szukaj
Wyszukaj w serwisie


Moja bitwa o Normandię – mjr Edward Podyma

AH/PR / 03.01.2019
fot. Conseil départemental de l'Orne
fot. Conseil départemental de l'Orne

Major Edward Podyma, ostatni żyjący we Francji weteran 1 Dywizji Pancernej gen. Stanisława Maczka, zostanie pochowany w Falaise w najbliższy piątek (4 stycznia). Publikujemy tekst oparty na wspomnieniach majora, uczestnika m.in. słynnej bitwy o tzw. kocioł Falaise, w której wojska niemieckie uległy aliantom (sierpień 1944).


Po pierwszej wojnie światowej we Francji wojenne straty ludzkie i wojskowe są ogromne. Brak rąk do pracy staje się jedną z głównych trosk okresu powojennego. Zawarcie porozumienia polsko-francuskiego powoduje bardzo szybki rozwój kolonii polskich w wielu regionach Francji.

Na początku lat 20. w zagłębiu Potigny w Normandii rozwija się wiele kopalń rudy żelaza. Bardzo liczna jest tam grupa Polaków pracujących w kopalniach. Urodzony 26 sierpnia 1922 r. w Polsce, Edward Podyma miał siedem lat, kiedy przyjechał do Francji ze swoją matką. Już miesiąc po przyjeździe matka zmarła. Ojciec na rok przed ich przyjazdem osiedlił się w Gouvix.

Niedługo po zamieszkaniu w Gouvix Edward zapada na ciężką chorobę. Ma tyfus. Do zwykłej szkoły pójdzie dopiero w wieku 9 lat. 1 września 1939 r. Niemcy atakują Polskę. Edward Podyma ma wówczas 17 lat i 6 dni.

11 czerwca 1940 r. otrzymuje od rządu polskiego rozkaz mobilizacji – ma zgłosić się do punktu rekrutacyjnego i zostać wcielony do polskich sił zbrojnych, do 7 Pułku Piechoty stacjonującego w polskim obozie wojskowym w Coëtquidan.

20 czerwca 1940 r. – nie godząc się z klęską, decyduje się pojechać do Anglii, aby kontynuować walkę. Na pokładzie niszczyciela płynie do Plymouth. Podobnie jak inni polscy ochotnicy, dołącza do polskich jednostek stacjonujących w Szkocji.

Luty 1942 r. – Edward PODYMA ma 19 lat i 6 miesięcy. Zostaje mianowany instruktorem. Ma za zadanie nauczyć swoich rodaków prowadzenia rozmaitych rodzajów czołgów jakie otrzymują: Valentine, a później Crusader i Sherman.

Przed lądowaniem nie wie, że znajdzie się właśnie w Normandii, swojej ojczyźnie z wyboru.

Mjr Edward Podyma/Fot. Conseil départemental de l’Orne

Normandia 1944

“Na południu równiny Caen byłem na pierwszej linii aż do końca bitwy o Mont-Ormel”

Polską Pierwszą Dywizją Pancerną dowodził generał dywizji (był wówczas generałem brygady, generałem dywizji został dopiero 1 czerwca 1945 r.) Stanisław MACZEK. Stan dywizji to: 855 oficerów, 15210 żołnierzy, 381 czołgów, 473 dział (nie licząc dział czołgowych) i 4050 pojazdów mechanicznych.

Dywizja ląduje w Ârromanches i w Courseulles sur Mer.

Starszy kapral PODYMA jest kierowcą czołgu. Ląduje w Courseulles wraz ze szwadronem Sztabu 10 Brygady Kawalerii Pancernej Pierwszej Polskiej Dywizji Pancernej (10 Brygadę Kawalerii Pancernej przekształcono w lutym 1942 w I Dywizję Pancerną).

Zaraz po wylądowaniu w Normandii niepokoi się o losy swojej rodziny, mieszkającej pośrodku pola bitwy.

Noc z 7 na 8 sierpnia 1944 r. to jego chrzest bojowy.

W dniach od 8 do 10 sierpnia Dywizja traci 656 ludzi, 66 czołgów i 12 dział. Po bitwie generał Maczek powiedział nam, że walczyliśmy jak żołnierze w latach 1914-1918.

Podczas ostatecznego ataku w kierunku Falaise serce Edwarda PODYMY bije mocniej, kiedy prowadzony przez niego Sherman przejeżdża o sto metrów od domu, w którym mieszka jego rodzina.

Fot. Conseil départemental de l’Orne

W Jort, Edward PODYMA poznaje nowego dowódcę czołgu: kapitana Pierre’a SEVIGNY, francuskojęzycznego Kanadyjczyka. Załoga liczy 5 osób: dowódca czołgu – kpt. Sevigny, 1 kanadyjski radiotelegrafista, 1 polski radiotelegrafista, pierwszy kierowca (Edward PODYMA) i drugi kierowca polski. Każdy z nich potrafi obsługiwać różne rodzaje broni, w którą wyposażony jest Sherman.

Będący oficerem artylerii kapitan SEVIGNY ma za zadanie obserwację ruchów czołgów niemieckich, pozostawanie w łączności radiowej z artylerią kanadyjską i kierowanie ogniem wspomagającym operacje wojskowe.

Aby móc obserwować ruchy nieprzyjaciela i uzyskać precyzyjny ostrzał, kpt. SEVIGNY poleca im pozostawać w pobliżu linii niemieckich. Dlatego też mój Sherman jest pierwszym z czołgów Dywizji, który wchodzi w kontakt z nieprzyjacielem.

19 sierpnia 1 Dywizja Pancerna opanowuje wzgórze 262 (od północy). Generał MACZEK powie: “kto ma wzgórze ten panuje nad doliną”. Czołgi Sherman pojawiają się na pozycji (Boisjos) około południa, po zniszczeniu kolumny niemieckiej przybywającej z Chambois. W Boisjos byli Niemcy, których trzeba było przegnać za pomocą granatów. Chambois jest w rękach Polaków i Amerykanów. Trun z kolei jest opanowane przez Kanadyjczyków i Polaków, przy czym pododdziały kanadyjskie posunęły się aż do Saint-Lambert. Jednostki niemieckie mogą się wycofywać tylko przez sektor Moissy. Wysoko na wzgórzu 262 Polacy pod dowództwem majora STEFANOWICZA właśnie zaryglowali kocioł. Niemcy wpadają w pułapkę. Ale tego wieczoru Polacy w Boisjos są też okrążeni, tak jak Niemcy, a dodatkowo nie otrzymali żywności i amunicji od trzech dni.

Wieczorem major STEFANOWICZ mówi do swoich oficerów: “Panowie, sytuacja jest poważna. Nasze jednostki są kompletnie odcięte. Nieprzyjaciel dalej walczy, a jedyne drogi ucieczki to te, które panowie widzą po lewej i po prawej stronie. Nikt prócz nas nie może go zatrzymać, i to właśnie spróbujemy zrobić… Poddawać się nie ma po co. Jesteśmy Polakami… Oto co proponuję zrobić: oddziały piechoty pozostaną na równinie i schowają się za wzgórzem dopiero w razie ostateczności, czołgi zaś pozostaną w tym zagajniku z wygaszonymi silnikami, żeby oszczędzić paliwo. Mój punkt dowodzenia będzie się znajdował w tym zameczku (dwór w Boisjos)”. Potem zwraca się do kapitana SEVIGNY: “Czy może pan przykryć ogniem waszych dział całą dolinę?”. Kapitan potwierdza. Przez całą noc trwa napór Niemców; u stóp wzgórza Coudehard i w jego okolicach toczą się walki, często wręcz. Polakom brakuje amunicji. Major STEFANOWICZ ciężko ranny w klatkę piersiową odłamkiem pocisku zostaje wyniesiony na noszach do dworu Boisjos dla opatrzenia ran. Mimo stanu w jakim się znajduje każe sobie meldować o rozwoju walki, a kilku oficerom przekazać rozkazy.

Dla dziesiątków tysięcy Niemców pozostaje wąskie przejście i dwa miejsca do przekroczenia rzeki “la Dive” (właściwie Dives). Zamierzają pokonać przeszkodę wodną, a następnie wspiąć się na zbocze małymi wiejskimi dróżkami obsadzonymi żywopłotami, które nie były budowane dla armii w odwrocie. Strome zbocza znajdują się pod kontrolą Polaków, którzy zajmują wzgórze 262, generał MACZEK nazwał je “Maczugą”. W kolejnych atakach Niemcy usiłują osiągnąć płaskowyż, tracąc w walkach ludzi i sprzęt.

Na niewielkiej przestrzeni piętrzą się ciała żołnierzy, zwłoki końskie i zniszczone pojazdy.

20 sierpnia, kiedy ponosi się poranna mgła, Polacy z Mont-Ormel widzą zbliżających się od zachodu kilkadziesiąt kolumn żołnierzy niemieckich. Około godziny 8:00, zgodnie z przewidywaniami, nieprzyjaciel przesuwa się w kierunku południowego krańca doliny, ale jego marsz zostaje zatrzymany nagłym atakiem na tyłu kolumny. Chwilę później “Maczuga” jest już oblężona od wszystkich stron. Trzeba zacieśnić pierścień obrony ze względu na poniesione straty. Polacy strzelają bez przerwy, a kolejne fale ataków niemieckich następują jedne po drugich; chwile spokoju są niezwykle krótkie. Amunicja jest na wyczerpaniu, brakuj wody i jedzenia.

Godzina 10:00 – nagle, na północnym krańcu płaskowyżu kpt. WERNER z pancernej dywizji “Das Reich” atakuje trzema czołgami wozy bojowe Pierwszego Pułku Pancernego kpt. SEVIGNY rozlokowane pomiędzy niewielkim laskiem (po lewej), a dworem w Boisjos. Niemieckie “panzery” dają ognia i natychmiast jeden ze Shermanów ulega zniszczeniu, a pięć następnych w ciągu kolejnych trzech minut! Czołg kierowany przez Edwarda PODYMĘ znajduje się na samym przodzie. Trzeba natychmiast wycofać się o pięćset metrów, do zagajnika. Manewrujący pośród eksplodujących czołgów Edward PODYMA myśli, że to już koniec, że zginie na tym nieszczęsnym wzgórzu 262, ale ostatecznie udaje mu się schronić wraz ze swoim Shermanem pod osłonę drzew. W międzyczasie kpt. SEVIGNY z radiostacją polową kieruje się na skraj płaskowyżu. Tam, skulony w leju po wybuchu pocisku, wydaje kanadyjskiej artylerii wskazówki co do ostrzału. Czołgi niemieckie zbliżają się i kapitan już ma widmo śmierci w oczach, lecz wtedy artyleria uderza. Kapitan płacze i śmieje się jednocześnie.

Ataki nieprzyjaciela trwają od południa do wieczora. Niemcy przypuszczają pięć kolejnych szturmów, za każdym razem z niezwykłym animuszem wspinają się od strony Coudehard na strome zbocza śpiewając hymn niemiecki “Deutschland über alles”. Polacy odpierają cztery ataki karabinami maszynowymi, piąty – z braku amunicji – w walce wręcz z niemieckimi grenadierami, na bagnety. Po krwawych walkach udaje się odeprzeć i ten atak. To piekło.

Wieczorem major STEFAFANOWICZ wzywa na odprawę dowódców poszczególnych pododdziałów i mówi im:

"Panowie, wszystko stracone. Nie wierzę, żeby Kanadyjczycy mogli nam przyjść z odsieczą. Niewielu żołnierzy nadaje się jeszcze do walki. Nie ma żywności, amunicji jest bardzo niewiele. Walczcie mimo wszystko. Biliście się dotąd bardzo dobrze i za to wam dziękuję. Powodzenia! Panowie, tej nocy umrzemy za Polskę i za cywilizację".

20 sierpnia o czwartej nad ranem kolejne ataki; kolejne straty; ostatecznie posiłki kanadyjskie pojawiają się około południa i nawiążą kontakt z Polakami.

20 sierpnia na polu bitwy. Generał Eisenhower powie:

"Pole bitwy pod Falaise to niewątpliwie najbardziej naznaczona śmiercią ziemia spośród wszystkich placów boju".

(tłumaczenie tego zdania za: N. Cawthorne "Największe bitwy w historii" tł. Sławomir Patlewicz, wyd. Bellona 2009)

fot. Conseil départemental de l’Orne

Z dwóch tysięcy Polaków zaangażowanych w obronę wzgórza 262 “Maczugi” bardzo niewielu uniknie ran lub ujdzie z życiem w bitwie pod Mont-Ormel. Jednak, mimo wyczerpania, będą walczyć aż do kresu sił.

“Maczuga” staje się miejscem bohaterstwa Polaków. Walki pod Mont-Ormel przypieczętowują koniec Bitwy o Normandię.

Edward Podyma wspomina:

  • Podczas trwania walk na równinie Caen “na mój chrzest bojowy czterdzieści czołgów zostało zniszczonych w ciągu kilku minut. Nad doliną Mont-Ormel przeżyłem najcięższe chwile całej mojej kampanii. Od 17 sierpnia trwało piekło”.
  • Pomiędzy 19 i 21 sierpnia: “Po odebraniu Niemcom pozycji strategicznej trzeba ją było jeszcze utrzymać. Było nas dwa tysiące Polaków na “Maczudze”. Naprzeciw nas 7 Armia niemiecka z jednej strony, a z drugiej Das Reich – Pancerna Dywizja SS”.
  • “Dzień 20 sierpnia był dla nas najdłuższym dniem. Brakowało nam amunicji, jedzenia i wody. Walczyliśmy na bagnety…”.

fot. Conseil départemental de l’Orne

  • “Myślałem, że już po mnie, kiedy dookoła mnie czołgi wybuchały jeden po drugim; czekałem na ten ostateczny strzał do mnie, ale on nie nastąpił. Wtedy w miejsce strachu pojawiła się nadzieja”.

"Żeby przeżyć najważniejsze jest zachować morale".

  • “Do dziś pamiętam krzyki i jęki rannych, którym nie mogliśmy pomóc i którzy umierali na siedząco oparci o drzewo czy o jakiś murek”.
  • “Ten “korytarz śmierci”, wszystkie te trupy, to Apokalipsa”.

Mający 94 lata Edward PODYMA mówi: “Wojna to absurd. Zabrała mi młodość”.

Tekst na podstawie autoryzowanych wspomnień Edwarda Podymy

Tłumaczenie tego tekstu na język polski wykonał nieodpłatnie Marcin Jerzy Eckstein – profesjonalny tłumacz tekstów i słowa żywego fr>pl>fr. All rights reserved for polish translation ®. www.eckstein.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-21 00:15:12