szukaj
Wyszukaj w serwisie


Jacek Rewerski ‒ ambasador historii „Solidarności” we Francji

Marcelina Bańkowska / 13.12.2021
fot. dzięki uprzejmości pana Jacka Rewerskiego
fot. dzięki uprzejmości pana Jacka Rewerskiego

Doktor nauk geograficznych, historyk, pisarz, malarz i ilustrator ‒ tak po krótce można opisać Jacka Rewerskiego, naszego rozmówcę, który w wywiadzie z portalem polskifr.fr dzieli się bogactwem przeżyć okresu stanu wojennego i wyznaje, jak pamięć o tamtym czasie stara się nadal kultywować.


Jacek Rewerski, choć urodził się w Gdańsku, od wielu lat mieszka we Francji. W młodym wieku razem z rodzicami wyjechał do Algierii, skąd obserwował gdańskie wydarzenia grudnia 1970 roku. Ze względu na sytuację polityczną w Polsce, jego rodzice zdecydowali się nie wracać do kraju i w drodze powrotnej z Algierii „zgubili się” we Francji, gdzie uzyskali azyl polityczny ‒ relacjonuje pan Jacek.

13 grudnia 1981 roku pamięta jak dziś. Był wtedy w Lille, gdzie studiował geografię na Uniwersytecie Nauk Technicznych. Razem z żoną mieszkał wtedy w pobliżu Konsulatu Polskiego. Jak wspomina ten dzień?

Rano, leżąc jeszcze w łóżku włączyłem radio i usłyszałem: stan wojenny. O mało nie spadłem z łóżka. Od razu z kolegami z uczelni zorganizowaliśmy projekt manifestacji, a wieczorem zapaliliśmy świeczki przed Konsulatem. Zawiesiliśmy też znak drogowy namalowany na kartonie, ostrzegający przed spadającymi czołgami.

Jak wspomina pan Jacek w rozmowie z portalem polskifr.fr, razem z nim i jego żoną manifestował również ich synek, który miał wówczas 5 miesięcy. „Była to jego pierwsza manifestacja” ‒ opowiada. Wśród protestujących było zaledwie 20 osób, w większości młodych studentów. Nie znaleźli się w tym gronie członkowie Polonii francuskiej. „Było mi bardzo przykro z tego powodu” ‒ wyznaje. Spora część ówczesnej Polonii nie rozumiała wydarzeń politycznych tamtego okresu w Polsce, ponieważ w dużej mierze byli wyborcami Francuskiej Partii Komunistycznej. Potrzeba było czasu, żeby zaczęto odpowiednio reagować na sytuację w ojczyźnie, chociażby wysyłając ciężarówki w ramach pomocy humanitarnej. „To oczywiście bardzo szlachetne, należy jednak pamiętać że poza rodzinami, które otrzymywały paczki, pomocy potrzebowali wszyscy, a przede wszystkim kraj” ‒ wspomina.

Zdjęcie z manifestacji, która odbyła się w poniedziałek wieczorem, 14 grudnia przed Konsulatem PRLu w Lille ( 45 boulevard Carnot ). Na zdjęciu żona pana Jacka z synkiem Januszem w wózku.

W czasie stanu wojennego chciał wyjechać do Polski w ramach wymiany uniwersyteckiej. Dzięki umowie między uczelniami w Lille i we Wrocławiu stało się to możliwe. Jak wspomina pan Jacek, żaden Francuz nie chciał wówczas przyjechać do Polski, z tej możliwości skorzystał więc on. Musiał jednak wcześniej wystąpić  do Konsulatu Polskiego o pozbycie się obywatelstwa polskiego, ponieważ kraj nie uznawał wtedy podwójnych obywatelstw.

Miałem złożyć podanie o pozwolenie na zmianę obywatelstwa. Mimo że nie chodziło mi o zmianę, ale o pozbycie się obywatelstwa polskiego, musiałem wypełnić właśnie ten formularz z powodu braku innego. I tak zamiast wypisać dokument z prośbą o pozwolenie na zmianę obywatelstwa z polskiego na francuskie, poprosiłem o zmianę obywatelstwa PRL-u.

Zaświadczenie o zmianie obywatelstwa

Dopiero parę lat temu panu Jackowi udało się odzyskać obywatelstwo polskie. Jednak wówczas, w latach 80-tych, to właśnie dzięki tej procedurze udało mu się polecieć do Polski i przeżyć na własnej skórze realia stanu wojennego. Jak wspomina, jedyną formą korespondencji w tym czasie było pisanie listów.

Pewnego dnia poszedłem do sklepu we Wrocławiu chcąc kupić papier listowy, a ekspedientka bez słowa postawiła przede mną papier toaletowy. Sprecyzowałem więc, że chcę kupić papier do listów, a pani dołożyła go do zamówienia. Dodałem zatem, że chcę tylko papier listowy, mimo że wszyscy masowo brali ze sobą „naszyjniki” z papieru toaletowego, bo akurat to przywieziono wtedy do sklepu. Później żałowałem, bo ciotka u której mieszkałem na pewno ucieszyłaby się z tego papieru. W końcu przyzwyczaiłem się, że kupuję to co mogę, a nie to co chcę.

W tym czasie pan Jacek nawiązał kontakty z „Solidarnością” podziemną. Przez znajomych poznał młodą kobietę, która była jedną z założycielek „Solidarności” studenckiej na uniwersytecie. „Opowiadała jak w grudniu aresztowano ją i wywieziono do obozu na Mazurach. Choć jej nie torturowano, wspominała koleżankę, która została tak pobita, że z pleców odchodziły jej całe kawałki skóry. Również jej córeczkę przepytywano używając iście gestapowskich metod, świecąc lampą w oczy i wypytując o kontakty mamy” ‒ relacjonuje pan Jacek w rozmowie z portalem polskifr.fr.

Nasz rozmówca przy arcybiskupstwie wrocławskim szukał również kontaktu z pomocą humanitarną, gdzie w końcu udało mu się dostać listy więźniów politycznych. „Przewiozłem je do Francji zwinięte w rulony w stelażu mojego plecaka i rozdzieliłem je wśród znajomych.” ‒ wspomina. Pośród tych listów znalazł się jeden, w którym matka płakała nad złym stanem zdrowia swoich dzieci, których lekarze w Polsce nie byli w stanie leczyć. List skierowany był do Francuza, któremu pan Jacek list przetłumaczył. Kiedy ten go odczytał, był rozczarowany, bo spodziewał się prośby o wsparcie polityczne, a nie medyczne. W tej sytuacji pan Jacek wraz z żoną sami zajęli się zorganizowaniem pomocy zwracając się do francuskich lekarzy. Z czasem założyli również stowarzyszenie « Solidarité Enfants de Pologne ». Jak wspomina pan Jacek, początki nie były łatwe: „Najpierw skontaktowaliśmy się z francuskim Czerwonym Krzyżem, który tę informację przekazał do Polski. Nie otrzymaliśmy jednak oczekiwanej pomocy, bo jak się okazało Polski Czerwony Krzyż był wtedy za czerwony ‒ nie chciał się przyznać, że nie jest w stanie leczyć swoich dzieci”. Wkrótce jednak informacja o powstaniu stowarzyszenia została ogłoszona w prasie i telewizji francuskiej, dzięki czemu w przeciągu dwóch miesięcy udało się uzbierać pół miliona franków. Z uzyskanej kwoty można było sfinansować przyjazd wspomnianej matki wraz z dziećmi do Francji, gdzie zostały one poddane szczegółowym badaniom medycznym. Jak relacjonuje pan Jacek, tamtejsze pielęgniarki były zdziwione wyglądem rąk dzieci, które pokryte były licznymi ranami ‒ „w tamtym czasie w Polsce krew pobierano jedną igłą, którą tylko od czasu do czasu ostrzono, kiedy się tępiła” ‒ wspomina. Po miesiącu rodzina wróciła do Polski, gdzie Centrum Zdrowia Dziecka pod Warszawą wzięło ją pod opiekę. „Wkrótce założyliśmy również w Toruniu Centrum Hemodializy Pediatrycznej przekazując sztuczne nerki, które zakupiło stowarzyszenie.” ‒ wyznaje nasz rozmówca. Działalność « Solidarité Enfants de Pologne » rozrosła się i przez przeszło 10 lat niosło ono pomoc dzieciom w Polsce (w Rzeszowie, Białymstoku, Wrocławiu), ale również na Litwie, czy Ukrainie. „Przez cały ten czas byliśmy pilotowani przez prof. dr hab. Ryszarda Grende, szefa nefrologii pediatrycznej w CZD.” ‒ wspomina.

Artykuł z francuskiej prasy o akcji ratującej zdrowie i życie dwóch podopiecznych stowarzyszenia

c.d.n.

W drugiej części będzie można przeczytać o przedsięwzięciach, jakie gość portalu polskifr.fr realizuje w celu upamiętnienia historii Polski we Francji.

Zdjęcia użyte w materiale dzięki uprzejmości pana Jacka Rewerskiego.

czytaj też:

Polak, który zawiesił flagę “Solidarności” na wieży Eiffla: pokazaliśmy światu, że stawiamy opór reżimowi >>>

Polonia we Francji oddała hołd ofiarom stanu wojennego >>>

Harmonogram obchodów w Paryżu 40. rocznicy stanu wojennego >>>

Pokazać ludzką solidarność – rozmawiamy o filmie >>>

W „L’Opinion” o 40. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego w Polsce >>>

Zaproszenie na obchody 40. rocznicy stanu wojennego w Polsce >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-23 00:15:12