Ks. Żyliński: moje powołanie to owoc wielu wydarzeń
fot. archiwum ks. Daniela Żylińskiego
Ciężka choroba w dzieciństwie, wypadek ojca, śmierć cioci, ale też niezwykła wizyta w Lourdes i list od św. o. Pio – ks. Daniel Żyliński, dziekan dekanatu północnego Polskiej Misji Katolickiej we Francji, w swoim życiorysie ma wiele wydarzeń, które wpłynęły na jego powołanie. Jako dla potomka Polaków urodzonego już we Francji kończący się rok 100-lecia masowej emigracji z Polski na ziemię francuską jest dla ks. Żylińskiego szczególny.
„Wszystko zaczęło się w rodzinie” – rozpoczyna swoją opowieść ks. Daniel. Urodził się 29 listopada 1959 r. w Harnes na północy Francji, gdzie obecnie pracuje w polskim duszpasterstwie. Podkreśla, że miał bardzo dobrych rodziców. Jego ojciec Henryk był górnikiem, którego rodzice przyjechali do Francji z Warszawy. Rodzice mamy – Weroniki Michalskiej – również przybyli z Polski, ale z okolic Poznania.
„Było nas w rodzinie pięciu: tylko chłopaki, a drugi brat Franciszek urodzony w 1947 r. żył jedynie 5 miesięcy. Zawsze mówiliśmy, że mamy anioła w niebie” – kontynuuje opowieść rozmówca Polskifr.fr. Jak podkreśla, on i jego bracia wzrastali w pobożnej rodzinie, w atmosferze polskiej. Chodzili też na lekcje języka polskiego. Ojciec pochodził z rodziny adopcyjnej i wiarę przyjął już w wieku dorosłym przed ślubem, mama natomiast uczyła synów modlitwy w różnych sytuacjach, m.in. przed wyjściem do szkoły.
Przyszły kapłan Daniel, podobnie jak jego bracia Henryk, Janusz i Bernard był ministrantem. Ks. Żyliński służył nawet do… „Mszy odprawianej” przez jego brata. „Z bratem Bernardem odprawialiśmy Mszę świętą w domu jako dzieci przy utworzonym ołtarzu. Służyłem mu do tej Mszy. Wszyscy myśleli w rodzinie, że brat zostanie kapłanem, a został lekarzem nie dusz, ale ciał. Padło więc na mnie – najmłodszego z rodziny” – wspomina ks. Daniel Żyliński.
Tragedie i radości u źródeł powołania
Dziekan dekanatu północnego jest przekonany, że na jego powołanie miało wpływ kilka czynników. „Po pierwsze oczywiście wiara i pobożność rodziców i dziadków. Dziadek Franciszek był sparaliżowany 14 lat i leżał w łóżku. Babcia Jadwiga w tygodniu jak i w każdą niedzielę szła na piechotą z domu do kościoła ponad 2 km. Mama należała do Towarzystwa Różańcowego. Była nawet prezeską. Tata należał do Towarzystwa Mężów Katolickich i wiele pomagał przy parafii i w kościele. Zawsze pobożnie obchodził pierwsze piątki miesiąca” – mówi ks. Żyliński i podkreśla, że „rodzinna pobożność była u źródeł powołania”.
Jako dziecko przyszły ksiądz Daniel ciężko zachorował. „Musiałem leżeć w łóżku kilka miesięcy. Nie mogłem nawet patrzeć na światło” – wspomina ks. Żyliński. Już pod koniec choroby lekarze zezwolili, żeby wraz z rodzicami wziął udział w pielgrzymce do Lourdes. „Tam był obecny bp Władysław Rubin, późniejszy kardynał, wtedy delegat ds. polskiej emigracji. Wziął mnie na ramiona i mogłem dotknąć krzewu dzikiej róży u stóp Maryi w Grocie Massabielskiej. Mam zawsze w pamięci tamto wydarzenie” – opowiada ks. Żyliński i zaznacza, że po powrocie lekarze uznali za zbędne dalsze jego leczenie.
Mały Daniel Żyliński przeżył również chorobę ojca. „To był wypadek w kopalni. Tata spadł z wysokości 15 m. Musiał przejść kilka operacji, które do końca się nie udały. Potem kilka miesięcy bezrobocia. Ciężko było w domu, tata cierpiał mocno, nie chciał mieć ostatniej operacji, która mogłaby, choć nie było to wcale takie pewne, go uleczyć” – wspomina tamte trudne wydarzenia dziekan dekanatu północnego. Dodaje: „Tata sam wrócił na piechotę ze szpitala i tak pozostał w domu do końca. Były to dla nas trudne czasy. Sąsiedzi pomagali rodzinie, jednak tata pomału wracał do siebie, ale nie mógł już pracować długo w kopalni, jedynie na powierzchni”. Ojciec ks. Żylińskiego był wdzięczny Bogu za uratowanie jego życia z tamtego wypadku. „Raz w roku, w ramach dziękczynienia za otrzymane łaski, tata urządzał prywatną pielgrzymkę – szedł 35 km na piechotę od domu do kościoła św. Rity w Vendeville koło Lille. Wiedział, iż ona jest Patronką od beznadziejnych przypadków (fr. „les cas désespérés)” – opowiada dziekan.
Ks. Daniel Żyliński bardzo odczuł również chorobę i śmierć cioci Józefiny. „Chorowała na płuca. Była bardzo pobożna. Napisała nawet do Ojca Pio i otrzymała odpowiedź w liście pachnącym fiołkami, że ma się przygotować na wolę Bożą i na spotkanie z Chrystusem. Nastąpiło to kilka dni później. List ten włożono do trumny cioci” – relacjonuje nasz rozmówca.
Będąc już w Instytucie Świętego Kazimierza u oblatów dorastający ks. Daniel Żyliński coraz mocniej odczuwał powołanie do kapłaństwa. Prosił nawet zmarłą babcię Jadwigę o pomoc w tej sprawie. Po ukończeniu liceum w Vaudricourt i zdaniu matury, ks. Żyliński wstąpił do polskiego seminarium duchownego w Paryżu na Rue Des Irlandais. Tam poznał m.in. późniejszego wicerektora Polskiej Misji Katolickiej we Francji ks. prałata Krystiana Gawrona, który był jego profesorem eklezjologii. Seminarium przeniosło się później na Issy-les-Moulineaux, gdzie znajduje się do dziś.
Kapłan w Paryżu i na północy Francji
Święcenia diakonatu ks. Daniel otrzymał w kościele pw. Wniebowzięcia Najśw. Maryi Panny w Paryżu 12 maja 1984 r. z rąk jego Eminencji ks. kard. Józefa Glempa, Prymasa Polski, który pierwszy raz przybył do Francji. Święcenia kapłańskie dokonane zostały w rodzinnej parafii 9 grudnia 1984 r. z rąk bp. Szczepana Wesołego, Delegata KEP do spraw Duszpasterstwa zagranicą. „Zostałem mianowany przez ówczesnego rektora PMK ks. prałata Zbigniewa Bernackiego duszpasterzem polonijnym we Francji, mianowicie w Paryżu na ‘Concorde’ jako wikary” – opowiada o początkach pracy kapłańskiej dziekan dekanatu północnego.
Ks. Bernacki zmarł podczas pielgrzymki do Lourdes. Nowym rektorem został ks. infułat Stanisław Jeż. „Mianował mnie na pół etatu w Polskiej Misji przy tygodniku ‘Głos Katolicki’. Zajmowałem się też rachunkowością. 10 lat byłem w Paryżu. Zachowałem do dziś bardzo dobre kontakty z rodzinami, które poznałem w Paryżu czy w regionie paryskim” – podkreśla ks. Żyliński. Dodaje: „Bardzo się cieszę, że pracowałem w środowisku polskim i poznałem je. To nie jest to samo, co na północy Francji. Zawdzięczam także ks. prałatowi Józefowi Musiałowi, obecnie proboszczowi w parafii św. Genowefy w Paryżu, poznanie wielu nowych pieśni nieznanych na północy. Do dziś jestem w bardzo bliskim kontakcie również z ks. Jurkiem Ciechomskim, który był sekretarzem PMK” – opowiada rozmówca Polskifr.fr.
Pobyt wśród Polonii regionu paryskiego wpłynął nawet na biegłość w posługiwaniu się językiem polskim przez ks. Daniela. „Cieszyłem się, kiedy po kilku latach w Paryżu ktoś postawił mi pytanie czy nie jestem ze Śląska. Na początku z powodu akcentu każdy wiedział, że to Francuz” – mówi ks. Daniel i dodaje: „Później więc wróciłem na północ jako duszpasterz w Liévin, Avion, Billy-Montigny i Calonne-Liévin. Cieszyłem się, że wracam tu na północ ubogacony doświadczeniem paryskim. Wiele mi to pomogło w organizacji pracy duszpasterskiej na północy, mimo że mentalność polska nie jest ta sama co w Paryżu” – zaznacza ks. Żyliński.
W tym roku Polacy północnej Francji świętowali 100-lecie masowego przybycia do Francji. „Mam bardzo miłe wspomnienia z obchodów 100-lecia przybycia Polaków do Liévin i odnalazłem tam byłych parafian, którzy przyszli się przywitać. Bardzo mile wspominają te nasze czasy” – podsumowuje ks. Daniel Żyliński.
czytaj też:
Ks. Żyliński: polska kultura i wiara są nierozerwalne >>>
Jubileusz 35-lat kapłaństwa ks. Daniela Żylińskiego, dziekana Dekanatu Północnego >>>
Dodaj komentarz