„Skrytki” Romanowiczowej po raz pierwszy w Polsce; w tle Paryż i Francja
Zofia Romanowiczowa (1987), fot. wikimedia (CCO)
Po raz pierwszy w Polsce ukazują się „Skrytki” – jedna z najważniejszych książek Zofii Romanowiczowej. „To rozgrywająca się w pejzażach południowej Francji i zakamarkach Paryża porywająca opowieść o dramacie rodzicielstwa, utracie i wojnach religijnych” – mówi PAP prof. Anna Jamrozek-Sowa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
„Skrytki” stanowią wyjątek w twórczości Zofii Romanowiczowej (1922-2010). Jest to bowiem jedyna książka, w której autorka nie podjęła tematu przeżyć obozowych; głównym tematem powieści jest cierpienie rodziców wywołane nagłym zachorowaniem jedynego dziecka i utratą kontaktu z nim. Narratorka poszukuje sensu traumatycznego wydarzenia, lokując dramat osobisty w kontekście opowieści mitycznych, traktatów filozoficznych i teologicznych.
Dwuletnie zdrowe dziecko młodego małżeństwa – mieszkańców modnej paryskiej dzielnicy Le Marais – obiekt dumy i adoracji, niespodziewanie zapada na tajemniczą chorobę, która wyklucza go z „normalnego” funkcjonowania. Starania rodziców i lekarzy nie przynoszą żadnego efektu – dziecko kolejno traci posiadane umiejętności, a rodzice w nowych warunkach nie potrafią nawiązać z nim relacji. W świecie, w którym dotychczas funkcjonowali, ich syn staje się nagle anomalią. W tej sytuacji decydują się na oddanie dziecka pod opiekę niańce mieszkającej na pikardyjskiej wsi, z dala od ciekawskich oczu.
Relacje z chorym dzieckiem po oddaniu go pod opiekę madame Konik nie są jednak dla rodziców łatwe. „Nie mogli, nie śmieli okazywać, że w tym traktowaniu go jak niemowlaka – a to już przecież duży chłopiec – było coś, co ich do reszty pognębiało, nawet obrażało i do czego nigdy nie mogli się przyzwyczaić. Nigdy też nie prosili, by ich z nim zostawiła. Jej wulgarna, zawodowa macierzyńskość była im konieczna, jej pomiędzy nimi obecność była zabezpieczeniem. Nie mieli odwagi zostać z synem sam na sam. Madame Konik w jeszcze większym stopniu niż oni nie miała prawa przeżyć małego. Ją akceptował. Cukierka zjadał dopiero, gdy ona wsuwała mu go do ust, obranego z papierka. Jej pozwalał się dotykać. Przywykł do niej. Comiesięczne wizyty rodzicielskie robiły się z biegiem lat coraz krótsze. Konikowa reżyserowała je zresztą i reglamentowała według swego uważania, z autorytetem” – czytamy w książce.
Książka po raz pierwszy ukazała się w 1980 r. nakładem paryskiego Instytutu Literackiego, została bardzo dobrze przyjęta przez ówczesną, emigracyjną i krajową, krytykę literacką. „Gdy Romanowiczowa publikowała swoją dziewiątą książkę prozatorską, była już dojrzałą kobietą oraz pisarką uznaną i nagradzaną, postacią znaczącą w środowisku paryskim, wśród polskiej emigracji rozrzuconej po świecie oraz w odgrodzonej jeszcze żelazną kurtyną Polsce” – powiedziała PAP prof. Anna Jamrozek-Sowa z Uniwersytetu Rzeszowskiego.
Doświadczenia życiowe Romanowiczowej w decydujący sposób wpłynęły na jej twórczość. W czasie okupacji niemieckiej w rodzinnym Radomiu była łączniczką Armii Krajowej. Po aresztowaniu przez gestapo w 1941 r., rocznym pobycie w więzieniach i okrutnym śledztwie, z zasądzonym wyrokiem śmierci, została przewieziona do obozu koncentracyjnego Ravensbrück, rok później do Neu-Rohlau. „10 kwietnia Zofia Górska jako osoba płci żeńskiej o numerze 10218, rozpoczęła kolejny etap życia, trwający ponad 1100 dni. Przetrwała piekło dzięki własnej dzielności i nieodzownej pomocy innych więźniarek. Układała tam wiersze recytowane później potajemnie przez inne więźniarki. Żyjąc w piekle, poznała, czym jest przyjaźń i ludzka dobroć. Poznała wartość życia. Przebywała tam też w otoczeniu kobiet wielu narodowości” – powiedziała prof. Jamrozek-Sowa.
Po wojnie zdołała przedostać się do Włoch, gdzie otoczył ją opieką Melchior Wańkowicz, w ramach psychicznej rekonwalescencji przygotowywała indeks do jego „Bitwy pod Monte Cassino”. Debiutowała w prasie emigracyjnej, uczyła się i zdała maturę w liceum 2. Korpusu dla kobiet w Porto San Giorgio koło Ancony. Nielegalnie przekroczyła granicę włosko-francuską i dotarła do Paryża. Jak zaznaczyła badaczka, “tam, wykazując się po raz kolejny nadzwyczajną odwagą, wytrwałością i pracowitością studiowała romanistykę i prowansalistykę na Sorbonie”.
Osiadła w Paryżu. W 1948 r. poślubiła bohatera spod Monte Cassino, księgarza i wydawcę – Kazimierza Romanowicza, założyciela księgarni polskiej i wydawnictwa Libella. Wraz z nim pracowała w wydawnictwie i księgarni oraz galerii sztuki mieszczących się na paryskiej Wyspie św. Ludwika. „Instytucje te, działające do połowy lat 90., były przez pół wieku jednymi z najważniejszych emigracyjnych ośrodków polskiej kultury. Księgarnia Libella była jednym z pierwszych miejsc odwiedzanych przez Polaków przyjeżdżających do Paryża. W Galerie Lambert, której Zofia Romanowiczowa była kustoszką, wystawiali prace artyści z całego świata, także Józef Czapski, Tadeusz Kantor i Jan Lebenstein, odbywały się promocje książek m.in. Czesława Miłosza, Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, Zbigniewa Herberta” – przypomniała prof. Jamrozek-Sowa.
W latach powojennych Romanowiczowa współpracowała z prasą emigracyjną, przede wszystkim londyńskimi „Wiadomościami” i paryską „Kulturą”, przygotowywała także audycje dla Radia Wolna Europa. Była autorką książek, w których pojawiała się wywiedziona z jej doświadczenia tematyka obozowa i emigracyjna, m.in. „Baśki i Barbary” (1956), „Przejścia przez Morze Czerwone” (1960), „Łagodnego oka błękitu” (1968), „Grobów Napoleona” (1972), „Na Wyspie” (1984). Jak zaznaczyła badaczka, „oczywiście doświadczenia własne i znajomych ulegały w jej tekstach artystycznemu przetworzeniu”. Tłumaczyła z francuskiego na polski utwory poetów prowansalskich (antologia „Brewiarz miłości”, 1963) i „Apokryfy Nowego Testamentu” (1955) oraz „Dzieje duszy” św. Teresy z Lisieux. Jej własne książki były tłumaczone, m.in. na język francuski, niemiecki, angielski, hebrajski.
Dołączyła do grona intelektualistów, którzy w 1976 r. podpisali deklarację solidarnościową List 59 (przeciwko zmianom w konstytucji: wpisaniu do niej kierowniczej roli PZPR i sojuszu z ZSRS). Była członkiem Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, laureatką ważnych nagród literackich: m. in. im. S. Strońskiego, Fundacji A. Jurzykowskiego, Związku Pisarzy Polskich na Obczyźnie, Nagrody Fundacji im. Kościelskich (1964), Nagrody Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego za całokształt twórczości (2000).
Prof. Anna Jamrozek-Sowa zauważyła, że chociaż Romanowiczowa swoje książki pisała zwykle szybko, to „Skrytki” powstawały aż przez trzy lata. „Pisarka tłumaczyła to tym, że kolejni bohaterowie – templariusze, albigensi, hugenoci, kamizardzi, Ludwik Pasteur zwalczający chorobę jedwabników – jakby bez jej woli, sami +wciskali+ się w strukturę opowieści. Ponieważ zawsze sumiennie przygotowywała się do pisania książek, skrupulatnie zbierała informacje, znacznie wydłużyło to pracę nad teksem, wzbogacając go zarazem o liczne konteksty. To także dzięki nim +Skrytki+ są tak atrakcyjną lekturą. Ciekawym jest, że Romanowiczowa była zapaloną czytelniczką prasy codziennej, z której niejednokrotnie czerpała pomysły fabularne do kolejnych książek” – podkreśliła.
„Skrytki” zbierają wątki, które pojawiały się już w pierwszych próbach prozatorskich Romanowiczowej, czyli opowiadaniach i miniaturach z lat. 50. „Te wątki ulegały metamorfozie, zresztą wariacyjność jest charakterystyczną cechą jej twórczości” – powiedziała badaczka. „U Romanowiczowej często pojawia się na przykład sytuacja bycia śledzonym przez oko Boga albo oczy ludzi. Człowiek czuje się jak obserwowana pod mikroskopem drobinka istnienia nieustannie poddawana kontroli, bez możliwości nawiązania relacji z obserwującym. Tak jest także w +Skrytkach+, których bohaterowie chcą chronić siebie i chore dziecko przez wzrokiem innych” – dodała.
Jamrozek-Sowa zaznaczyła także, że „+Skrytki+ są książką, którą można czytać na kilku poziomach, w zależności od stopnia uświadomienia sobie znaczenia sygnalizowanych w tekście kontekstów”. „Mamy ten najbardziej oczywisty, który wynika z samej treści. Jednak dzięki możliwemu w dzisiejszym świecie rozszyfrowaniu aluzji (pojawiają się daty historyczne, rozpoznawalne wydarzenia i nazwiska) można dobudowywać dodatkowe, na pierwszy rzut oka niedostrzegane pokłady znaczeń. Romanowiczowa, kreśląc pozornie proste historie, zawsze zadaje pytania, zostawia czytelnika w niepokoju poznawczym” – powiedziała badaczka. „W jej ocenie +Skrytki+ są wielowarstwowym tortem, ich czytanie zajęciem zajmującym i prawdziwą ucztą”.
„Romanowiczowa i jej bohaterowie przekonują nas, że życie jest ze swej natury ciągłą zmianą, a stan niepewności – stanem uniwersalnym. Pomimo świadomości tego, nagła zmiana, kryzys, utrata, zawsze nas zaskakują i pozostawiają samotnym wobec pytań o sens cierpienia” – powiedziała prof. Jamrozek-Sowa. Zaznaczyła również, że „+Skrytki+ wpisują losy poszczególnych istnień w historię świata”. „Wskazują na powtarzalność konfliktów i wojen. Ludzie nieustanni zagrożeni przemocą, doznający jej, nie mogą prowadzić spokojnego życia, ani nigdzie się ukryć” – powiedziała.
Badaczka przyznała, że „nasycenie tekstu odniesieniami do dramatów rozgrywających się we Francji na przestrzeni kilku ostatnich stuleci jest niewątpliwie pokłosiem studiów prowansalistycznych”. Romanowiczowa znała południe Francji z autopsji i lektury. Od 1948 r. mieszkała w Paryżu, później także w Burgundii. Była wierna „krajobrazom”, jak nazywała przestrzenie stanowiące tło akcji, zapamiętane z różnych etapów swojego życia. Opisy dokonywane przez pisarkę – jak zaznacza prof. Jamrozek-Sowa – są bardzo plastyczne. „+Skrytki+ wymagają niespiesznej lektury, aby można było poczuć przyjemność czytania. Myślę, że jej portret Paryża jest wręcz fenomenalny, zmysłowy i jednocześnie naturalny. Jest to naprawdę wyjątek, nawet na tle literatury francuskiej” – podkreśliła.
Literaturoznawczyni zaznaczyła, że Romanowiczowa jest wybitną pisarką, uniwersalną. „Jej życie potoczyło się tak, że pomimo dramatycznych doświadczeń: tortur w więzieniach nazistowskich, horroru obozu koncentracyjnego, we Francji żyła pełnią życia – była jednocześnie Polką i Francuską. Była niezwykle aktywna, obce jej było poczucie niższości” – powiedziała. Wskazała także, że „powieści Romanowiczowej można przetłumaczyć na wszystkie języki świata, a dzięki szczególnej wrażliwości, jej wyjątkowym umiejętnościom kształtowania tekstu, treść będzie dla wszystkich czytelników zrozumiała”.
Książka „Skrytki” Zofii Romanowiczowej ukazała się nakładem Państwowego Instytutu Wydawniczego.
źródło: PAP
czytaj też:
Zmarła Maryse Condé, pisarka z Karaibów, laureatka Alternatywnego Nobla >>>
Dodaj komentarz