szukaj
Wyszukaj w serwisie


Hitler triumfował w Warszawie. Mógł zginąć z rąk Polaków

WK / 05.10.2023
Adolf Hitler w Berghofie, 1936, fot. Autorstwa Bundesarchiv, Bild 146-1990-048-29A / unknown Heinrich Hoffmann / CC BY-SA 3.0 DE, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5483487
Adolf Hitler w Berghofie, 1936, fot. Autorstwa Bundesarchiv, Bild 146-1990-048-29A / unknown Heinrich Hoffmann / CC BY-SA 3.0 DE, CC BY-SA 3.0 de, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=5483487

5 października 1939 roku wódz III Rzeszy w glorii zwycięzcy przybył do zdobytej polskiej stolicy, aby odebrać defiladę Wehrmachtu. Mało jednak brakowało, a byłby to ostatni dzień jego życia…


84 lata temu Niemcy zamierzali hucznie świętować rozpoczęcie okupacji Polski. Nieprzypadkowo na miejsce fety wybrano Warszawę – stolicę ujarzmionego państwa, które – jak przekonywała niemiecka propaganda – „od setek lat zagradzało Niemcom drogę na Wschód”. Miasto opierało się niemieckiej agresji wyjątkowo długo, bo prawie trzy tygodnie (od 8 do 28 września 1939 r.).

Przybywając do zrujnowanej Warszawy i triumfując na jej ulicach, Hitler chciał dodatkowo upokorzyć Polaków. Ani on jednak, ani nikt z jego najbliższego otoczenia, nie spodziewał się, że polski ruch oporu przygotował zasadzkę, która mogła odmienić losy wojny.

Tego dnia Aleje Ujazdowskie – jedna z centralnych arterii komunikacyjnych stolicy, część traktu Królewskiego – nie przypominały ulicy polskiego miasta. Przystrojone flagami ze swastykami, wypełnione żołnierzami Wehrmachtu i szczelnie chronione przez niemiecką policję, „oczekiwały” na przybycie Hitlera, który zaledwie przed miesiącem – napadając na Polskę – wywołał ogólnoświatową pożogę.

Niemiecki dyktator pojawił się w Warszawie przed południem. Na stołecznym Okęciu witali go generałowie: Johannes Blaskowitz (dowódca 8 Armii, która zdobyła Warszawę), Gerd von Runstedt, Walther von Brauchitsch, Albert Kesselring i Walther von Reichenau.

Zanim dyktator pojechał do Alei Ujazdowskich, gdzie miał odebrać defiladę Wehrmachtu (zwycięskiej 8 Armii gen. Blaskowitza), udał się na Plac Piłsudskiego (od 1940 r. Plac Adolfa Hitlera), gdzie owacyjnie witali go niemieccy żołnierze. To był jednak jedynie przedsmak tego, co miało nastąpić w najbliższych godzinach.

Hitler przyjmuje defiladę wojsk niemieckich w Alejach Ujazdowskich w Warszawie, w dniu zaplanowanego zamachu, 5 października 1939, fot. wikimedia (domena publiczna)

Świadkiem przejazdu Hitlera na defiladę był Ksawery Świerkowski, który zobaczył przywódcę III Rzeszy z wysokości Krakowskiego Przedmieścia. „Od gmachu Komendy Miasta wyjechała liczna kolumna motocykli z przyczepami. Na siodełkach siedzieli w ogromnych hełmach niemieccy policjanci ubrani w granatowe płaszcze. W przyczepach policjanci półleżeli na lewym boku, odwróceni do tylu z karabinami w garści i palcem na spuście. Za tą kolumną jechał ogromny, staromodny wóz pancerny, z którego luku nad podkładem sterczał żołnierz obrócony też do tyłu i trzymający palec na spuście karabinu maszynowego. Następnie sunęło otwarte auto z kilkoma oficerami, do którego z tyłu doczepiono działko przeciwlotnicze. Za nim również otwarte auto z generałami. W trzecim zaś również otwartym aucie niespodziewanie ujrzałem Hitlera. Ubrany w płaszcz politischer leitera, miał po prawej młodego adiutanta”.

Führer nie znajdował się tego dnia w najlepszej formie, na co zwrócił uwagę świadek. „Hitler blady, o mocno zagryzionych ustach, zrobił na mnie wrażenie histeryka, zmęczonego i całkowicie zobojętniałego na wszystko, co się wokół niego dzieje” – czytamy w relacji Świerkowskiego. Nawet jeśli Hitler nie był najlepiej dysponowany, stał się obiektem westchnień i centralną postacią wydarzenia, które miało zademonstrować Polakom potęgę niemieckiego wojska.

Obok niego, na trybunie honorowej ustawionej na wysokości wylotu ulicy Chopina (po stronie Parku Ujazdowskiego), zasiadł feldmarszałek Wilhelm Keitel, szef Naczelnego Dowództwa Wehrmachtu (OKW). Musiał być szczególnie dumny, skoro w defiladzie brał udział jego najmłodszy syn. Początkowo nie mógł go dostrzec, dopiero po jakimś czasie udało mu się z nim spotkać: „Musiałem go widocznie przeoczyć w masie stalowych hełmów. Później jednak, przy odlocie, Hans-Georg przecisnął się przez zwarty tłum żołnierzy, którzy chcieli zobaczyć Führera. Zdołał się ze mną tylko krótko przywitać i przekazać pozdrowienia dla matki” – wspominał Keitel.

Z Alei Ujazdowskich kolumny Wehrmachtu skręcały w Aleje Jerozolimskie i ul. Marszałkowską, idąc dalej w kierunku Saskiego Ogrodu. Widok defilującej armii najeźdźców utkwił w pamięci wielu obserwatorów.

„Warszawiacy stali na chodnikach w milczeniu, a ulicą ciągnął nieprzerwany potok ludzi, maszyn i koni. Żołnierze wygoleni, butni, jechali na samochodach, inni siedzieli na wypasionych koniach, ciągnących działa, moździerze i cekaemy. Czołgi ciężkie i lekkie jechały ze zgrzytem gąsienic. Na chodnikach panowała przeraźliwa cisza” – relacjonował Józef Małgorzewski, spiker Polskiego Radia.

Aby zapewnić bezpieczeństwo Hitlerowi, Niemcy zamknęli w Śródmieściu wszelki ruch – zarówno dla samochodów, jak i pieszych. Wprowadzono surowe kary nawet za… wyglądanie z okien. Wizytę wodza III Rzeszy do końca starano się trzymać w tajemnicy, co potęgowało jeszcze chaos w mieście.

W gronie zdezorientowanych mieszkańców był Jan Nowak-Jeziorański, który zapamiętał: „…wychodzę w stronę Śródmieścia i natykam się na patrole niemieckiej żandarmerii i granatowej policji. Wszystkie ulice z Powiśla w kierunku Al. Ujazdowskich i Nowego Światu zamknięte. Granatowy policjant namawia mnie półgłosem na powrót do domu. Lepiej się dziś nie szwendać po mieście. Coś się dzieje w Śródmieściu, on sam dokładnie nie wie co. Zgromadzono dużo wojska, SS i gestapo”.

Aby zapobiec potencjalnym aktom sabotażu Niemcy uwięzili w stołecznym Ratuszu 12 osób. Wśród zakładników byli m.in. ks. Zdzisław Lubomirski, były członek Rady Regencyjnej Królestwa Polskiego oraz Szmul Zygielbojm, późniejszy działacz Rady Narodowej RP w Londynie.

Ale nawet te działania nie uchroniłoby Niemców przed katastrofą. Okupanci nie wiedzieli bowiem, że w zrujnowanym mieście – jeszcze w toku walk o Warszawę (27 września) – powstał zalążek Polskiego Państwa Podziemnego, jakim była niepodległościowa, tajna organizacja Służba Zwycięstwu Polski. To właśnie jej działacze przygotowali akcję, która 5 października na warszawskich ulicach miała zakończyć się likwidacją samego Hitlera. Zabrakło niewiele, aby zamiar ten zrealizowali…

Plan opracowało dowództwo SZP z gen. Michałem Karaszewiczem-Tokarzewskim na czele, a jego realizacją zajął się mjr Franciszek Niepokólczycki, saper a zarazem szef sztabu dywersji SZP, wraz ze swoimi najbliższymi zaufanymi. Jeden z nich – por. Dominik Żelazko, dostarczył na potrzeby zamachu 500 kg trotylu, które potajemnie wywiózł ze składu amunicji. Ładunek wybuchowy ukryto w dwóch skrzyniach na trasie spodziewanego przejazdu limuzyny z Hitlerem, w pobliżu skrzyżowania Alei Jerozolimskich i ul. Nowy Świat.

Gdy wydawało się, że wszystko pójdzie po myśli konspiratorów – Hitler przejechał blisko wskazanego miejsca – z niewiadomych do końca przyczyn do eksplozji nie doszło. Nie sposób rozstrzygnąć, czy o fiasku planu zadecydował błąd Polaków, czy też działanie Niemców, które przedsięwzięli tego dnia szczególne względy bezpieczeństwa. Faktem pozostaje, że jedyna – jak się później okazało – w trakcie całej wojny wizyta Hitlera w Warszawie, mogła skończyć się dla niego tragicznie.

„Dlaczego wybuch nie nastąpił? Tokarzewski tłumaczył mi po wojnie, że nie miał wtedy jeszcze żadnego wywiadu i że defilada zaskoczyła zamachowców. Niepokólczycki nie dostał się tego ranka (5 października) na miejsce, bo Niemcy zamknęli dostęp do ulic, którymi miał przejechać Hitler. Oficer obecny na miejscu otrzymał wprawdzie rozkaz działania na własną rękę, ale tylko w wypadku, jeśli nie będzie cienia wątpliwości, że widzi przed sobą samego Hitlera. Stawka była za wielka, by można było sobie pozwolić na pomyłkę” – dywagował Nowak-Jeziorański.

Niewykluczone, że 84 lata temu na ulicach Warszawy ważyły się losy całej wojny. Z drugiej jednak strony – zauważył przyszły kurier Polski Podziemnej – gdyby Hitler z całym otoczeniem zginął w tym momencie, Niemcy wyładowaliby całą furię na bezbronnej ludności Warszawy i pokonanego kraju. Trudno sobie wyobrazić rozmiary masakry, od której dzielił jeden ruch ręki”.

 

czytaj też:

Kock 1939 – ostatni bój w obronie Polski >>>

Virtuti Militari dla niezwyciężonej Warszawy >>>

Tak chyba wyglądać będzie koniec świata >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-10-30 00:15:14