szukaj
Wyszukaj w serwisie


#JadęNaMisje | Dominika Kędzierska: warto zaryzykować (odc. 7, cały wywiad)

ks. Tomasz Sokół / AH / 30.10.2021
fot. Rolf Dobberstein z Pixabay
fot. Rolf Dobberstein z Pixabay

Na koniec naszej tygodniowej miniserii misyjnej Dominika Kędzierska zachęca do wyjazdu na misje. Dlaczego zatem #JadęNaMisje?


(odc. 1) Ks. Tomasz Sokół: kilka słów o sobie…

Dominika Kędzierska: Mam 26 lat, pochodzę z Polski, z Warszawy. Na co dzień pracuję jako pielęgniarka i minęło właśnie 5 lat od mego zatrudnienia w tym zawodzie. To jest wielka pasja, która zajmuje mi większość mojego normalnego życia.

(odc. 2) Skąd wziął się pomysł wyjazdu na misje?

Ten temat przewija się w moim życiu, poprzez znajomość jednego z misjonarzy, który swoim świadectwem i opowieściami zainspirował mnie, iż ta wyjątkowa myśl zrodziła się w mojej głowie. Mam w sobie chęć niesienia ogromnej pomocy ludziom i chciałabym po prostu pójść dalej i wyjść poza to niezbędne minimum oraz dać coś innym od samej siebie. Mam nadzieję, że uda mi się ich wesprzeć i pomóc. I stąd też czerpię swe przekonanie i myśli wyjazdu na misje. Jest to dla mnie coś innego i do końca nie zdaję sobie z tego sprawy, jak wygląda taka codzienna praca na misjach, ale domyślam się z tychże relacji misjonarza. Jest na pewno jakieś ryzyko, ale gdzieś głęboko we mnie jest jakaś chęć wyjazdu i póki tego osobiście nie spróbuję – to wiem, iż będę miała w sobie poczucie niespolanienia.

(odc. 3) Praca w krajach misyjnych – jako pielęgniarka?

Tak, przede wszystkim chciałabym zobaczyć, jak funkcjonuje i działa tam system ochrony zdrowia i właśnie to mogę osobiście zaoferować, gdyż jest to oczywiście całe moje dotychczasowe życie i pomoc – a przez swoją pracę mogę tam dać zalążki czegoś lepszego i wartościowego tymże ludziom, którzy tej opieki nie mają. Trudno nam się porównywać chociażby z Madagaskarem, gdzie jest naprawdę dramatycznie, jeśli idzie o pomoc ludziom chorym i potrzebującym medycznego wsparcia. Widzę tam siebie… z ludźmi chorymi i oczekującymi naszego wsparcia, bo na tym się dobrze znam i mogę swoją służbę im zaoferować.

(odc. 4) Posługa wśród dzieci czy raczej dorosłych?

Obecnie zajmuję się dziećmi w ciężkim stanie, gdyż pracuję w szpitalu na oddziałach neurologii i chirurgii – dlatego moja codzienna praca jest specyficzna. Ze względów życiowych też jestem nauczona przebywać z ludźmi chorymi, więc wiek, płeć, nie ma tu  znaczenia, bo dla mnie jest to zawsze drugi człowiek, dlatego nie mam żadnych specjalnych preferencji. Dlatego rodzaj pacjenta czy osoby chorej nie będzie miało żadnego znaczenia, bo służę swoją osobą, z takim samym poświęceniem, wszystkim potrzebującym jakiejkolwiek pomocy.

(odc. 5) Gdzie zrodziło się powołanie do pielęgniarstwa?

Generalnie, obcowanie i nauka służenia drugiemu człowiekowi, bez względu na jego stan zdrowia psychicznego czy fizycznego wyniosłam z domu. Sama osobiście nie zdawałam sobie sprawy, żeby zostać pielęgniarką. Wraz ze zbliżaniem się do egzaminu maturalnego i sytuacją w domu, chorobą babci, jeśli chodzi o jej sprawność, uświadomiłam sobie taką drogę dla mnie, a wiec przyglądanie się temu i wdrożenie się głębiej w tę trudną problematykę sprawiło, iż zrozumiałam – to jest moje życiowa powołanie.

Wspomnę tu o moim kuzynie, który jest niepełnosprawny od urodzenia z upośledzeniem w stopniu średnim, zostałam więc w domu wychowana, w patrzeniu na człowieka takim, jakim jest i czerpaniu radości z tego faktu. Stwierdziłam, właśnie to jest moja droga, choć spotkałam się również z opiniami negatywnymi, iż taka praca, to nie dla mnie, bo jest zbyt ciężka, zarówno psychicznie, jak i fizycznie. Ale nigdy potem już nie zwątpiłam w swój wybór i do tej pory, każdego dnia, czerpię z tego ogromną i wewnętrzną satysfakcję. Nie są tu ważne pieniądze… ani inne korzyści materialne. Nie umiem do końca opisać tej wewnętrznej satysfakcji, która rozpiera moje serce, kiedy widzę, iż to, co robię ma budujące efekty. Mój życiowy sukces, jest ukierunkowany w tym, że ja traktuje tychże chorych ludzi bardzo normalnie.

(odc. 6) Dlaczego Madagaskar?

W mojej rodzinie pojawił się misjonarz Kamilianin, który jest związany z tym miejscem, a który był obecny, kiedy wspomniany wcześniej niepełnosprawny kuzyn przyszedł na ten świat i dostaliśmy wtedy informację, iż może nie przeżyć najbliższych kilku dni, a więc potrzebny był chrzest św. i pracował on wówczas w szpitalu, w którym też znalazł się mój brat. Ochrzcił go i wspólnie z ciocią wybrali dla niego imię Kamil – od tamtej pory jego świadectwo wiary i jego opowieści o Madagaskarze oraz obserwowanie jego zaangażowania, całego serca, które tam włożył, sprawiło, że zapragnęłam uczestniczyć w tym duchowym dziele i to właśnie miejsce wybrałam dla siebie.

(odc. 7) Może jakaś zachęta dla tych, którzy się zastanawiają nad wyjazdem na misje

Myślę, że każdy musi znaleźć swoją drogę życia, ale jeśli, choć na chwilkę, zrodziła się owa myśl, iż mam w sobie takąż chęć czynienia takiego rodzaju pomocy i poświęcenia – to warto zaryzykować, bo radość i satysfakcja z posługi na misjach na pewno się zwróci w takim codziennym dobru, które zawsze do nas jakoś wraca… w rożnych postaciach. Pomoc takim ludziom jest tak potrzebna, że z pewnością wyda dla nas ogromne owoce duchowe. Indywidualne efekty misyjnych działań i pracy mogą stworzyć coś szczególnie wielkiego i potrzebnego dla nas na życiową przyszłość.

fot. polskifr.fr/ks. Tomasz Sokół

Koniec ?

A Pani Dominice życzymy samych sukcesów w przyszłej pracy misyjnej!

czytaj też:

Helena Kmieć – misja: świętość >>>

Niecodzienny wpis #17 | Cztery kolory. Niebieski >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-18 00:15:13