szukaj
Wyszukaj w serwisie


Proboszcz w Kołodziejówce: Przyszła zima i mamy wielki problem, aby przetrwać

Ks. Tomasz Sokół / Artur Hanula / 04.12.2022
fot. archiwum ks. Walerego Skraby
fot. archiwum ks. Walerego Skraby

Mamy nadzieję, ciągle nią żyjemy, że w końcu coś się zmieni na lepsze. W ostatnim czasie przyszła zima i mamy ogromny problem, żeby ją jakoś przetrwać w tak trudnych dla nas warunkach – powiedział portalowi polskifr.fr ks. Walery Skraba, proboszcz parafii pw. św. Stanisława Kostki w Kołodziejówce na Ukrainie. W drugą niedzielę Adwentu przypada XXIII Dzień Modlitwy i Pomocy Materialnej Kościołowi na Wschodzie pod hasłem “Posłani w pokoju Chrystusa”, organizowany przez Zespół Pomocy Kościołowi na Wschodzie przy Sekretariacie Konferencji Episkopatu Polski.


Zapraszamy do lektury naszej rozmowy!

 

Ks. Tomasz Sokół: Proszę pokrótce przedstawić parafię w Kołodziejówce.

Ks. Walery Skraba: Pracuję w parafii pod wezwaniem św. Stanisława Kostki w Kołodziejówce (Kołodijiwka), w archidiecezji lwowskiej, w dziekanacie tarnopolskim. Obecny kościół, który tutaj istnieje, został wybudowany w 1998 r. i poświęcony przez abpa Mariana Jaworskiego.

W latach 70. za czasów Związku Radzieckiego, był kościół stary, również murowany z XVIII w., on został później zburzony przez władze sowieckie. Ludność miejscowa była zmuszona do tego, aby korzystać z innego kościoła w odległości kilku kilometrów; tamta placówka duszpasterska nie była wówczas zamknięta, a mieściła się w miejscowości Hałuszczyńce. Część osób dojeżdżała w miarę możliwości na różne sposoby, głównie gromadzili się tam w święta lub kiedy trzeba było ochrzcić dziecko, czy przyjąć inne sakramenty, wtedy tam się zwracano do księdza, który nie był na stałe, lecz również przyjeżdżał co jakiś czas i opiekował się duszpastersko wielkim terenem całego istniejącego województwa.

Warto wspomnieć, iż na całe województwo tarnopolskie było wtenczas zaledwie kilku kapłanów. Były otwarte – za czasów komunistycznych w latach 70. – tylko 3 kościoły na całe nasze województwo tarnopolskie.

W obecnej parafii, w której pracuję, czyli w Kołodziejówce, jestem proboszczem od 7 lat. Wspólnota nasza liczy 168 osób, od czasu tegorocznej wojny, część ludzi oczywiście wyjechała, inni wyjeżdżali pracować do Polski i niewielka liczba tu ich została. Na stanie jest dziś ok. połowa osób, które wcześniej – przed wojną – przychodziły do parafii. Staramy się w czasie tej strasznej wojny jakoś normalnie przetrwać.

Kościół w Kołodziejówce, fot. archiwum ks. Walerego Skraby

 

Jak wyglądają kwestie narodowościowe?

Jeżeli chodzi o narodowość, są to osoby pochodzenia polskiego. Część z nich jest z rodzin mieszanych, którzy tutaj uczęszczają co jakiś czas. Jest tutaj zwyczaj od dawien dawna, że oni używają na tych terenach języka ukraińskiego na co dzień, natomiast, jeśli chodzi o liturgię, Msze św., lub inne sakramenty, to są sprawowane w języku polskim. Oni przychodząc do świątyni uważają się za Polaków, ale zanikło u nich porozumiewanie się w języku polskim w rodzinach. Było to spowodowane przeszłością, która tutaj istniała w czasie międzywojennym. Osoby starsze, jakie tutaj zastałem, jeszcze z czasów międzywojennych rozmawiały po Polsku. Natomiast u osób, które urodziły się w czasie wojny czy później język polski zanikł, oczywiście z różnych powodów, szczególnie z sytuacji powojennych.

W czasie poprzedniej wojny były mocne nacjonalistyczne prześladowania, co przyczyniło się do tego, że ci ludzie przestali mówić po polsku, ogromnie bali się wychodzić z tym na ulice – to jedna z przyczyn. Druga – to brak po wojnie polskich szkół. Tereny do Zbrucza należały wcześniej do Rzeczpospolitej, później jak wiadomo przeszły do Związku Sowieckiego i nie było mowy o nauczaniu w szkołach języka polskiego. Obecnie mamy tu sobotnią szkołę języka polskiego i część naszych dzieci tamże uczęszcza na lekcje. Jest miejscowa nauczycielka języka polskiego i ona próbuje jakoś uczyć te dzieci. Wiadomo, nie jest to sprawa łatwa, bo język polski traktuje się jak język obcy, coś niektórzy wiedzą, ale nie mówią nim na co dzień, jest on potrzebny do innego celu, może przydać się w przyszłości wyjechać np. za granicę czy na studia do Polski.

Kościół w Kołodziejówce, fot. archiwum ks. Walerego Skraby

 

A duszpasterstwo w parafii? Jakie ono jest?

Nasze duszpasterstwo na Ukrainie jest podobne do polskiego, mamy swoje tradycje w archidiecezji lwowskiej, które się zachowały, natomiast cały schemat pracy duszpasterskiej podobny jest jak w Polsce. Są sprawowanie nabożeństwa do Serca Pana Jezusa i Matki Bożej, jest Msza św., różaniec, pierwsze piątki oraz pierwsze soboty. Również są sprawowane nabożeństwa do świętych w zależności od parafii: do św. Antoniego, Matki Bożej Nieustającej Pomocy lub inne. Są to tzw. schematy tradycyjne, wszystko podobne jak w Polsce.

Warto zaznaczyć, iż połowa księży z naszej archidiecezji lwowskiej przyjechała z Polski, oni przybyli tu na początku lat 70. i również później. Teraz właściwie nie przyjeżdżają. Mamy lwowskie seminarium duchowne i kształcimy naszych kleryków. Na katechezę uczęszcza niewiele dzieci, ze względu na pandemię nauczanie nieco podupadło. Dalej wybuch wojny i nasze lokalowe warunki stały się bardzo trudne. Pomieszczenia – salka katechetyczna – w których jest prowadzona katecheza przy parafii jest nieużywana z powodu braku ogrzewania. Wcześniej była ona ogrzewana gazem, teraz zupełnie nie stać nas na ogrzewanie salki katechetycznej czy plebanii, a mam tylko dwa pokoje, gdzie sam mieszkam. Postawiłem sobie piecyk: tzw. kozę na drewno i sobie jakoś ogrzewam. Inne pomieszczenia, należące do parafii, są nieogrzewane. Jest nam bardzo trudno i kościół parafialny także jest nieogrzewany. W czasie zimowym zmniejszyła się ilość oraz możliwość prowadzenia katechezy i nabożeństw w kościele.

Kościół w Kołodziejówce, fot. archiwum ks. Walerego Skraby

 

Jak bardzo odczuwacie skutki wojny?

Wojna nas dotyka, mimo że nie są tu prowadzone bezpośrednie działania wojenne na naszych terenach. Odczuwamy głęboko tę wojnę, zaczynając od tego, że wszyscy żyjemy w ogromnym napięciu; nie wiadomo, co może się za chwilę wydarzyć, co nas dziś lub jutro może czekać. Ostatnio był kolejny atak rakietowy na zachodniej Ukrainie i zostały zburzone elektrownie oraz miejsca przekazów elektrycznych, czyli sieci przesyłowych. Strach pogłębiło to, iż mamy odłączony całkowicie prąd. Tylko w nocy jest podawany do naszych domów prąd, jeżeli ktoś chce coś zrobić, takie podstawowe codzienne rzeczy: pranie czy inne sprawy gospodarcze lub domowe. Natomiast w ciągu dnia trzeba pomieszczenia mieszkalne dogrzewać, nie każdy ma drewno, chyba że sobie w jakiś sposób załatwił, ceny są teraz bardzo wysokie, doszło do tego zubożenie ludzi. Ostatnio widzieliśmy kilka razy lecące rosyjskie rakiety, w całym naszym województwie, zostały uszkodzone niektóre strategiczne obiekty. Cześć osób z naszego terenu zostało zmobilizowanych do wojska i są na wojnie na wschodzie kraju. Staramy się dowiadywać, co na froncie się dzieje, oprócz tego, co słyszymy w mediach, dużo rożnych rzeczy jest inne od podawanych. Mamy nadzieję, ciągle nią żyjemy, że w końcu coś się zmieni na lepsze. W ostatnim czasie przyszła zima i mamy ogromny problem, żeby ją jakoś przetrwać w tak trudnych dla nas warunkach.

 

Jakie są źródła pomocy, która do was dociera?

Jeżeli chodzi o pomoc: od początku wojny została ona uruchomiona – z Polski i z całej Europy i z innych miejsc na świecie, np. USA; to dzięki tej pomocy Ukraina – powiedzmy to szczerze – jeszcze ciągle trwa w tej wojnie. Natomiast co dotyczy naszego życia codziennego, właściwie od samego początku, była organizowana pomoc dla przybyłych tu uchodźców. My mieliśmy tu ogromny napływ uchodźców, którzy przez las lub innymi drogami do nas przyjechali. Zazwyczaj zatrzymywali się u nas na chwilę, przebywali w szkołach lub innych miejscach, ale taka sytuacja trwała kilka dni lub kilkanaście, później osoby te, z powodu ciężkich warunków, jechały następnie dalej – do Polski czy do innych krajów. Na naszym terenie zatrzymało się kilka osób w wolno stojących domach, gdzie można było je wynająć i są oni do dziś.

Organizacja kościelna „Caritas Ukraina” w naszej archidiecezji zajęła się prowadzeniem pomocy humanitarnej i rozdawaniem darów otrzymanych z zagranicy, a główny nasz ośrodek Caritas mieści się we Lwowie.

Pierwsza pomoc była przeznaczona dla uchodźców ze wschodu Ukrainy, którzy stamtąd uciekali i pozbawieni zostali swoich domów. Ta pomoc w pierwszej kolejności została wysłana na tereny, gdzie jest regularna wojna, czyli wschód Ukrainy. Caritas udzielała pomocy osobom, które przebywają w ośrodkach dla uchodźców we Lwowie lub większych miastach; ci uchodźcy ze wschodu kraju tę pomoc przyjmują. My na miejscu, jeżeli mamy jakieś niezbędne potrzeby, to składamy podanie do Caritas na zapotrzebowanie i wypełniamy odpowiednie wnioski o pomoc i wówczas możemy ją uzyskać.

Jeżeli chodzi o miejscową ludność – to nie ma jakiejś specjalnej pomocy, zubożenie jest tu ogromne, ceny są olbrzymie, bezrobocie straszne. Na wsi łatwiej jest ludziom przetrwać, bo mają gospodarstwa domowe; w miastach jest o wiele gorzej. Nie ma prądu, nie ma ogrzewania, nie ma czym ich ogrzewać, w mieszkaniach jest strasznie zimno. Często mówi się, że jeśli ktoś ma jakieś swoje rodziny na wsiach, żeby tam ci ludzie z miast przyjeżdżali, aby przetrwać tegoroczną tę zimę – w miastach po prostu zamarzną.

Jeśli chodzi o pomoc państwa, to głównie skupiała się ona wobec uchodźców: pomoc pieniężna, żywnościowa, była ona oferowana w niewielkiej ilości. Państwo otrzymywało pomoc z zagranicy i ją rozdzielało dla najbardziej potrzebujących. Wielu księży pochodzących z Polski – w swoich rodzinnych parafiach – z których pochodzą, mogli sprowadzić pomoc dla swoich parafian na Ukrainie, a kto nie ma już takich kontaktów, jest mu o wiele trudniej funkcjonować. Można prosić jakiegoś księdza z Polski, aby on udzielił potrzebnej pomocy dla moich parafian, których mam. A potrzeby są i żywnościowe i inne np. generatory prądotwórcze. Koszta eksploatacji oczywiście są również ogromne, bo dla jednego domu kupić go, to makabryczny koszt. Poza tym paliwo, jest tu strasznie drogie i w sumie sytuacja staje się dla nas bez wyjścia. Jeśli funkcjonuje duży ośrodek, to taki dar prądotwórczy go ratuje, ale dla większej ilości osób. Zubożenie miejscowych ludzi doprowadza do tego, że ludzi nie stać na kupowanie podstawowych środków żywnościowych lub higienicznych. Słysząc informacje w naszych mediach – nie wiadomo czy to się szybko skończy, chyba się nie zanosi na szybki koniec wojny.

Kościół w Kołodziejówce, fot. archiwum ks. Walerego Skraby

 

A postawa parafian w tym trudnym czasie?

My ludzie wierzący na całej Ukrainie modlimy się o pokój, wszyscy w naszych kościołach codziennie odmawiamy różaniec, codziennie się żarliwie modlimy o zakończenie tej okrutnej wojny i mamy wielką nadzieję na pomoc Bożą. Jest to nasz duchowy obowiązek i potrzeba prosić Boga o Jego łaskę.

Na Ukrainie państwo nie pójdzie za wszelką cenę na rozejm z wrogami, który będzie dla Ukrainy stratą jej terenów, będą walczyć do ostatniego żołnierza. Rosja się nie podda i jeszcze długo zapewne będą trwały walki o niepodległość Ukrainy. Nie wiem do czego ta trudna sytuacja może doprowadzić, to analitycy polityczni i wojskowi muszą razem rozstrzygnąć. Słyszę w mediach różne analizy, co będzie się działo, dziś nikt tego nie wie. Niestety widzimy, że to wszystko nie ma zamiaru się szybko skończyć. Gorzej zapowiada się ta kwestia: jeżeli w czasie zimy zostaną zniszczone lub uszkodzone strategiczne obiekty i zostaniemy pozbawieni gazu czy prądu – to będzie dla nas ogromnie trudny czas – powiedzmy jasno – ciemny i trudny do przetrwania, podobnie jak w czasie II wojny światowej i wcześniej w czasie stalinowskiego głodu. Mamy nadzieję, że jakąkolwiek pomoc będziemy mieli, bo dzięki temu wiele osób zimę przeżyje, taka jest cała prawda.

Dalej mamy nadzieję, iż Kościół i nasi pasterze pomogą nam wytrwać w tych trudnościach i pozwolą szczęśliwie przetrwać tenże czas zimowy. Trzeba być zahartowanym do takiego przetrwania, bo dla ludzi to strasznie wielki wysiłek szczególnie emocjonalny. Wielu tutaj w Kołodziejówce bardzo ciężko czas wojny i zimy przeżywa. Jako duszpasterze, staramy się temu zaradzić, na ile oczywiście potrafimy, bo sami również przeżywamy różnego rodzaju trudności. Ta pomoc duchowa i psychiczna jest bardzo potrzebna, aby przeżyć różne stresy i niepokoje, które zagościły w ludzkich sercach. To jest prawdziwa wojna, ona wpływa na nasze codzienne życie, zarówno materialne, emocjonalne, ale i duchowe.

Więcej o ks. Walerym >>>

Wsparcie dla Ukrainy i innych krajów Wschodu >>>

 

czytaj też:

Rzymskokatoliccy biskupi Ukrainy do Kościoła w Polsce: Dziękujemy i prosimy, bądźcie nadal blisko nas! >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-03 00:15:12