Marta Gardolińska: pamiętam, że jestem ambasadorką Polski w muzyce
Marta Gardolińska, fot. Bartek Barczyk
Mam nadzieję gościć wielu z Państwa na swoich koncertach i obiecuję zawsze pamiętać o odpowiedzialności, która spoczywa na mnie jako na ambasadorce Polski w muzyce – powiedziała do czytelników Polskifr.fr Marta Gardolińska, dyrektor muzyczna Opéra national de Lorraine, jako pierwsza kobieta w historii tej instytucji, której początki sięgają 1758 r. i czasów króla Stanisława Leszczyńskiego, związanego z Francją. Artystka jest też laureatką konkursu „Wybitny Polak”. Opowiedziała o swojej pasji do muzyki i dyrygowania, licznych podróżach i najbardziej stresującej sytuacji, jaka do tej pory przydarzyła się jej w karierze.
Artur Hanula: Jak zrodziła się u Pani pasja do muzyki? Miała Pani chyba różne zainteresowania jako mała dziewczynka. Czy pasja do muzyki rozwijała się od dzieciństwa, czy może był jakiś moment przełomowy? Dlaczego wybrała Pani tę, a nie inną dziedziną muzyki – dyrygowanie?
Marta Gardolińska: Jako dziecko miałam wiele zainteresowań, a wśród nich stanowczo najważniejszy był sport, ruch. Muzykę zawsze lubiłam, ale wielogodzinne, żmudne ćwiczenie na instrumencie było bardzo trudne przy moim temperamencie. Aż do studiów naukę muzyki traktowałam w kategorii poszerzania horyzontów. Miałam na myśli zostanie fizjoterapeutą dla muzyków, ale nie muzykiem. Dopiero podczas wymiany studenckiej w Wiedniu, kiedy już studiowałam dyrygenturę trzeci rok, zaczęłam zastanawiać się nad wybraniem tego zawodu jako głównego. Chyba atmosfera tego miasta, przesiąkniętego muzyczną tradycją zaraziła mnie entuzjazmem.
Być może dla niektórych, niewtajemniczonych w świat muzyki, osoba dyrygenta jawi się jako ktoś wyjątkowy i nieco tajemniczy, wykonujący może nie do końca zrozumiałe gesty dla „zwykłych śmiertelników”. Na czym polega wyjątkowość relacji jaka zawiązuje się między dyrygentem i muzykami? Czy dyrygent dla muzyków jest pewnym „buforem bezpieczeństwa”, który gwarantuje udany występ? Jak to jest, że dyrygent „ogarnia” tak liczne instrumenty biorące udział w występie?
Dyrygent pod pewnymi względami jest “buforem bezpieczeństwa”. Głównie ze względu na aspekty akustyczne grania w dużej orkiestrze symfonicznej – muzycy słyszą się nawzajem z opóźnieniem, a czasem nawet w ogóle nie słyszą pewnych innych grup. Gest dyrygenta pomaga wszystkim grać razem. Jednak taką funkcję równie dobrze wypełniłby robot lub metronom. Dyrygent jest artystą, który kształtuje interpretacje utworu najpierw na próbach (gestem, słowem, organizacją pracy orkiestry), a potem podczas występu samym gestem. Pewna część naszej “choreografii” jest uniwersalna, to tzw. taktowanie. Ale repertuar gestów ekspresyjnych każdego dyrygenta jest indywidualny i dostosowany do jego lub jej osobowości muzycznej.
Od 2021 roku jest Pani dyrektor muzyczną Opéra national de Lorraine, jako pierwsza kobieta w historii tej instytucji, której początki sięgają 1758 r. i czasów króla Stanisława Leszczyńskiego, związanego z Francją. Czy ten wybór to było dla Pani zaskoczenie? Jak to jest kierować taką instytucją i jakie są Pani podstawowe zadania?
W pewnym sensie byłam zaskoczona, bo ta funkcja pojawiła się dość wcześnie w mojej karierze. Ale już samo Nancy, Opera Narodowa Lotaryngii były wyborem bardzo logicznym – zarówno ze względu na historię samego miasta mocno naznaczoną elementem polskim, jak również na obecną sytuację w operze, która ma bardzo młody zespół zarządzający i jest w trakcie dużych zmian wewnętrznych pod względem artystycznym i strukturalnym. Moje zadania łączą się ściśle z życiem orkiestry opery – ustalam repertuar koncertów, wybieram solistów, sprawuję pieczę nad planem prób, moim ważnym zadaniem jest ustalenie wizji rozwoju zespołu i wprowadzenie jej w życie również poprzez zatrudnianie nowych muzyków. To wszystko oczywiście obok dyrygowania koncertami symfonicznymi i operami.
Ważna w Pani karierze zawodowej jest opera. Dlaczego?
Bardzo lubię śpiewaków i pracę ze słowem w muzyce, a także współpracę z reżyserami, ze sceną. To ogromnie inspirujące obserwować próby sceniczne i zapoznawać się z interpretacją opery bazującą głównie na tekście. Długie tygodnie prób pozwalają zanurzyć się w materii muzycznej, pracować nad wspólną interpretacją razem z innymi artystami.
Prosimy o skomentowanie nagrody Grand Prix francuskiego Związku Krytyków Teatru, Muzyki i Tańca dla opery Ignacego Jana Paderewskiego „Manru” pod Pani dyrekcją.
To ogromna radość! Moją ambicją było zaprezentowanie tej nieznanej, ale mistrzowskiej opery we Francji, już sama obsada i zespół były wspaniałe i współpraca dała mi ogromną satysfakcję. Ale w najśmielszych snach nie marzyło mi się takie wyróżnienie naszej pracy. Mam ogromną nadzieję, że Manru stopniowo będzie wracał na międzynarodowe sceny i że nasza praca się ku temu przyczyniła.
Kto jest dla Pani idolem i źródłem inspiracji? Dlaczego?
Nigdy nie miałam jednego idola, ale w dyrygenturze zawsze inspirował mnie Claudio Abbado, który dyrygował z ogromną empatią i w bardzo inspirujący sposób. Zawsze podziwiałam Carlosa Kleibera za technikę, Bernsteina za erudycję i swobodę interpretacji, Dudamela za niewyczerpaną, elektryzującą energię.
W swoim dotychczasowym życiu odwiedziła Pani lub pracowała już Pani w różnych krajach. Czy takie podróże i zmiany środowiska są dla Pani wyzwaniem czy spełnieniem marzeń?
Raczej jest to wyzwanie, ponieważ te podróże są stricte służbowe. Zazwyczaj nie mam zupełnie czasu zorientować się, gdzie dokładnie jestem, podróżuję sama. Może z czasem będzie się to zmieniać, kiedy nabiorę więcej doświadczenia i podróże będą mniejszym źródłem stresu.
Może zdradzi Pani na koniec jakieś ciekawostki, ciekawe historyjki, anegdoty związane z pracą dyrygenta i licznymi podróżami, występami, itp.?
Jedną z bardziej stresujących sytuacji przeżyłam w zeszłym sezonie i oddaje ona trochę szaleństwo życia w nieustannej podróży. Mój ostatni koncert w sezonie był moim najważniejszym dotychczasowym debiutem – miałam zadyrygować koncert z London Symphony Orchestra. Leciałam na ten projekt bezpośrednio po koncercie z moją orkiestrą w Nancy. Miałam ze sobą swoją wielką walizkę, która podróżowała ze mną już któryś tydzień z rzędu i odwiedziła wiele hoteli i airbnb.
Kiedy wyruszyłam w kolejną podróż ze stacji kolejowej w Nancy ze zgrozą przypomniałam sobie, że zostawiłam swój kostium koncertowy w szafie w mieszkaniu służbowym. Był to weekend, więc wszyscy pracownicy opery mieli wolne, wrócić nie mialam czasu. Na przesiadce w Paryżu pobiegłam do najbliższej galerii handlowej kupić choć zastępczą marynarkę (znalazłam jedynie okropną, z cekinami, ale lepsze było to niż nic), bo wiedziałam, że w Londynie nie będzie na to czasu. Już pod wieczór z hotelu udało mi się skontaktować z asystentką orkiestry, która zorganizowała wysyłkę mojego kostiumu do Londynu i przyszedł on w dzień koncertu (który zresztą był nagrywany do transmisji wideo) i wszystko skończyło się dobrze, ale teraz planuję pół godziny na sprawdzenie wszystkich szaf i szuflad przed wyczekowaniem się z hotelu lub apartamentu.
Prosimy o puentę. Czy chciałaby Pani dodać coś na koniec? Tak czy inaczej prosimy o słowo pozdrowienia dla czytelników portalu Polskifr.fr.
Serdecznie pozdrawiam czytelników portalu Polskifr.fr oraz całą Polonię we Francji. Mam nadzieję gościć wielu z Państwa na swoich koncertach i obiecuję zawsze pamiętać o odpowiedzialności, która spoczywa na mnie jako na ambasadorce Polski w muzyce!
czytaj też:
Dyrygentka Marta Gardolińska dyrektorem muzycznym Opéra national de Lorraine we Francji >>>
Opera „Manru” pod dyrekcją Marty Gardolińskiej nagrodzona Grand Prix >>>
Najwybitniejsi Polacy we Francji uhonorowani w konkursie „Wybitny Polak” >>>
Dodaj komentarz