Wielkopostne zamyślenia “Jezus i ja” stacja XII – Koniec…?
fot. Pixabay.com
I tak dochodzimy do stacji XII. Jest to stacja, przy której można by w zasadzie zamilknąć. Cisza mogłaby być dobrą odpowiedzią na treści niesione przez tę stację. Serce człowieka bywa jednak niespokojne…
Stacja XII – Koniec…?
Okazuje się, że nawet i do makabrycznych widoków można nieco się przyzwyczaić. Trochę ochłonąłem. Tak się nawet jakoś nieznacznie lepiej poczułem w sercu… Obejrzałem się na boki i do tyłu, zerknąłem w kierunku miasta i pomyślałem: “Prawie wszyscy Apostołowie uciekli, prócz Jana, a ja tu jestem. Czyli jednak doszedłem z Jezusem do końca”. Gdy sobie tak myślałem zdawało mi się, że ktoś szepnął mi z tyłu do ucha: “Jesteś gość, masz rację…” i aż się przestraszyłem, bo po tych słowach rozległ się cichy chichot. Ale przecież nikogo tak blisko koło mnie nie było, bo się ustawiłem z tyłu, strategicznie. To nie był głos Jezusa, który bez trudu rozpoznawałem. Więc kto to powiedział i kto się śmiał…?
Moje dywagacje zostały przerwane przez kolejne wydarzenia, które przede mną się rozgrywały. Oto żołnierze wzięli tabliczkę z napisem: “Jezu Nazarejczyk – Król Żydowski”. Było napisane w trzech językach. Oczywiście nie przeczytałbym tego, ale czułem, co tam napisano.
Widzę teraz, jak żołnierze wzięli skrwawioną szatę Jezusa i podzielili ją na cztery części. Tuniki zaś nie podzielili. Zagrali o nią i przypadła w udziale jednemu z nich.
W tym momencie podchodzą do Jezusa kobiety i wierny uczeń Jan. Żołnierze widać zezwolili na kilka chwil bardziej bezpośredniego pożegnania Skazańca z bliskimi. Faryzeusze i uczeni w Piśmie od czasu do czasu rzucą jakieś wyzwisko i przekleństwo w stronę Jezusa i Jego bliskich. Jezus zdradza swoje wielkie opuszczenie, a oni tym bardziej go wyśmiewają. Ja też ośmieliłem się podejść. Jeszcze tak blisko krzyża nie byłem. Maryja, Matka Jezusa, zachowuje powagę, nie poddaje się rozpaczy, choć Jej twarz jest bardzo blada, a oczy podkrążone. Jan ledwo powstrzymuje się od łez. Pozostałe kobiety rozpaczają…
Widzę i słyszę jak Jezus oddaje ucznia, a przez niego nas wszystkich, swojej Mamie. Potem swoją Mamę oddaje Janowi, a przez niego nam wszystkim. W tym momencie wzrasta we mnie miłość do Matko Bożej, jakby była moją rodzoną mamą.
Wtem żołnierze nakazują bliskim Jezusa nieco się oddalić. Ja też odsunąłem się w tłum.
Niebo robi się coraz ciemniejsze, wiatr się wzmaga… Do tej pory jakoś nie zwracałem uwagi na przyrodę, ale teraz nie sposób było nie zauważyć, że choć to dzień, wyczuwało się noc. Mam wrażenie, że to już ostatnie chwile życia Jezusa. Powiedział jeszcze: “Pragnę”. Jeden z oprawców zamoczył gąbkę w occie i na hizopie podał ją Jezusowi. Ten skosztował.
Nagle ostatkiem sił Chrystus powiedział: “Wykonało się”. I umarł.
Mimowolnie znalazłem się na kolanach. Pokłoniłem się pokornie. Ale czy to koniec? To już nie ma nadziei? Czy to może inaczej się skończyć? Przecież On umarł…
Gdy tak rozmyślam, znów mam wrażenie, że ktoś czai się za mną.
Dodaj komentarz