raz w miesiącu mieliśmy spotkania z misjonarzami, psychologami i parę rzeczy jeszcze tam było.
Następnie miałam wyjazd. Zgłosiłam się do Hiszpanii na listę, ale przez panującą pandemię i wojnę na Ukrainie, która niedawno się rozpoczęła, wyjechałam na miesiąc do Gdańska, gdzie posługiwałam w przedszkolu i żłobku u sióstr Benedyktynek misjonarek. Wyjechałam też na dwa tygodnie w inne miejsce, gdzie byłam w diakonii wychowawczej. Tak naprawdę cały czas była to moja praca z dziećmi i pomimo wielu trudności, które się pojawiły, bo na przykład musiałam wcześniej wrócić z Gdańska, ponieważ poważnie zachorowałam. Pomimo tego, że z wieloma osobami bardzo ciężko było mi się dogadać i wiele, wiele innych rzeczy – tak naprawdę to tylko mnie to wzmocniło. Jak na przykład rozmawiałam z rodziną i mówiłam im, że było źle tutaj, tu nie wyszło, to dla mojej rodziny była jakby ulga, bo uznali, że świadczyć to może o tym, iż ja to porzucę.
Później zrobiłam sobie rok przerwy. Trochę pracowałam, jeszcze się uczyłam. Miałam dalej duchowe rozeznawanie, to była jakaś przygoda, ale teraz to się skończy i pójdę na studia, gdzie wcześniej planowałam iść. Ale ja powiedziałam „nie, mamo”. Te sytuacje sprawiły, że mnie umocniły w tym, że ja chcę iść. Pomimo przeciwności nie zgadzałam się, ale zobaczyłam wielkie owoce mojej postawy. Powtórnie pojechałam do Biskupa, gdzie rozmawialiśmy na temat tego, gdzie chcę być posłana. Moi rodzice wiedzieli, że to już jest u mnie naprawdę na poważnie. Zaczęli zmieniać swoje patrzenie. Ja też, żeby nie robić wszystkiego przeciw nim, zapytałam się ich o zgodę: Gdzie chcieliby, żeby mnie posłać?
Pomysł padł na Amerykę Południową. Dostałam propozycję: Ekwadoru, Boliwii i Peru. Padło na Ekwador, bo tam akurat jest konkretnie dom dziecka (dzieci z ulicy). To bardzo mnie poruszyło i osobiście bardzo chciałam pracować z dziećmi. Chociaż rodzina już nie wypowiadała się negatywnie na ten temat, w tejże sprawie nie komentowali zupełnie tego. To pamiętam, jak w listopadzie miałam urodziny i dostawałam telefony i pierwszy raz dowiedziałam się od moich rodziców, iż są dumni ze mnie, że tutaj jestem, widzą jak bardzo spoważniałam, jak bardzo wzrastam w wierze. Sami też zaczęli się nawracać, bo mieli sami różne upadki, jeżeli chodzi o ich wiarę. Widzę zatem, że moje bycie tutaj nie tylko mi pomaga osobiście, ale i też mojemu najbliższemu środowisku.
czytaj też:
„Misjonarz na Post” – pomysł na Wielki Post nie z tej ziemi >>>
Helena Kmieć – misja: świętość >>>
Misjonarz ks. Mieczysław Pająk: było mi za wygodnie >>>
To dla misjonarzy i bezpieczeństwa rodzin >>>
Misjonarz uratowany przed śmiercią: „Byliśmy znakiem nadziei” >>>
Duszpasterz PMK we Francji mianowany dyrektorem Centrum Formacji Misyjnej w Warszawie >>>
Bp Jan Ozga: powołanie misyjne zawdzięczam Janowi Pawłowi II >>>
Ks. Marek Kapłon, przyszły misjonarz: chciałbym spróbować… >>>
#JadęNaMisje | Dominika Kędzierska: warto zaryzykować (odc. 7, cały wywiad) >>>
Drodzy Misjonarze! Niech was Bóg prowadzi po niełatwych ścieżkach misyjnych. A Matka Boża niech was ma w opiece! Szczęść Boże.