Premier Francji: nasz dług publiczny jest jak miecz Damoklesa
Richard Westall – Miecz Damoklesa (1812), fot. wikimedia (domena publiczna)
Nowy premier Francji Michel Barnier powiedział we wtorek w parlamencie, że obecny dług publiczny Francji jest niczym miecz Damoklesa, który przy braku ostrożności może doprowadzić kraj „na skraj przepaści”. Wyraził nadzieję na obniżenie deficytu budżetowego do 5 proc. PKB w 2025 roku.
Występując w parlamencie z deklaracją polityki ogólnej, Barnier ocenił, że deficyt mógłby sięgnąć 5 proc. PKB w przyszłym roku, by spaść do wymaganych przez Komisję Europejską 3 proc. PKB w 2029 roku. To oznacza wydłużenie powrotu Francji do zrównoważenia finansów publicznych. Poprzedni rząd zapowiadał spełnienie do 2027 roku kryterium deficytu nieprzekraczającego 3 proc. PKB.
Une exigence. Une méthode. Cinq priorités. https://t.co/xfAA5Ekwrj
— Michel Barnier (@MichelBarnier) October 1, 2024
Premier wyjaśnił, że działania w celu zrównoważenia budżetu w dwóch trzecich będą polegać na zmniejszeniu wydatków publicznych. Zastrzegł w kwestii podatków, że chodzi o celowe i tymczasowe działania; wspomniał o „wkładzie” ze strony „najzamożniejszych Francuzów”, podkreślając, że będzie miał on „wyjątkowy charakter”.
Dziennik „Le Parisien” podał, że Barnier rozważał podwyżki podatków w wys. ok. 15 mld-18 mld euro, z czego 8 mld euro miałoby pochodzić podatków nałożonych na wielkie korporacje. Obciążenia podatkowe nałożone na najbogatszych miałyby przynieść 3 mld euro.
Barnier ocenił, że sposób zarządzania polityką imigracyjną i polityką integracji nie jest zadowalający. „Musimy wydobyć imigrację z ideologicznego impasu, w jakim niektórzy ją umieścili” – oświadczył. Dodał, że Francja mogłaby pójść w podobnym kierunku jak Niemcy – kontrolowania granic przy jednoczesnym przestrzeganiu wymogów unijnych. Wskazał także na możliwe uzależnienie kwestii wiz dla obywateli niektórych krajów od zgody tych państw na przyjmowanie z powrotem ich obywateli wydalanych z Francji.
Premier mówił o tej kwestii w wyjątkowym momencie, gdy Francją wstrząsnęło zabójstwo 19-letniej studentki w Lasku Bulońskim w Paryżu. Sprawcą był obywatel Maroka, który został skazany we Francji za gwałt, odbył karę i miał zostać wydalony, ale nie wyegzekwowano tego nakazu. Posiedzenie parlamentu rozpoczęło się we wtorek od minuty ciszy dla uczczenia pamięci zamordowanej kobiety.
Polityk, który reprezentuje prawicową partię Republikanie (LR), zapowiedział m.in. „zero tolerancji” dla rasizmu i antysemityzmu oraz przemocy wobec kobiet. Zapowiedział także, że nie będzie ustępstw w kwestii laickości ani kwestionowania swobód z ostatnich lat, wśród których wymienił prawo do aborcji (wpisane w bieżącym roku do konstytucji – PAP) i małżeństwa jednopłciowe.
Barnier zapowiedział też rewaloryzację płacy minimalnej o 2 proc. od listopada br., a nie od stycznia 2025 r., jak planowano. Dopuścił „rozsądne i sprawiedliwe” zmiany dotyczące bardzo niepopularnej reformy emerytalnej, przyjętej w 2023 roku. W dniu, gdy premier wystąpił w parlamencie, odbyły się we Francji demonstracje, zwołane na apel związków zawodowych, pod hasłami obrony praw socjalnych, w tym zniesienia reformy emerytalnej. Według centrali związkowej CGT w całym kraju demonstrowało ok. 170 tysięcy osób.
Podwyżki świadczeń znajdowały się w programie wyborczym lewicy, która żądała ponadto anulowania reformy emerytalnej. Teraz lewica zarzuca Barnierowi, że został powołany na premiera wbrew wynikowi wyborów parlamentarnych, które w drugiej turze wygrał lewicowy Nowy Front Ludowy (NFP). Część posłów NFP przyjęła premiera buczeniem i okrzykami, zakłócając jego wystąpienie.
Gabinet Barniera składa się z ministrów z partii centrowych i prawicy, i nie ma większości w Zgromadzeniu Narodowym (niższej izbie parlamentu). Jak się ocenia, los rządu zależy od stanowiska skrajnie prawicowego Zjednoczenia Narodowego (RN, dawny Front Narodowy Marine Le Pen), tj. od tego, czy partia ta zdecyduje się poprzeć ewentualne wotum nieufności wobec rządu.
Le Pen, która zabrała głos po wystąpieniu premiera, zażądała przedstawienia na początku przyszłego roku nowej ustawy imigracyjnej, uwzględniającej bardziej restrykcyjne zapisy, które odrzuciła wcześniej Rada Konstytucyjna. Żądanie to Le Pen określiła jako jedną z „czerwonych linii”, które mogą wpłynąć na odrzucenie rządu przez jej ugrupowanie.
źródło: PAP
czytaj też:
Le Pen domaga się od premiera bardziej restrykcyjnej ustawy imigracyjnej >>>
Dodaj komentarz