Obrona Grodna – trzy dni heroicznej walki o polskość
Grodno, fot. wikimedia (domena publiczna)
We wrześniu 1939 roku Grodno opierało się sowieckiej inwazji najdłużej ze wszystkich innych miast wschodniej II Rzeczypospolitej. Obrońcy Grodna, wspierani przez młodzież i dzieci, wytrwali w oporze przez 3 dni, kapitulując 22 września 1939 r. O tej pięknej, ale i tragicznej karcie historii, opowiada film „Orlęta. Grodno ‘39”, który wszedł do polskich kin. 23 września 1939 r. dowodzący obroną miasta gen. Wacław Przeździecki wydał podległym sobie oddziałom rozkaz przekroczenia granicy litewskiej. Na Litwie zostali internowani.
„17 września 1939 roku, na mocy porozumień sowiecko-niemieckich, Armia Czerwona wkracza do Polski. 20 września planuje zająć Grodno. Obrońcy miasta rozpoczynają beznadziejną, heroiczną walkę. Nieliczne oddziały wojskowe są wspomagane przez ludność cywilną, przede wszystkim młodzież szkolną. To właśnie dzieci i młodzież bohatersko bronią miasta, stając się ofiarami niezwykłego okrucieństwa okupantów” – czytamy w opisie filmu.
Sowiecka agresja sprzed 83 lat praktycznie przesądziła o losie Polski, zaatakowanej 1 września przez Niemcy i Słowację. Sytuacja osamotnionego Wojska Polskiego stawała się krytyczna, a Naczelny Wódz, zanim jeszcze wraz z władzami Rzeczypospolitej przekroczył granicę z Rumunią, polecił unikanie walk z Sowietami. „Miasta, do których podejdą bolszewicy, powinny z nimi pertraktować w sprawie wyjścia garnizonów do Węgier lub Rumunii” – pisał w rozkazie wydanym, gdy Armia Czerwona wkroczyła do Wilna. Podobny los spotkał Lwów, poddany wskutek decyzji gen. Władysława Langnera. Ale Grodno nie zamierzało kapitulować. 20 września rozpoczął się heroiczny, nierówny bój o miasto.
Grodna broniła Rezerwowa Brygada Kawalerii „Wołkowysk”, największy oddział Wojska Polskiego operujący w okolicy, a także nieliczny garnizon miasta. To jednak postawa cywilów, w tym nieletnich, przeszła do historii jako dowód niezwykłego bohaterstwa. Nierzadko poświęcali życie, aby ratować miasto, w którym się urodzili, wychowali i dorastali…
Mieszkańcy chętnie odpowiedzieli na apele wiceprezydenta miasta Romana Sawickiego, licznie stawiając się do prac fortyfikacyjnych. Przygotowania do obrony tak opisywała Grażyna Lipińska, grodzieńska nauczycielka oraz komendantka Pogotowia Społecznego: „Na wezwanie megafonu zbierają się tysięczne rzesze ludzi z łopatami. Kopiemy rowy i stawiamy zapory na wszystkich możliwych drogach, wiodących do miasta. Nie mamy przecież wywiadu, nie wiemy z jakiej strony i który z dwu wrogów na nas uderzy. Kopiemy także w mieście, wznosimy barykady na ulicach, balami zostawiamy oba mosty (…). Sąsiedni budynek szkolny, internat, kościółek, podwórze i ogród również fortyfikują się. Żołnierze na rozkaz młodego podchorążego taszczą na dziedziniec szkolny cekaemy, pełne skrzynki nabojów, karabiny i wiele innego sprzętu. Chłopcy ze Szkoły Ogrodniczej przywdziewają mundury, zbroją się w karabiny, robią nasypy, rowy strzeleckie. My – liczne kobiety – biegamy za prowiantem, przygotowujemy lekarstwa, bandaże, nosze i butelki z benzyną – tę improwizowaną broń przeciwczołgową (…). Mężczyźni, kobiety, dzieci, cywile i pozostałe w mieście grupki żołnierzy i oficerów — wszyscy razem. Nie ma czasu na sen i odpoczynek, nie ma w sercu miejsca na strach, na skargę, na zwątpienie — jest tylko wspólna wola: „Bronić się!”.
Dowództwo Armii Czerwonej zamierzało opanować Grodno niemalże z marszu, przy wykorzystaniu tzw. improwizowanych grup bojowych, opartych na broni pancernej. Do ataku przewidziano znaczne siły, zgrupowane w XV Korpusie Pancernym, VI Korpusie Kawalerii i 21 Brygadzie Czołgów Ciężkich. Cały czas prowadzono ostrzał artyleryjski; próbowano też sforsować Niemen.
Polscy obrońcy musieli zmagać się także z dywersją ze strony miejscowych sympatyków komunizmu, wspieranych przez NKWD, głównie Białorusinów i Żydów. „W samym mieście rozpoczęły wystąpienia elementy komunistyczne, urządzając napady na pojedynczych żołnierzy i grupy mniejsze. Wysłałem kompanię policji dla patrolowania i rozbrojenia band komuny” – pisał gen. Wacław Przeździecki, dowódca Brygady „Wołkowysk”, który – obok mjr. Benedykta Serafina – faktycznie dowodził obroną miasta.
Mimo ogromnej przewagi wroga w sile i środkach, miasto stało się areną zaciętych walk. Sowieckie czołgi napotkały na zdecydowany opór, w postaci ognia z broni maszynowej. Ofiarność obrońców nie znała granic, nierzadko dochodziło do walki na bagnety. Szczególnie skuteczną bronią okazały się też prowizoryczne granaty zapalające w postaci butelek z benzyną, znane dziś powszechnie jako „koktajle Mołotowa”.
„Na most wjeżdża olbrzymi czołg, przerywa bez trudu nasze zapory, za nim drugi, trzeci, czwarty. Trzepoczą na nich czerwone chorągiewki. Na pierwszym czołgu bukiet kwiatów; gdzieś go kwiatami przywitano, ale nie w Grodnie. Żołnierz polski na przyczółku mostowym wali z działka przeciwlotniczego, przepuścił jednak pierwsze czołgi, trafił w czwarty, który zanim zdążył wjechać na most staje w płomieniach” – tak pierwsze walki zapamiętała Lipińska.
Z kolei harcerz Jan Siemiński relacjonował: „Pierwszy czołg spalono za pomocą butelek benzynowych przy ul. Mostowej, tuż obok koszar wojskowych. Następny trafiony został pociskiem działa przeciwlotniczego, strzelającego pociskami przeciwpancernymi z ulicy Mostowej w kierunku ulicy Lipowej. Na ulicy Lipowej obok budynku Szkoły Powszechnej im. Stefana Żeromskiego ogniem karabinowym uszkodzono także samochód pancerny, który stracił wskutek tego zdolność manewrową”.
Inny druh, Tadeusz Pieslak, pozostawił po sobie dramatyczny opis toczonych walk: „Ogromny huk, jakieś zgrzyty, krzyki. Słyszę to wszystko leżąc przerażony pod murem…, a chciałem być bohaterem i brać udział w obronie Grodna. Jaka to wielka różnica pomiędzy rzeczywistością a marzeniami. Wtem słyszę czyjś zdyszany głos: +rzucaj tę butelkę! Prędko, po cholerę ją trzymasz, wstawaj!+ przytomnieję, obok mnie stoi żołnierz, prawdopodobnie z obsługi działka. Nie bardzo chyba wiedząc co czynię, poderwany tym krzykiem wybiegam na ul. Dominikańską, widzę czołg stojący w szerokich obrotowych drzwiach kina, zniszczone działko częściowo pod czołgiem, gąsienice czołgu obracają się z ogromnym hałasem do tyłu, robię kilka kroków i rzucam z całej siły butelką, która (mam ten obraz do dzisiaj przed oczyma) rozbija się na pancerzu i od razu bucha duży płomień”.
Sowieci byli zaskoczeni polskim oporem: niebywałe poświęcenie obrońców, wykorzystujących doskonale zalety walki miejskiej (wąskie ulice, prowadzenie ognia w oparciu o zabudowania, wykorzystywanie elementu zaskoczenia itd.), znacznie opóźniło ofensywę wroga.
21 września nieprzyjaciel ponowił atak, odnosząc tym razem spore sukcesy (zdobywając m.in. skład benzyny). Po południu gen. Przeździecki rozkazał załodze opuścić miasto, wiedząc, że to ostatni moment na złożenie broni i uniknięcie sowieckiej niewoli. W rękach Polaków wciąż znajdowały się m.in. Stary Zamek, koszary oraz gmach szkoły zawodowej. Choć walki trwały, opór malał z godziny na godzinę.
Ostatecznie Sowieci opanowali Grodno 22 września, biorąc do niewoli ok. 1000 jeńców. Ale agresorzy nie zamierzali przestrzegać żadnych norm prawa międzynarodowego. Część z wziętych do niewoli żołnierzy, szczególnie oficerów, rozstrzelali na miejscu. Podobnych egzekucji dokonywano na cywilach. Już wcześniej zresztą, agresorzy dopuścili się wielu zbrodni, także na dzieciach. Jedną z ofiar był 13-letni Tadeusz Jasiński, schwytany przy próbie obrzucenia czołgu butelką z benzyną. Sowieci wykorzystali go jako tzw. żywą tarczę. Ciężko rannego chłopca nie udało się już uratować…
Po zajęciu Grodna okupanci rozpętali krwawy terror za sprawą przysłanych do miasta funkcjonariuszy NKWD. Świadek sowieckich zbrodni, Tadeusz Borkowski, opisywał: „Po wejściu Sowieci aresztowali mojego kolegę, uczestnika obrony miasta, którego nazwiska już dzisiaj nie przypominam sobie. Wzięli go na samochód ciężarowy i zabili, został po prostu przecięty serią z karabinu maszynowego. Zwłoki porzucili na ulicy. Na jego pogrzeb przyszło sporo młodzieży. Mój ojciec miał mowę, porównywał tę walkę do boju Orląt Lwowskich”.
Podobnie walki o Grodno oceniał sam Naczelny Wódz gen. Władysław Sikorski. „Jesteście nowymi Orlętami. Postaram się, żeby wasze miasto otrzymało Virtuti Militari i tytuł Zawsze Wiernego” – mówił w grudniu 1941 r. podczas inspekcji 6. Dywizji Piechoty. Obietnicy tej nie spełnił, choć Grodno i tak pozostało symbolem heroizmu w walce o polskość Kresów.
czytaj też:
„Dziękujemy Wam, Polacy!”, czyli jak żołnierze gen. Maczka wyzwalali Europę >>>
Sowiecka zbrodnia na gen. Józefie Olszynie-Wilczyńskim; dramatyczna relacja żony >>>
A teraz za polskie pieniądze powstał zakłamany obraz Orlęta, Grodno 39 gloryfikujący wrogie nam żydowstwo. Hańba