szukaj
Wyszukaj w serwisie

„Kilka razy wracali, rzucali granaty i strzelali”. Masakra na Rakowieckiej

WK / 02.08.2023
Miejsce upamiętniające ofiary masakry przy ul. Rakowieckiej, fot. By Dreamcatcher25 - Own work, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=27860194
Miejsce upamiętniające ofiary masakry przy ul. Rakowieckiej, fot. By Dreamcatcher25 - Own work, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=27860194

Po wybuchu Powstania Warszawskiego rozpoczęły się niemieckie zbrodnie na cywilach – w zemście za akt heroizmu, jakim niewątpliwie była walka o oswobodzenie stolicy. Niemcy mordowali bez wyjątku – niezależnie od wieku czy płci. 2 sierpnia, zanim jeszcze rozpętali istne piekło na Woli i Ochocie, dokonali masowych zbrodni na Mokotowie.


Najwięcej ofiar pochłonął mord na ponad 600 osadzonych w więzieniu mokotowskim. Część więźniów zdołała uciec, niektórzy dołączyli do powstania.

Dramat rozegrał się także w murach pobliskiego klasztoru jezuitów przy ul. Rakowieckiej. 79 lat temu z rąk Niemców zginęło tam 44 Polaków, w tym 8 kapłanów, 8 braci Towarzystwa Jezusowego oraz 28 osób świeckich – w większości przypadkowych, którzy znaleźli schronienie w klasztorze już po wybuchu walk o stolicę. Wśród ofiar była kobieta pracująca jako sprzątaczka i 10-letni chłopiec – ministrant przygotowujący się do Mszy świętej…

Już 1 sierpnia, ze względu na toczące się wzdłuż całej ulicy Rakowieckiej walki, osoby znajdujące się na terenie klasztoru zostały odcięte od reszty miasta. Obszar przyległy do klasztoru, w tym pobliskie Pole Mokotowskie i Fort Mokotów, był silnym bastionem sił niemieckich.

Jezuici zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji, jednak nie zrezygnowali ze swoich duchowych obowiązków. Poranek 2 sierpnia, jak co dzień, rozpoczęli od porannych modlitw. W ciągu dnia odprawiano nabożeństwa według wcześniej ustalonego porządku, choć na zewnątrz świszczały kule i płonęły zabudowania. I choć sam klasztor też uległ uszkodzeniu, nikt nie spodziewał się prawdziwego piekła na ziemi…

Pretekstem do wkroczenia na teren klasztoru była dla Niemców rzekoma pomoc zakonników dla powstańców. Co więcej, duchowni w habitach mieli – jak tłumaczyli esesmani – prowadzić regularny ostrzał z okien. Był to oczywisty absurd, ponieważ żaden z nich nie posiadał broni. Widok kilkudziesięciu funkcjonariuszy SS, którzy otoczyli klasztor, musiał wzbudzać najgorsze skojarzenia. „Mieli zielone mundury, czarne wyłogi i czarne epolety oraz trupie główki na kołnierzach” – relacjonował naoczny świadek ks. Aleksander Kisiel.

Mimo to ojciec Edward Kosibowicz, przełożony zakonnej wspólnoty, szedł na rozmowy z niemieckim dowództwem pełen nadziei. Miał złożyć tylko „wyjaśnienia”, które traktował zresztą jak formalność. Gdy tylko jednak opuścił mury klasztoru, na wysokości ulic Rakowieckiej i Wawelskiej, został skrytobójczo zamordowany przez Niemców.

Ciało księdza Kosibowicza ekshumowane w 1945, fot. wikimedia (domena publiczna)

W kolejnych godzinach funkcjonariusze SS dopełnili dzieła zniszczenia. Najpierw zagnali do kotłowni ponad 50 przerażonych osób. Wszelkie nadzieje uwięzionych rozwiały pierwsze egzekucje, dokonywane w pobliskim w niewielkim pomieszczeniu (o wymiarach 5,5 metra na 2,5 metra). Reszta uwięzionych, słysząc strzały, musiała przeczuwać najgorsze.

Masakrę, rozpoczętą ok. godziny 12:00, tak opisywał ks. Kisiel: „Po zejściu się wszystkich, około 50 osób, w pokoju woźnicy esesmani zamknęli drzwi, po kilku minutach gwałtownie je otworzyli, wrzucając dwa granaty na środek pokoju. Wszyscy upadli na ziemię. Utworzył się kilkuwarstwowy zwał z leżących ludzi (…). Stojący przy drzwiach esesman otworzył ogień z broni automatycznej („rozpylacza”). Strzelał w leżących ludzi, celując specjalnie tam, gdzie się rozlegały jęki”.

Duchowny cudem uniknął śmierci. Jak dodawał: „Sprawdzający esesman wszedł butami na moje plecy i huśtając się powiedział: „Der ist noch frisch” (Ten jest jeszcze świeży). Strzelił z rewolweru, celując prawdopodobnie w głowę, trafiając w koniec ucha”.

Oczom innego ocalałego, ks. Jana Rosiaka, ukazał się wstrząsający widok: „Kiedy po drugiej salwie Niemcy odeszli, podnoszę nieco głowę. (…) Naprzeciwko, prawie nade mną siedzą księża Libiński i Wilczyński, lecz już nie żyją. Ksiądz Libiński, pochylony ku przodowi, zwiesił głowę tak głęboko, że z odległości kilkudziesięciu centymetrów mogę oglądać tył jego czaszki. Widzę ziejącą straszliwą pustką jamę bez mózgu”.

Oprawcy chcieli mieć pewność, że zabili wszystkich – w tym celu wrócili na miejsce kaźni, aby dobić rannych. W tym morderczym procederze pomagał im… 10-letni chłopiec z niemieckiej rodziny, który wskazywał esesmanom konające ofiary.

„Odnoszę wrażenie, że sufit pękł, że cały dom wali się nam na głowy. Sypie się tynk. Szyby lecą z brzękiem (…) granaty pękają gdzieś bardzo blisko. (…) Po granatach oddano jeszcze kilka serii z automatów. Wtedy umilkły nawet jęki. (…) Skończyli. Odchodzą. Kilka razy wracali, rzucali granaty i strzelali” – czytamy w relacji ks. Karola Sawickiego.

Miejsce zbrodni. Zdjęcie z 1945, fot. wikimedia (domena publiczna)

Z życiem uszła także Stanisława Koprowicz: „W chwili, gdy Niemiec zaczął rzucać granaty, chwyciłam leżący w pokoju na szafie koc, zakryłam głowę, otworzyłam usta i oparłam się o drzwi. W pokoju rozrywani granatami ludzie konali. W pewnej chwili poczułam, że robi się gorąco, spostrzegłam, iż po nodze spływa krew. Odniosłam wtedy pięć ran w lewą nogę i jedną w klatkę piersiową. Rany otrzymałam odłamkami granatów”.

Łącznie z masakry uratowało się 14 osób. Gdy tylko Niemcy skończyli pierwszą turę rozstrzeliwań, ocalali ukryli się w magazynach węgla i drewna. Tam przeczekali resztę zbrodni. Musieli czuć fetor palonych ciał ofiar, uprzednio ograbionych z rzeczy osobistych…

Niektórzy opuścili kryjówkę dopiero po trzech dniach. „Udało się jednemu z księży dotrzeć po kryjomu do sąsiedniego bloku mieszkalnego i zawiadomić punkt sanitarny o naszym położeniu. Korzystając z chwilowej nieobecności Niemców na terenie domu i w pobliżu, dwie sanitariuszki dotarły do węglarni i w ciągu godziny przeprowadziły wszystkich do domu przy ulicy Fałata – Akacjowa. Wychodząc, widziałem w miejscu egzekucji stos niedopalonych zwłok, leżących tak, jak je zostawiłem wychodząc. Dom był w większości wypalony” – wspominał ks. Kisiel.

Pamiątkowa tablica na ścianie dawnego Domu Pisarzy (obecnie Collegium Bobolanum), fot. Autorstwa Jolanta Dyr – Praca własna, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=20583152

Lista zidentyfikowanych ofiar masakry z w klasztorze jezuitów:

  1. br. Feliks Bajak
  2. br. Antoni Biegański
  3. br. Klemens Bobritzki
  4. br. Józef Fus
  5. br. Adam Głaudan
  6. br. Czesław Święcicki
  7. br. Stanisław Tomaszewski
  8. br. Stanisław Orzechowski
  9. ks. Zbigniew Grabowski
  10. ks. Herman Libiński,
  11. ks. Jan Madaliński
  12. ks. Jan Pawelski
  13. ks. Władysław Wiącek
  14. ks. Henryk Wilczyński
  15. ks. Mieczysław Wróblewski
  16. Antoni Chrzanowski (ogrodnik)
  17. Aurelia Dembowska (sprzątaczka)
  18. Zbigniew Mikołajczyk (ministrant)
  19. Stanisław Rutkowski (organista)
  20. Stanisław Żwan (woźnica)
  21. Jan Kęcik (murarz)
  22. Bronisław Dynak
  23. Jan Gurba
  24. Józef Jamroz
  25. Alfred Korankiewicz
  26. Helena Maciejko
  27. Witold Rosa
  28. Jan Włodarkiewicz
  29. Józef Szuba
  30. Zientarski (imię nieznane)

 

czytaj też:

Warszawa i Paryż – dwa powstania >>>

Powstanie Warszawskie – Polacy pamiętają o Bohaterach >>>

Francuzi, którzy walczyli w Powstaniu Warszawskim >>>

Powstaniec warszawski: wiara była nadzieją w beznadziei, światełkiem w ciemności >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-05-15 23:15:13