szukaj
Wyszukaj w serwisie


Najpierw finał siatkarzy, później triumf Świątek w US Open – wielki czas polskiego sportu

AH / 11.09.2022
fot. @usopen / @PolskaSiatkowka / Twitter
fot. @usopen / @PolskaSiatkowka / Twitter

Liderka światowego rankingu Iga Świątek pokonała rozstawioną z numerem piątym tunezyjską tenisistkę Ons Jabeur 6:2, 7:6 (7-5) w finale wielkoszlemowego turnieju US Open w Nowym Jorku. To jej trzeci w karierze triumf w imprezie ten rangi. Z kolei Polscy siatkarze pokonali w Katowicach Brazylię 3:2 (23:25, 25:18, 25:20, 21:25, 15:12) w półfinale mistrzostw świata. W niedzielnym meczu o złoty medal zmierzą się z Włochami, którzy pokonali Słoweńców 3:0.


Świątek w 2020 i 2022 roku wygrała French Open w Paryżu. Od czerwcowej wygranej w stolicy Francji prezentowała się jednak słabiej, m.in. odpadając już w 3. rundzie Wimbledonu.

“To był czas pełen wyzwań. Po wygraniu Szlema trudno wraca się do formy. Musiałam na nowo skupić się na celach. Poza tym to Nowy Jork – szalone miejsce pełne znanych ludzi, mnóstwo pokus. Jestem z siebie dumna, że mentalnie sobie z tym poradziłam” – powiedziała w krótkiej rozmowie na korcie.

To było piąte spotkanie tych tenisistek i trzecia wygrana Świątek. Polka górą była także w 2019 roku w Waszyngtonie i w obecnym sezonie w finale w Rzymie. Tunezyjka wygrywała w 2021 roku w Wimbledonie i w Cincinnati.

“Toczymy z Ons całkiem niezłą rywalizację. Czeka nas jeszcze wiele meczów i jestem pewna, że część z nich wygrasz” – dodała zwracając się do rywalki.

Świątek świetnie zaczęła spotkanie, po kilku minutach prowadziła 3:0. Jabeur wydawała się ospała na korcie, ale potem nastąpił okres jej dobrej gry. Zaprezentowała kilka efektownych zagrań i zmniejszyła stratę do 2:3.

Na więcej 21-letnia raszynianka jej jednak nie pozwoliła. Dwukrotnie jeszcze przełamała rywalkę i po 31 minutach była w połowie drogi do tytułu.

Druga partia zaczęła się podobnie – również od prowadzenia 3:0 Świątek i także tym razem Jabeur wygrała dwa kolejne gemy. Podopieczna trenera Tomasza Wiktorowskiego następnie powiększyła prowadzenie do 4:2, ale Tunezyjka nie poddała się i wróciła do gry.

Bardzo ważny był gem dziewiąty. Przy stanie 4:4 Świątek obroniła trzy break-pointy i objęła prowadzenie 5:4. Już do końca inicjatywa należała do Polki, choć Jabeur dzielnie walczyła. Tunezyjka w 12. gemie obroniła piłkę meczową i doprowadziła do tie-breaka.

Lepiej zaczęła go Świątek, obejmując prowadzenie 4:2. Później obie zawodniczki punkty zdobywały seriami. Najpierw Jabeur wyszła na 5:4, a następnie trzy punkty z rzędu padły łupem Polki, która po ostatniej piłce padła ze szczęścia na kort.

“Naprawdę się starałam, ale Iga niczego mi nie ułatwiała. Zasłużyła na wygraną dziś. W tym momencie nie lubię jej za bardzo, ale jakoś to będzie” – powiedziała Jabeur, która przegrała drugi wielkoszlemowy finał z rzędu. W lipcu w finale Wimbledonu uległa Jelenie Rybakinie z Kazachstanu.

“Będę dalej ciężko pracowała i wierzę, że wkrótce wywalczę swój tytuł” – dodała 28-latka.

Za triumf w US Open Świątek otrzymała 2,6 mln dolarów, a Jabeur połowę tej kwoty.

“Cieszę się, że nagroda nie jest w gotówce” – powiedziała Świątek odbierając symboliczny czek.

W drodze do finału Polka wygrała z: Włoszką Jasmine Paolini 6:3, 6:0, Amerykankami Sloane Stephens 6:3, 6:2 i Lauren Davis 6:3, 6:4, Niemką Jule Niemeier 2:6, 6:4, 6:0, Amerykanką Jessicą Pegulą 6:3, 7:6 (7-4) oraz Białorusinką Aryną Sabalenką 3:6, 6:1, 6:4.

W poniedziałkowym notowaniu Świątek umocni się na prowadzeniu w klasyfikacji tenisistek, a Jabeur awansuje na drugą pozycję.

Wynik finału:

Iga Świątek (Polska, 1) – Ons Jabeur (Tunezja, 5) 6:2, 7:6 (7-5).

 

Trzeci finał siatkarzy

Sobotnie spotkanie było powtórką ostatnich dwóch finałów MŚ. Osiem lat wcześniej biało-czerwoni wygrali w Spodku z „Canarinhos” 3:1, w 2018 w Turynie pokonali tego rywala 3:0.

Trzy godziny przed meczem obok katowickiej hali było już gwarno. Na straganach można było kupić wszelkie atrybuty kibica biało-czerwonych. Z rzadka trafiały się szaliki pozostałych półfinalistów. Ci, którzy reprezentacyjną koszulkę nabyli dopiero przed halą, także tam się przebierali.

Możliwe było też skorzystanie z malowania twarzy, przy czym oferujący tę usługę byli przygotowani także na sympatyków Włoch, Brazylii czy Słowenii. Zdarzały się osoby wyposażone w kartoniki z napisem „kupię bilet”.

Na tych, którym nabycie wejściówki się nie udało, czekała Strefa Kibica, usytuowana obok Pomnika Powstańców Śląskich.

Już na widowni sympatycy siatkówki robili mnóstwo zdjęć, mogli też stanąć do wspólnej fotografii, na przykład z byłym selekcjonerem Polaków Raulem Lozano, który tego nie odmawiał.

Pierwsi rozgrzewkę, tradycyjnie futbolową, rozpoczęli goście, powitani oklaskami przez widownię.

Drużyna trenera Nikoli Grbica pojawiła się na boisku później i w hali zrobiło się bardzo głośno, mimo tego, że do pierwszego gwizdka sędziego zostało ponad 50 minut.

Polacy w pierwszym secie prowadzili 8:5, ale potem do głosu doszli bardzo dobrze broniący rywale, zmuszając gospodarzy do gonienia wyniku. Było 14:18, 17:21. Gospodarze dali nadzieję sobie i swoim kibicom, kiedy doszli Brazylijczyków na 23:24. W kolejnej akcji najpierw cieszyli się z wyrównania, a potem – po bardzo długiej analizie wideo – okazało się, że dotknęli siatki i przegrali seta.

Przebieg drugiego był zupełnie inny. Biało-czerwoni wygrali bardzo przekonująco. Po autowym ataku Yoandy Leala prowadzili 16:9, a po asie Jakuba Kochanowskiego – 19:11. Ekipa trenera Renana Dal Zotto nie znalazła do końca recepty na przeciwników i stan meczu został wyrównany.

Trzecia partia przyniosła zagrywki i ataki wagi ciężkiej z obu stron, kilka widowiskowych obron i skuteczną grę Polaków. Końcówkę kibice oglądali na stojąco, a szkoleniowiec Brazylijczyków Renan Dal Zotto wyglądał na zmartwionego, kiedy jego zawodnicy przegrywali 16:21.

Jeśli polscy kibice zapewne liczyli na zakończenie spotkania w czterech częściach, to się zawiedli. Długo walka była wyrównana, od stanu 16:16 na prowadzenie wyszli Brazylijczycy. Prowadzili 22:18, kiedy z grymasem bólu, kulejąc, bosko opuścił ich podstawowy gracz Ricardo Lucarelli. Nie przeszkodziło to jego kolegom w doprowadzeniu do tie-breaka.

Publiczność obserwowała go stojąc, przeżywając huśtawkę nastrojów. Od radości przy stanie 7:4, kiedy niosło się w hali, że ”Polska wygra mecz”, przez zwątpienie, kiedy Brazylijczycy prowadzili 11:10, po euforię po ostatnim punkcie, dającym awans do finału.

Polska: Marcin Janusz, Bartosz Kurek, Aleksander Śliwka, Jakub Kochanowski, Kamil Semeniuk, Mateusz Bieniek – Paweł Zatorski (libero) oraz Grzegorz Łomacz, Łukasz Kaczmarek, Tomasz Fornal.

Brazylia: Fernando Kreling Gil, Wallace De Souza, Yoandy Leal, Lucas Saatkamp, Ricardo Lucarelli, Flavio Gualberto – Thales Hoss (libero) oraz Bruno Rezende, Felipe Moreira Roque, Maique Nascimento, Darlan Ferreira, Adriano Fernandes.

źródło: PAP

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *


2024-11-26 00:15:12