szukaj
Wyszukaj w serwisie

Maryla Laurent: Olga Tokarczuk rozmawia z duszą ludzką

Alicja Rekść / 07.12.2020
fot. archiwum Maryli Laurent / Editions Noir sur Blanc
fot. archiwum Maryli Laurent / Editions Noir sur Blanc

“Olga Tokarczuk cały czas rozmawia z duszą ludzką i tym, co człowiek odczuwa. Odwołuje się do myśli chrześcijańskiej. Jest to twórczość, która łączy ze sobą niesłychany talent, ale i wiedzę”. Profesor Maryla Laurent, laureatka prestiżowej nagrody Laure-Bataillon za przekład “Ksiąg Jakubowych” Olgi Tokarczuk, opowiada o najnowszych dwóch książkach Noblistki, które przetłumaczyła na język francuski: “Czułym Narratorze” i “Opowiadaniach bizarnych”. 10 grudnia minie rok od odebrania przez polską pisarkę Literackiej Nagrody Nobla.


W wielu z „Opowiadań bizarnych” mimo silnie wyczuwalnego dystopijnego nastroju, pojawia się swego rodzaju nadzieja na zredefiniowanie nas jako ludzi, na wynalezienie nowego człowieka

W prozie Olgi Tokarczuk jest pewien fenomen, polegający na tym, że nie ma bohaterów ani jednoznacznie złych, ani jednoznacznie dobrych. Nie ma tutaj osądu. Jako tłumacz zwróciłam uwagę na to, że przy opisie postaci nie znajdzie się choćby jednego przymiotnika, który mógłby w sposób niewątpliwy określić którąś z postaci. W „Mowie Noblowskiej” Olga Tokarczuk nakreśliła koncepcję narratora czteroosobowego, jako osoby, która nie sądzi i stara się patrzeć z różnych stron, z szacunkiem. Wydaje mi się to bardzo chrześcijańskie. To jest odwrócenie sytuacji, która nastąpiła po Nietzschem i koncepcji śmierci Boga, gdzie zaciera się granica dobra i zła. U Olgi jest coś zgoła innego, co też zapewne wielu może denerwować – opisuje ona bowiem sytuacje w całości, niczego nie tuszuje, daje ogląd ze wszystkich stron. To staje się niepokojące, bo zmusza nas do myślenia.

Który tekst z „Opowiadań bizarnych” najbardziej Panią poruszył?

„Góra wszystkich świętych” – to jest opowiadanie niesłychane, ale jednocześnie może być bardzo niepokojące. Jest tam jednocześnie chora osoba, przygotowująca się do śmierci, są święci, jest walka ze śmiercią, jest także moment, w którym wydaje się nam, że widzimy kres religii, ale nagle następuje wolta i dostrzegamy, że zaczyna się coś nowego, swoiste uzdrowienie. Olga ma zdolność pewnej subtelności – niektóre rzeczy są silnie zasugerowane, ale nigdy nie powiedziane wprost. Czytelnik zostaje ze swoją wiedzą, wyobraźnią i chęcią do głębszego zrozumienia. Osobiście jestem przekonana, że Kościół Katolicki powinien przyznać jej jakąś nagrodę – ona broni go w sposób niezrównany, daje mu wyjścia, narzędzia. Jej podejście jest podszyte kwintesencją chrześcijaństwa.

Mimo to, jest nadal sporo osób nieprzekonanych do jej sposobu myślenia

Wszystkie jej teksty są niepokojące dla osób, które zastygły w jakimś myśleniu i chcą w nim pozostać. Podobnie w opowiadaniu o egonach, Olga, opisując przyszłość, sama będąc wegetarianką, snuje wizję ludzi jedzących mięso generowane laboratoryjnie. Okazuje się, że już to się niejako dzieje i w USA są prowadzone prace nad takim pozyskiwaniem produktów odzwierzęcych. Wizje Olgi pokazują, jak może potencjalnie może wyglądać przyszłość. Jej analizy są przejmujące. Czyta się te teksty bardzo łatwo, ale jednocześnie teksty te otwierają całą otchłań możliwości.

W „Opowiadaniach bizarnych” pojawia się wiele terminów, które opisują niedaleką przyszłość, wydają się naukowe, ale są zupełnie wymyślone i nowe? Jak sobie Pani z tym poradziła?

Na pewno daleko jest komputerom do tego typu tłumaczeń. Mogę podać przykład z kolei z ktόrym spotkalam się ostatnio – Olga pisze tam, że „książki nie odkryły tych ludzi”. Pierwsza rzecz – gramatycznie i semantycznie brzmi to jak błąd. Można więc zastanowić się, czy korektor nie popełnił tutaj jakiegoś niedopatrzenia. Ale to jest swego rodzaju poczucie humoru, jednocześnie kontekst wskazuje na to, że mamy do czynienia z ludźmi, którym książki nie otworzyły umysłów. W momencie tłumaczenia tego rodzaju języka najpierw trzeba odszyfrować cały przekaz, by móc to odpowiednio wyrazić po francusku. Przekład słowo w słowo byłby w tym miejscu zupełnie absurdalny. U Olgi jest bardzo dużo takich humorystycznych, ironicznych, niekiedy pełnych zgrozy chwytów językowych.

Mowa Noblowska wydaje się pewnym kluczem do zrozumienia toku myślenia Olgi Tokarczuk. Czy można ją nazwać manifestem?

Tak, to jest manifest. Któryś z czołowych krytykόw francuskich, Mohammed Aissaoui w “Figaro Littéraire” porównał ją do tej, wygłoszonej przez Alberta Camus. Jest wszakże pewien kod pisania odczytów. To, co proponuje tutaj Olga jest szalenie ciekawe – to zupełnie nowe spojrzenie na sposób pisania literatury. Był to także trudny tekst do tłumaczenia. Należało uwzglednić złożone teorie literackie – nie koniecznie tak samo opisywane przez historie literacką polską i francuską – z absolutnymi innowacjami wprowadzonymi przez Olgę Tokarczuk.

fot. Éditions Noir sur Blanc

Wygląda to na tekst osoby niesamowicie samoświadomej, która poprzez całą swoją drogę literacką, z opus magnum „Księgami Jakubowymi”, osiągnęła swego rodzaju iluminację. To tekst właściwie naukowy

Tak, trzeba właśnie pamiętać, że żargon naukowy literaturoznawczy jest inny we Francji. To bardzo ważny tekst, znów pozbawiony jakichkolwiek sądów. Olga podchodzi do naszego świata, jako istniejącego i ważnego. Mówi, że jest faktem rzeczywistym i stwierdzonym, ale nawet wymyślonym. Literatura jest czymś ważnym, bo tu jest zawsze prawda, nawet ta która nie jest prawdą. Fikcja jest zawsze jakimś rodzajem prawdy, przypomina noblistka cytując Arystotelesa. To jest świetnie wyartykułowane.

W zbiorze esejów „Czuły narrator” pojawia się także tekst, będący swoistym hołdem dla tłumaczy

Tekst ten mówi nade wszystko o tym, że tłumacze zabezpieczają myślenie. Nie pozwalają zamknąć się w sobie, we własnej, kulturze, we własnym kręgu. Dają możliwość poznania innych i mόwienia innym o sobie. A z takiej wymiany rodzi się kultura i nie tylko. Wygląda na to, że Oldze Tokarczuk nade wszystko chodzi o to, żeby człowiek pozostał istotą myślącą i przez to myślenie zmieniał swój los. Wszyscy bohaterowie jej książek dążą do jakiegoś rodzaju szczęścia, stąd uciekają się do bardzo różnych sposobów, zabobonów, po wiarę, rytuały, itd. Czytelnicy, którzy jej nie lubią, kierują się tym, że dotyka ona drażliwych sfer, wytrącających nas z zastałej równowagi.

Wróćmy do kwestii chrześcijaństwa – w tekstach Olgi Tokarczuk, zwłaszcza w zbiorze esejów „Czuły narrator” pojawiają się bardzo poważne analizy teoretyków chrześcijańskich, dotyczących chociażby praw zwierząt.

W książce „Prowadź swój pług przez kości umarłych” jest tych wątków najwięcej. W XVI wieku na ten temat był bardzo poważnie analizowany przez Kościół Katolicki. W pewnym momencie, z powodów historyczno-kanonicznych, teologia podjęła taką a nie inną decyzję. Olga jednak nie bierze pod uwagę kanonów. Cały czas rozmawia z duszą ludzką i tym, co człowiek odczuwa. Tu ona odwołuje się do myśli chrześcijańskiej. Jest to twórczość, która łączy ze sobą niesłychany talent, ale i wiedzę. Jej znajomość antyku chociażby jest absolutnie wyjątkowa – mało kto dysponuje takim rozeznaniem. Jednocześnie to osoba będąca imponująco zorientowana i czuła na wszystko, co dzieje się obecnie.

Jedno z „Opowiadań bizarnych”- „Zielone dzieci” zostało wcześniej wydane w języku francuskim, w przekładzie Margot Carlier. Czy dużo się zmieniło w Pani przekładzie tego tekstu?

Ten tekst, który został opublikowany wcześniej to tłumaczenie zupełnie innej, nieco starszej wersji autorskiej. Tekst oryginalny jest inny. Nazwiska są inne, ale narracja jest raczej ta sama. Tłumaczenie poprzedniej wersji pochodzi z konkursu zorganizowanego przez Uniwersytet w Lille parę lat temu. Przyznam, że zupełnie o tym zapomniałam. Dopiero, jak skończyłam własne tłumaczenie, przypomniałam sobie o tym, że już ów tekst był przetłumaczony. Wówczas zauważyłam zmiany, które naniosła autorka.

Zadała Pani pytanie Oldze Tokarczuk, dlaczego naniosła pewne zmiany?

Nie, generalnie zadaję pytania autorce bardzo rzadko, jeśli mam naprawdę duży problem, zazwyczaj sama staram się radzić sobie ze wszelkimi wątpliwościami. Zapytałam autorkę za to, gdy przyszło mi tłumaczyć tekst o egonach. Wiem, że Olga wyróżnia się niesłychaną erudycją, a ponieważ mnie zobowiązuje odniesienie się do terminologii francuskiej, spytałam się, czy termin „egon” odwołuje się do już istniejącego tekstu kultury, czy jest tylko wytworem jej fantazji. W tym wypadku okazało się to wytworem jej wyobraźni.

Zauważyła Pani zmiany w innych tekstach Olgi Tokarczuk?

Teraz kończę tłumaczyć „Dom dzienny, dom nocny” i widzę już kolejne różnice. Z drugiej wersji zniknęło nazwisko Polańskiego. Ale o tym opowiem innym razem.

Olga Tokarczuk i Maryla Laurent (arch. Maryli Laurent)

Przyznam, że czytanie książek Olgi Tokarczuk jest dla mnie oczywiście źródłem pogłębionej refleksji na wieloma sprawami, ale to także wyśmienita rozrywka.

To jest ów niezwykły walor jej pisania. Olga zarazem dotyka bardzo poważnych zagadnień, zmusza do myślenia, niekiedy w sposób dręczący. W jej tekstach, często poprzez specyficzny humor, czy inne zabiegi pojawia się wytrącenie czytelnika z równowagi. Ów niepokój bywa fascynujący, ale nie każdy lubi być zaniepokojony. Jednocześnie wszystkie jej teksty czyta się łatwo, człowiek mimo  ciężkich wątków, brnie dalej, bo jest zawsze zarysowana jest pewna intryga, pewna niewiadoma.

Jak się czuje Pani z tym, że tłumaczy Pani książki Noblistki?

Dla mnie tłumaczenie tekstów Olgi Tokarczuk jest czystą przyjemnością. Niektórzy rozwiązują krzyżówki, ja uwielbiam tłumaczenia. To dość ciekawe, że zabrałam się za nie stosunkowo niedawno, ale jeszcze wcześniej, gdy wykładałam na uniwersytecie, często sięgałam po literaturę Olgi i przerabiałam jej fragmenty ze studentami – teksty te służyły za intrygujące przykłady, swego rodzaju zagadki translatorskie. Do tej pory tak uważam. To zawsze były książki fascynujące, w których miesza się sen i jawa, czas dokonany i niedokonany. W języku francuskim należy przedstawić sprawę w dwóch systemach czasownikowych – po francusku jest zgodność czasu i wszystkie wydarzenia w książce muszą być ustawione od początku do końca chronologicznie, w języku polskim zaś ta chronologia jest mniej jasna, nie wynika z gramatyki. Wchodząc w język francuski trzeba zachować ową mgiełkę tajemnicy, wprowadzić czasy, takie, jak subjonctif, czy conditionnel, żeby oddać ten sam obraz rzeczywistości. Są takie momenty, jak w opowiadaniu „Transfugium”, że jedna z głównych bohaterek nie ma imienia. Język francuski nie znosi takich konstrukcji, to była prawdziwa łamigłówka – wybrnięcie z tego tak, by pozostać w pełni wierną zamysłowi autorki i jednocześnie zachować pełnię poprawności językowej. Takie zagadki są czymś, co mnie pasjonuje. Pod tym względem „Księgi Jakubowe” były dla mnie łatwiejsze. Z góry ustaliłam sobie bowiem system działania. W przypadku dwóch nowych książek Olgi, z uwagi na różnorodność tekstów, zadanie to było bardziej zawiłe. Nie tyle bogate słownictwo jest tu ciekawe do tłumaczenia, a konkretne zwroty, np. „wpadł jak śliwka w kompot”. Czasami powiedzenia te, niemające francuskich odpowiedników, wplatane są w tekst bardzo świadomie, potęgując nastrój. Gdy tłumaczyłam opowiadanie o podstarzałym synu, który po śmierci matki wyjada jej przetwory, sięgałam po zwroty z kanadyjskiej odmiany francuskiego, by zachować pewną swojskość, ciepło w odniesieniu do innej, aniżeli naukowej nazwy grzybów. Kanadyjczycy zbierają więcej grzybόw niż Francuzi i w tej materii ich słowotwόrstwo jest bogatsze.

Jakie były pierwsze recenzje dwóch nowych publikacji we Francji?

Recenzje były entuzjastyczne, co ciekawe, dziennikarze dostrzegali bardzo różne rzeczy w tekstach, często takie, których wcześniej zupełnie nie zauważyłam. Łączono jej twórczość z Edgarem Allanem Poe. Zdumiało mnie to, że recenzje ukazały się jednocześnie w „Le Figaro littéraire”, „Le Monde” i… „Elle”. Dowodzi to, że książki Olgi są adresowane dla każdego czytelnika.

Jak Pani zareagowała na decyzję Akademii Szwedzkiej o przyznaniu Oldze Tokarczuk Literackiej Nagrody Nobla?

Niesamowicie się ucieszył am. Ale muszę, przyznać, że nie było to dla mnie zaskoczeniem. Pierwszą książką jej autorstwa, którą przeczytałam był  „Prawiek”, zbiegło się to z czasem, gdy Stanisław Bereś zarekomendował Olgę do przyjazdu na rezydencję do Villa Mont-Noir na północy Francji. To jest dom pracy twórczej, znany także jako Villa Marguerite Yourcenar. Zupełnie szczerze musze przyznać, że po lekturze „Prawieku” powiedziałam sobie, że to jest Noblistka. Zaprzyjaźniłyśmy się wówczas, zatrzymała się u mnie w Paryżu. Bardzo zależało jej, by zobaczyć katedrę w Chartres i jej słynny labirynt. Rozmawiałyśmy całą noc. Już wówczas nie miałam wątpliwości, że to jest postać w literaturze polskiej, która odciśnie wielki ślad.

W dniu ogłoszenia werdyktu Akademii, w moim mieszkaniu trwał remont. Synowa zadzwoniła do mnie, by powiedzieć, że Olga jest w ścisłym finale. Szybko włączyłam komputer. Pech chciał, że padła mi tego dnia elektryka, a masa telefonów wówczas się rozdzwoniła. Pamiętam, że France Culture nagrałam z telefonu komórkowego. Cała ubiegła jesień była dla mnie wielką celebracją. To absolutnie wybitna pisarka.

Gdyby mogła Pani zachęcić tych, którzy zwlekają z sięgnięciem po lekturę książek Olgi Tokarczuk –  jaką książkę, Pani zdaniem, należałoby przeczytać jako pierwszą?

Czekam na następną z niecierpliwością. Jestem przekonana, że ten niezwykły okres cywilizacyjny, ktόry przyżywamy odzwierciedli się ciekawie w twόrczości noblistki. Jeśli chodzi o już istniejącą twόrczość mogę poradzić otworzyć ktόrąkolwiek książkę na ktόrejkolwiek stronie a ona już czytelnika wciągnie tak pięknem i oryginalnością języka i stylu jak i intrygą fabuły.

 

Dwie najnowsze książki Olgi Tokarczuk – “Opowiadania bizarne” (“Histoires bizarroïdes”) i “Czuły narrator” (“Le tendre narrateur”) ukazały się w tłumaczeniu prof. Maryli Laurent na język francuski nakładem wydawnictwa Éditions Noir sur Blanc w październiku 2020 roku.


2024-03-28 00:15:12