Radość polskich kibiców po meczu z Francją
fot. pixabay.com
Polscy kibice wreszcie mieli powody do radości po meczu mistrzostw Europy 2024. Remis z Francją w Dortmundzie 1:1, choć w grze tylko o „honor”, sprawił, że po ostatnim gwizdku sędziego długo dziękowali piłkarzom. A ci po raz pierwszy mogli do nich podejść z podniesionymi głowami.
Polscy fani nie odwrócili się od drużyny Michała Probierza po dwóch porażkach, z Holandią 1:2 i z Austrią 1:3, oznaczających koniec szans na wyjście z grupy.
Od wczesnych godzin popołudniowych bardzo licznie zmierzali w upale – w cieniu było ok. 30 stopni – na stadion w Dortmundzie, dając jasno do zrozumienia, że na trybunach będą stanowić większość.
Faktycznie, przewaga kibiców w biało-czerwonych barwach na obiekcie BVB była zdecydowana. To o tyle ciekawe, że przecież Francuzi – w przeciwieństwie do piłkarzy Probierza – mieli o co grać (walczyli o pierwsze miejsce w grupie), a od granic Francji do Dortmundu jest blisko.
Pod kilkoma względami wypada jednak oddać fanom „Trójkolorowych” szacunek. Ich tradycja kibicowania polega na zabieraniu ze sobą na trybuny bardzo wielu flag w barwach narodowych. Kiedy machają nimi w jednym czasie, efekt jest znakomity. Dlatego sektory ich fanów, nawet jeśli są mniej liczne od rywali, wyglądają imponująco.
„Gramy u siebie!” – niosło się z polskiej części trybun od początku meczu, ale to francuscy fani, choć nie tak głośni, byli lepiej zorganizowani. Zaopatrzeni w wielki bęben, miarowo wybijający rytm, wspierali swoich piłkarzy. Dodając oczywiście słynne „Allez Les Bleus!”.
Od początku meczu zagrał Robert Lewandowski, wspierany z trybun przez swoją rodzinę. Kapitan reprezentacji z powodu kontuzji uda pauzował z Holandią, a z Austrią grał ostatnie pół godziny.
Upał był tak dokuczliwy, że po niespełna 30 minutach sędzia zarządził przerwę dla piłkarzy na uzupełnienie płynów. Kibice uzupełniali już wcześniej… Piwo, kosztujące sześć euro za kubek, rozchodziło się (a właściwie nalewało) w błyskawicznym tempie.
W pierwszej połowie bramki nie padły, ale od 56. minuty podopieczni trenera Didiera Deschampsa prowadzili 1:0 po golu z rzutu karnego grającego w masce, po złamaniu nosa, Kyliana Mbappe.
A kiedy kilka minut później na murawę wszedł prawie 38-letni Olivier Giroud, można było zobaczyć, kto jest jednym z ulubieńców kibiców „Trójkolorowych”. Śpiewali zgodnie i głośno łatwo wpadającą w ucho piosenkę, kończąc przeciągłym “Giiiiiiroud”.
Polscy fani, po chwilowym smutku i milczeniu, znów zaczęli wspierać swój zespół. „Wszyscy wstają i śpiewają” – zachęcała jedna z grup na trybunach.
Od 79. minuty już nikogo nie trzeba było zachęcać. Po faulu w polu karnym na Karolu Świderskim sędzia podyktował rzut karny, wykorzystany przez Lewandowskiego.
Za pierwszym razem nie trafił, ale sędzia – podobnie jak w meczu z Francją w MŚ 2022 w Katarze – zarządził powtórkę i tym razem doświadczony napastnik się nie pomylił. Mama piłkarza, pani Iwona, nie kryła na trybunie dużego wzruszenia, podobnie jak żona Anna.
Już do końca meczu trwał głośny doping z obu stron. Wynik się zmienił, a po ostatnim gwizdku polscy kibice wreszcie mieli powody do gromkiego „Dziękujemy, dziękujemy!”.
Szkoda jedynie, że w meczu o honor. Ale przecież nie od dziś wiadomo, że takich spotkań polscy piłkarze nie przegrywają…
Teraz reprezentacja pojedzie autokarem na lotnisko w Kolonii, skąd ok. godz. 23.20 odleci do Warszawy.
źródło: PAP
czytaj też:
Wychował dwóch francuskich mistrzów świata, trzyma kciuki za Polaków >>>
Dodaj komentarz