szukaj
Wyszukaj w serwisie

Viridianna Rey: nie obchodziliśmy Bożego Narodzenia ani po angielsku, ani po francusku

Paweł Osikowski / 23.12.2018


Wielkanoc to najważniejsze kościelne święto, ale Boże Narodzenie dla każdego Polaka to na pewno najbardziej rodzinne święta. Podczas wojny, co roku, na Boże Narodzenie uczyłyśmy się patriotycznych wierszy, jakie recytowałyśmy później przed rodzicami „pod choinkę”. A po Wigilii jeździliśmy do kościoła polskiego na Pasterkę, gdzie z rodakami, w wielkim skupieniu modliliśmy się za Ojczyznę i na zakończenie śpiewaliśmy „Boże coś Polskę…” – opowiada hr. Viridianna Rey, córka prezydenta RP na uchodźstwie – Edwarda Raczyńskiego.


fot.Arch.GK

Paweł Osikowski: Urodziła się Pani, podobnie jak jej dwie siostry, w Londynie. Czy miało to wpływ na atmosferę domu, na przeżywanie Bożego Narodzenia? Czy te Święta w domu Państwa Raczyńskich były tradycyjne, polskie?
Wiridianna Rey: Wychowałam się w Anglii, ale zawsze obchodziliśmy w domu tradycyjną, polską wigilię. O siódmej wieczorem zbieraliśmy się razem i łamaliśmy się opłatkiem, po czym siadało się do stołu nakrytego białym obrusem.

P.O.: Czy dopuszczane były jakieś odstępstwa od polskich wigilijnych potraw?
W.R.: Kolacja wigilijna nie była całkiem tradycyjna; nie było tych 12 dań, a karpia zastępowała inna biała ryba. Był natomiast czerwony wigilijny barszcz, kulebiak a na zakończenie kompot z suszonych owoców i bakalie.

P.O.: Czy była choinka? Kto i kiedy ją ubierał?
W.R.: Po skończonej wieczerzy, przechodziliśmy do salonu, gdzie stało drzewko pięknie ubrane przez moją starszą siostrę i przeze mnie -w sekrecie przed najmłodszą z nas, która jeszcze wierzyła w św. Mikołaja. Pod drzewkiem był żłóbek, a na drzewku prawdziwe świeczki – o ileż ładniejsze od elektrycznych. Dopiero dziś zdaję sobie sprawę jakie to było niebezpieczne.

P.O.: A te wojenne święta?
W.R.: Podczas wojny, co roku, na Boże Narodzenie uczyłyśmy się patriotycznych wierszy, jakie recytowałyśmy późnie przed rodzicami „pod choinką”.

P.O.: Czy był zwyczaj śpiewania kolęd?
W.R.: Ojciec bardzo lubił śpiewać, i znaliśmy mnóstwo kolęd, ale podczas wojny nie śpiewano „Cicha noc, ciemna noc”, bo to niemieckie. Po wojnie, to co innego i wówczas już z czasem śpiewaliśmy także i tę piękną kolędę.

P.O.: A jak było z prezentami?
W.R.: Każdy członek rodziny oraz zaproszony gość miał przygotowany fotel lub krzesło, na którym były wyłożone prezenty. Pamiętam, że przez kilka lat po wojnie, nie można było w Londynie kupić ładnego papieru, ani sznurka do pakowania prezentów, więc się je bardzo ostrożnie rozpakowywało i odkładało papier na następny rok.

P.O.: Dzień wigilijny to przede wszystkim jednak pasterka…
W.R.: Pasterka, za mojej młodości, zaczynała się o północy. Myśmy, po wojnie mieszkali na przedmieściu, daleko od polskiego kościoła, ale zawsze, tradycyjnie, jeździliśmy tam na pasterkę.
Proboszczem był kochany ksiądz Staniszewski, wesoły i wielkiej dobroci. Kościół był tak pełny, że większość osób stała i wszyscy tak ochoczo śpiewali, że aż się tynk sypał ze sufitu. Na końcu Mszy św. śpiewano „Boże coś Polskę” a potem szliśmy do księdza na poczęstunek.

P.O.: A jak wyglądają Pani Święta Bożego Narodzenia we Francji?
W.R.: Od czasu, kiedy mieszkam we Francji – juz 51 lat – dalej obchodzę w Montresorze tradycyjne, polskie Boże Narodzenie z całą rodziną. Jedynie brakuje tu polskiej pasterki. Francuzi nie mają wielu kolęd. Anglicy mają piękne kolędy – ale nasze, polskie są najpiękniejsze!
Pasterka w Montresorze rozpoczyna sie o 9-tej wieczorem. Kościół w ciemnościach; trzymamy zapalone świeczki, a dopiero gdy ksiądz proboszcz intonuje „Gloria in Excelsis Deo”, zapalają się wszystkie światła, dzwony biją; jest wzniosły nastrój i bardzo pięknie.

P.O.: A czy młodsze pokolenia Pani rodziny zachowują polskie zwyczaje świąteczne?
W.R.: Ponieważ pasterka zaczyna się tak wcześnie, cała, duża rodzina, po nabożeństwie, zbiera się w jadalni, w zamku, gdzie przy choince śpiewamy kolędy – nawet ci, którzy nie mówią po polsku! Ale dla tych dzieci i młodych, którzy nie znają języka polskiego widać że czas się im dłuży i że marzą ażeby się dobrać do prezentów!

U mnie jednak nigdy nie obchodziliśmy świąt Bożego Narodzenia po angielsku, ani po francusku, choć moja miła, amerykańska synowa, która nauczyła się mówić nieźle po polsku – w dzień Bożego Narodzenia lubi upiec indyka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-05-14 23:15:19