Wiwat kawaleria! Wielka rewia na 250-lecie odsieczy wiedeńskiej
Artur Grottger, Spotkanie Jana III Sobieskiego z Leopoldem I, fot. wikimedia (domena publiczna)
Obchody 250. rocznicy wiktorii wiedeńskiej przeszły do historii za sprawą wielkiej rewii polskiej kawalerii. 6 października 1933 roku, ku uciesze wiwatujących tłumów, dwanaście pułków jazdy w pełnej krasie przedefilowało krakowskimi Błoniami. Tak spektakularnego widowiska ówczesna Polska jeszcze nie widziała.
Nieprzypadkowo Piłsudski przywiązywał dużą wagę do uroczystości w Krakowie, nazwanych Świętem Kawalerii Polskiej. To on był ich pomysłodawcą, co zresztą nie dziwi, skoro od lat fascynował go kunszt wojskowy pogromcy Turków spod Wiednia – króla Jana III Sobieskiego.
Stolica Małopolski od dawna nie była świadkiem napływu takiej ilości turystów. Ostatnie takie „oblężenie” miasto przeżywało w lipcu 1910 r., z okazji 500-lecia bitwy pod Grunwaldem. „Nie ma dziś w Krakowie domu, który by nie zakwitł bielą i amarantem – nie ma serca, które by nie było radością, na myśl, że przez ulice miasta przeciągnie chluba polskiej armii, najbardziej wyborowe oddziały polskiej kawalerii” – zapowiadał krakowskie uroczystości „Ilustrowany Kurier Codzienny”.
W przeddzień parady na specjalnie udekorowanym na tę okazję dworcu kolejowym zgromadziły się istne tłumy. Każdy chciał na własne oczy zobaczyć przyjazd najważniejszych osób w państwie: prezydenta Ignacego Mościckiego i marszałka Piłsudskiego.
– Jutro nad Tobą jako Głową Państwa zatoczy kręgi Orzeł Biały w pełnym majestacie wolności, by spłynąć ponad głową Wodza zwycięskiego i wraz z nim dumnym okiem dokonać przeglądu sławą okrytych hufców kawalerii polskiej, a my stutysięczna rzesza obywateli radować się będziemy, a ponadto myślą poważną wstecz się zwrócimy – witał głowę państwa gospodarz miasta, prezydent Mieczysław Kaplicki.
Wydarzenia, do których doszło następnego dnia na krakowskich Błoniach, były rzeczywiście doniosłe i wyjątkowe. Już od wczesnych godzin porannych na miejsce defilady zdążały tysiące mieszkańców miasta i gości przybyłych z różnych zakątków kraju. Ci, którym nie udało się zdobyć wejściówek na okazałą trybunę, na własną rękę szukali miejsc, z których można byłoby dostrzec pokazy wojskowe. Jednym z nich był Kopiec Kościuszki.
Wśród zasiadających na widowni znaleźli się przedstawiciele wielu pokoleń i warstw społecznych: „Obok odświętnie odzianych chłopów z pobliskich wsi, niektórych w tradycyjnych malowniczych strojach krakowskich, w barwnych kapotach, przepasanych kolorowym pasem, w rogatywkach z piórkiem i w palonych czerwonych butach na pasiaste spodnie, widziało się i robotników w miejskich ubraniach świątecznych, a wszyscy z mnóstwem dzieciaków – aby choć spojrzeć mogli na …„Dziadka”. Co zamożniejsi, jechali dorożkami albo taksówkami. Nie zabrakło też okolicznego. ziemiaństwa, które przybyło gremialnie z racji koligacji rodzinnych z kawalerią polską” – zapamiętał płk Leon Mitkiewicz-Żółtek, dowódca 2 Pułku Szwoleżerów Rokitniańskich.
Kwadrans przed godz. 13:00 wszystko było już dopięte na „ostatni guzik”. Loża honorowa wypełniła się już najznamienitszymi gośćmi, z prezydentem na czele. Także trybuna prasowa pękała w szwach. Zasiedli na niej zarówno polscy, jak i zagraniczni dziennikarze. Marszałek zdążył już odebrać raport od inspektora armii gen. Gustawa Orlicz-Dreszera oraz dokonać przeglądu pułków, które lada chwila miały wziąć udział w uroczystej defiladzie.
Generał Orlicz-Dreszer, który należał do najbliższych współpracowników Piłsudskiego, jechał na czele parady, prowadząc dwanaście pułków jazdy. Wiwatów i oklasków na cześć ułanów nie było końca. W prasie nazwano ich później „następcami skrzydlatej husarii”.
„Pułki idą rozwiniętymi szwadronami, ściągniętym kłusem. Lśni na słońcu sierść – kasztany, gniadosze, kare. Błyszczą lance, furkocą proporce, tańcują konie w idealnie równych, jakby skutych w całości szeregach. Pułk za pułkiem, szwadron za szwadronem. Jedni piękniejsi od drugich, prześcigający się barwnością, postawą i brawurą (…). Pan Marszałek nie spuszczał wzroku ze swych chłopców malowanych, salutując sztandary i stojąc nieporuszenie skupiony i baczny. Szwadron za szwadronem, pułk za pułkiem, jadą ułani, szwoleżerowie i strzelcy konni. Którzy najlepsi? Wszyscy piękni na świetnych koniach, jak automaty sprawni w ruchach, jak stal twardzi w szeregach” – czytamy w jednej z relacji.
Zachwytu nie kryli także ci, którzy 90 lat temu defilowali przed dziesiątkami tysięcy widzów w Krakowie. Jeden z nich – płk Aleksander Pragłowski, dowódca 17 Pułku Ułanów, napisał po latach: „Byłem tam na czele naszego pułku; obchód wywarł na mnie głębokie wrażenie. Defilowaliśmy kłusem przy akompaniamencie muzyki własnych trębaczy. Pułki wysilały się na melodie klasyczne, dające się uzgodnić do kłusa. Nasz pułk defilował cudnie przy skocznych dźwiękach: »Pije Kuba do Jakuba«. Marszałek słysząc naszą przygrywkę miał wysoce rozradowaną twarz”.
Piłsudski, mimo podeszłego wieku, sprawiał wrażenie żywo zainteresowanego paradą. Ubrany w szaro-niebieski mundur, w maciejówce na głowie oraz przepasany wielką wstęgą Orderu Virtuti Militari, przykuwał spojrzenia tysięcy obserwatorów. „Siły fizyczne Marszałka być może słabną, ale duchem jest jeszcze taki, jak wtedy, gdy rozkazywał swoim ochotnikom ruszyć na Rosję przed 20 laty” – czytamy w relacji Fredericka T. Birchalla, amerykańskiego korespondenta „The New York Times’a”.
„Widzę go (Piłsudskiego – red.) bardzo dobrze, choć oddziela mnie od trybuny jakieś z 500 metrów. Trochę przygarbiona, nieco pochylona naprzód postać jego, z wielkimi, zwisającymi na dół sumiastymi wąsami, stanowczym, ostrym profilem z klasycznym rzymskim nosem i rysującymi się spod maciejówki wielkimi krzaczastymi brwiami – jego dostojna, marsowa sylwetka bezsprzecznie dominowała nad wszystkimi i nad wszystkim co było w tym dniu na Błoniach Krakowskich” – pisał płk Mitkiewicz-Żółtek.
Zwieńczeniem uroczystości było oddanie hołdu pogromcy Turków spod Wiednia, którego prochy spoczywały w podziemiach Katedry Wawelskiej. – Panie Prezydencie Rzeczypospolitej, w imieniu wojska składam hołd królowi polskiemu Janowi III Sobieskiemu, wielkiemu wodzowi, który odnosił wspaniałe zwycięstwa – mówił Piłsudski, zwracając się do prezydenta Mościckiego, przy królewskim sarkofagu.
Pod koniec dnia marszałek, choć zmęczony, mógł z zadowoleniem przyznać, że jego plan hucznego uczczenia 250. rocznicy wiktorii wiedeńskiej zakończył się pełnym sukcesem.
Wszyscy, którzy widzieli paradę, zgodnie podkreślali: krakowska rewia wywarła na nich ogromne wrażenie. Wystarczyło ok. 40 minut tego wydarzenia, aby ppłk Wacław Lipiński stwierdził: „Była to jedna z najwspanialszych uroczystości, jakie widziałem w życiu, a widziałem ich wiele. Reżyseria każdego momentu tego swojego rodzaju widowiska była doprowadzona do perfekcji i wzbudzała powszechny zachwyt”.
Jeszcze przez wiele dni w prasie zachwycano się przebiegiem obchodów 250. rocznicy zwycięstwa pod Wiedniem. W „Światowidzie” tłumaczono: „Masy potrzebują widowisk i wzruszeń. Stary rzymski okrzyk: »panem et circenses« (chleba i igrzysk – red.), żądający od cezarów nie tylko chleba, ale i wzruszeń, nie stracił na aktualności. Nuda działa bowiem nie tylko zabójczo na jednostki, ale także na narody. Dlatego dobrze się stało, że urządzając obchód ku czci Jana III, zerwano ze starym szablonem akademii i do uroczystości tej powołano jak najszersze tłumy, pokazując im to, co Polska ma najdroższego, tj. wojsko i jego Wodza”.
czytaj też:
Hitler triumfował w Warszawie. Mógł zginąć z rąk Polaków >>>
Kock 1939 – ostatni bój w obronie Polski >>>
Virtuti Militari dla niezwyciężonej Warszawy >>>
Tak chyba wyglądać będzie koniec świata >>>
Zdjęcia Juliena Bryana – świadectwo, które wstrząsnęło światem >>>
Na straży wschodnich rubieży – Korpus Ochrony Pogranicza >>>
Apokalipsa ’39 – niemieckie bombardowanie Wielunia >>>
Niemiecki generał zginął od kul polskiego podziemia. Kulisy akcji >>>
„Wstrząsający obraz barbarzyństwa”. Tak Sowieci niszczyli Cmentarz Orląt >>>
Obrona Grodna – trzy dni heroicznej walki o polskość >>>
Zemsta Stalina – setki ofiar, zgliszcza i łuny pożarów nad Warszawą >>>
„Mała Polka”, która utarła nosa Hitlerowi >>>
Odegrać hejnał na Monte Cassino – ryzykowna misja Emila Czecha >>>
„Kilka razy wracali, rzucali granaty i strzelali”. Masakra na Rakowieckiej >>>
Dodaj komentarz