Adam Mickiewicz – ofiara… epidemii?
Śmierć przynosząca cholerę, magazyn „Le Petit Journal”/Adam Mickiewicz z Sadykiem Paszą w Turcji, akwarela Juliusza Kossaka, fot. wikimedia (domena publiczna)
Współczesnemu człowiekowi sen z powiek spędza niewidoczny gołym okiem wróg – COVID-19. Nie zna się na żartach i nie ma względu na osoby – może zadomowić się w organizmie człowieka młodego, starego, biednego i wielce bogatego. Teraz może bardziej niż jeszcze kilka miesięcy temu sięgamy myślą do przeszłości i przypominamy sobie jak to było kiedyś – bo przecież epidemie i różnorakie zarazy towarzyszą ludziom od wieków. Ofiarą jednej z XIX-wiecznych epidemii cholery prawdopodobnie był także bodaj najwybitniejszy polski wieszcz – Adam Mickiewicz.
Na początek szczypta historii, która podprowadzi nas do dzisiejszego głównego tematu i wielkiej tragedii naszego wieszcza.
Adam Mickiewicz, podobnie jak wielu innych romantyków, żywo interesował się kulturą tzw. Orientu. Już jako młody człowiek studiujący w Wilnie utrzymywał relacje z badaczami Wschodu, a nawet uczył się podobno języka perskiego. Fascynował się kulturą Beduinów (w dużej mierze za sprawą Wacława Rzewuskiego). W 1825 r. wieszcz zawitał na Krym, która to podróż zaowocowała powstaniem słynnych “Sonetów krymskich”. Adam zwierzał się przyjacielowi Joachimowi Lelewelowi z niesamowitych przeżyć, których doświadczył w zetknięciu z tamtym miejscem na ziemi.
Już jako bardziej dojrzały człowiek, Mickiewicz był zwolennikiem uniezależniania się poszczególnych narodów spod władzy Imperium Osmańskiego. To było zgodne również z dążeniami Polaków do odzyskania własnej wolności i zrzucenia jarzma rosyjsko-austriacko-pruskiego. Wielka szansa na odrodzenie Polski pojawiła się w momencie wybuchu tzw. wojny krymskiej, w której starły się dwa narody: Rosjanie i Turcy. Rozpoczęła się ona w 1853 r. Bardzo entuzjastycznie jej wybuch przyjął także Adam Mickiewicz, który nawet udał się pierwszy raz w życiu na tereny dzisiejszej Turcji w celu zorganizowania zaplecza polityczno-militarnego na poczet walki o niepodległość Polski. Wieszcz przybył do Smyrny (dziś Izmir) 20 września 1855 r. Jego podróż rozpoczęła się tydzień wcześniej w Marsylii.
Nie będziemy dzisiaj wnikać w szczegóły zabiegów polityczno-militarnych, jakie na ziemi tureckiej przedsięwziął Adam, ale przejdziemy do tragicznego finału tej wyprawy. Mickiewicz z jednej strony miał szczęście, że przybył do wyśnionej krainy Orientu, z drugiej zaś na nieszczęście trafił tam w czasie, kiedy panowała… epidemia. Chciałoby się powiedzieć: skąd my to, również ludzie XXI w., znamy… Nie była to oczywiście epidemia COVID-19, ale cholery, której złowroga sława przetrwała do naszych czasów chyba najbardziej w wulgarnym życzeniu komuś zła. Przygnębiony niepowodzeniami swoich działań smutny Mickiewicz zmagał się z postępującymi problemami zdrowotnymi wynikającymi najprawdopodobniej z zarażenia cholerą. 26 listopada 1855 r. w jednym z domków w dzielnicy Pera (Stambuł) wieszcz narodowy wydał ostatnie tchnienie. Przez lata nie brak głosów, które za śmierć Mickiewicza obwiniają tych jego przeciwników politycznych, którzy rzekomo mieli go otruć. Nie mamy na to w pełni przekonujących dowodów. Możemy zatem przyjąć, że śmierć z powodu cholery jest najbardziej prawdopodobna w przypadku wieszcza Adama.
Tak czy inaczej domek, w którym zmarł Mickiewicz, był często odwiedzany przez Polaków aż do momentu pożaru, który strawił go w 1870 r. Dzisiaj znajduje się tam muzeum, centrum pamięci polskiego wieszcza.
A zatem trzeba powiedzieć, że na liście osób, które zostały zabite przez różnorodne epidemie w ciągu dziejów, znajduje się także naprawdę bardzo wiele znanych osobistości. Dodajmy jeszcze, że mniej więcej w tym samym czasie, kiedy Mickiewicz przygotowywał się do swojej ostatniej wyprawy do Turcji, w Londynie niejaki John Snow (nie ten z Gry o Tron…) – lekarz – próbował obalić wielowiekowe twierdzenie, jakoby za rozwój epidemii odpowiedzialne było tzw. złe powietrze; innymi słowy: morowe (od słowa mór, czyli groźna zaraza). Poniekąd to prawda, że zarazy w pewnym sensie przenoszą się w powietrzu, ale to nie ono samo jest za zarazę odpowiedzialne. Wspomnianemu lekarzowi Johnowi Snow udało się namierzyć w Londynie źródło wody (studnię), które znajdowało się w epicentrum epidemii. Wykazał, że walka z epidemią nie jest tylko walką z wiatrakami i, dosłownie, wysyłaniem ciosów w powietrze, ale dzięki stosownym, rozsądnym posunięciom, można ją ograniczyć, a nawet wyeliminować. Nie bez przyczyny Snow jest dziś powszechnie widziany w gronie ojców epidemiologii.
Podsumowując pokuśmy się o stwierdzenie, że współczesna pandemia koronawirusa oprócz różnorakich kwestii, do których analizy zmusiła, pokazuje też jedną interesującą sprawę: ciągłość historii. My współcześni mogliśmy żyć przekonani o tym, że epidemie, zarazy, mory – to wszystko na wpół legendarne i baśniowe zjawiska rodem z mrocznego średniowiecza. Tymczasem epidemie w mniejszym lub większym stopniu towarzyszą nam ludziom od wieków niepamiętnych aż, jak się boleśnie o tym przekonujemy, po czasy współczesne.
Źródła informacji: turcjawsandalach.pl, polskierdio.pl, zdrowie.wprost.pl
Dodaj komentarz