szukaj
Wyszukaj w serwisie


Pascha bliskich, dalekich i w nas

S. Monika Cecot / TS / AH / 12.04.2025
fot. archiwum s. Moniki Cecot
fot. archiwum s. Moniki Cecot

Każdy z nas prędzej czy później, świadomie lub nieświadomie musi zmierzyć się z Pasją. Nie tylko z ewangelicznym opisem Męki, ale z doświadczeniem własnego życia i własnej śmierci. Słuchamy dzisiaj opisu Pasji Jezusa. Każdego dnia przeżywamy własną pasję – pisze w refleksji na Niedzielę Męki Pańskiej pallotynka s. Monika Cecot.


VI niedziela Wielkiego Postu – Niedziela Palmowa, Niedziela Męki Pańskiej – 13 kwietnia 2025
Ewangelia (Łk 22, 14 – 23, 56)
Męka naszego Pana Jezusa Chrystusa

OJCZE, PRZEBACZ IM, BO NIE WIEDZĄ, CO CZYNIĄ

WIECZERNIK – PASCHA BLISKICH

„Ja przekazuję wam królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec”

Jezus mówi uczniom o królestwie Bożym. To o nim opowiadał im przez ostatnie trzy lata. Nie tylko opowiadał. Pokazywał, wyjaśniał i tłumaczył, używając przy tym najprostszych porównań i skojarzeń, które znali z codziennego życia (łowienie ryb, zasiew, zagniatanie ciasta, rachunki, przyjęcia, sprawdzanie pogody, szukanie tego, co się zgubiło itd.). Od momentu, kiedy zdecydowali się chodzić za Nim i z Nim, dawał im możliwość, by mogli owego królestwa doświadczać i je przeżywać.

Czyli właściwie o czym słuchali, co widzieli, czego doświadczali?

Jego samego, Jezusa. Jehoszua – Bóg zbawia.
Jezus – wcielone Królestwo Boże. Miłująca i czuła Obecność Boga, zamieszkująca z ludźmi. Znali tembr Jego głosu, słuchali Jego nauk, a także Jego śmiechu i milczenia. Widzieli jak uzdrawia, karmi, uwalnia, daje kolejną szansę, jak pracuje i jak odpoczywa, jak się modli i jak znosi odrzucenie. Dotykali go, znali ciesielską szorstkość Jego dłoni. Lubili łagodność Jego spojrzenia i siłę gniewu, gdy bronił najsłabszych.
Wydawało się, że wydarza się między nimi bliskość i wzajemność, że ich serca są gotowe brać i dawać miłość.

Teraz jedzą wspólnie paschalną kolację. Wyraźnie czuć atmosferę napięcia i niepokoju. I ten dziwny sposób mówienia i zachowania Jezusa. Jakby Jego słowa i gesty miały być tymi ostatnimi. Jakby w przeciągu jednego wieczornego posiłku, mieli całkowicie przyswoić Jego naukę. Czy On wie co robi? Może oni powinni mu powiedzieć, co należy zrobić?

„Ja przekazuję wam królestwo, jak Mnie przekazał je mój Ojciec…”

Uczniowie niczego nie rozumieją. Niczego nie wyczuwają. Jakby bliskość zamieniła się
w dystans. Jakby więź zaczynała więzić, a radość bycia razem zastąpiły lęk i trwoga.
Przecież to nie tak miało wyglądać. Młody, dobrze zapowiadający się Zbawiciel powinien mieć jakąś wizję ich przyszłości i biorąc pod uwagę ich poświęcenie, zapewnić im nagrodę, stanowisko, prestiż. Należy się im coś z Jego mesjańskiego splendoru. Trzeba znaleźć jakieś rozwiązanie adekwatne do ich własnych oczekiwań.
Tymczasem zaczynają tracić grunt pod nogami. Może pojawia się panika, może strach miesza się w ich głowach z Jego dziwnymi słowami, a ciała kurczą się, jakby zostali uderzeni prosto w brzuch.

Upragniony przez ludzkość i przez pojedynczego człowieka DAR staje się ich własnością. Jezus nie tylko pokazał im, na czym polega miłość między Nim a Ojcem; nie tylko dał im odczuć, jak nieodwołalnie kocha, każdego z nich, ale przekazał im sposób i zostawił możliwość, by „królestwo” wydarzało się w nich i pośród nich.
Ale teraz tego nie słyszą. Nie pojmują. Są zajęci sobą i podtrzymywaniem swojego idealnego obrazu.
Nie wiedzą, co robić. Więc robią to, do czego są przyzwyczajeni. Desperacko trzymają się własnych przekonań, wyobrażeń i iluzji o sobie samych oraz Mesjaszu i Jego triumfującym królestwie.

„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.

 

PROCES – PASCHA DALEKICH

„Jeśli wam powiem, nie uwierzycie Mi, a jeśli was zapytam, nie dacie Mi odpowiedzi”.
„Więc Ty jesteś Synem Bożym? Odpowiedział im: Tak. Ja Nim jestem”.

Sanhedryn, Piłat i Herod próbują zachować pełnię władzy i wyeliminować Rabbiego z Nazaretu.

Pierwsi, religijni przywódcy, polują na Niego od kiedy zaczęło być o Nim głośno. Niepokoiły ich Jego obrazoburcze słowa, które wygłaszał z taką pewnością. Oburzało łamanie Prawa i sztuczki, które tłum brał za cuda. Tłum był najgorszy. Przybywało uzdrowionych i uwolnionych, tych których karmił i nauczał. Całe grupy chodziły za Nim. Przyjmowali Go w domach, urządzali dla Niego przyjęcia. Ze zgrozą zauważali, że było przy Nim coraz więcej nieczystych i grzesznych, oszustów, kolaborantów, cudzołożnic. Wielokrotnie próbowali z Nim dyskutować, udowodnić łamanie Prawa, ośmieszyć Jego mesjańskie ambicje.

A teraz mają Go przed sobą – związanego i bezbronnego. Już im się nie wymknie. Wydaje się, że mają nad Nim pełną kontrolę. Ich autorytet zostanie uratowany. Jeszcze żeby tylko prawomocna władza cywilna zaaprobowała i wykonała sugerowany przez nich wyrok.
I w końcu zapanuje spokój. Rytualny porządek zostanie przywrócony. Powróci prawomyślność i uznanie. Odetchną. Znowu będą gwarantami religijnego „status quo”. Obronią sakralne struktury i będą mogli wymagać od nieuczonego tłumu czci i podporządkowania. A wszystko w trosce o czystość wyznania i obrządku. W obronie Boga i Jego Świątyni.

Ten drugi, rzymski prefekt, nie bardzo umie odnaleźć się w tej historii. Próbuje rozmawiać i słuchać, szuka sposobu, by nie angażować się w proces i wyrok. Piłat, nie ukrywa zaskoczenia zaistniałą sytuacją, ujawnia nawet swoją niepewność odnośnie do nacisków arcykapłana. W jego głowie mnożą się wątpliwości. Jest zaciekawiony osobą i postawą Galilejczyka. Ten tajemniczy Człowiek i Jego jednoznaczne odpowiedzi wydają mu się nawet pociągające, godne zatrzymania, usłyszenia i rozeznania.
Ale na to nie ma czasu. Nie ma czasu na niepewność i wątpliwości.
Byle tylko już nie czuć tej presji i zrzucić z siebie odpowiedzialność.
Nigdy wcześniej nie był w takiej sytuacji. Znalazł się w swego rodzaju klinczu. Z jednej strony Skazaniec, a z drugiej uczeni w Prawie, arcykapłani, starszyna ludu i rozwścieczony tłum. Obawa przed oceną i oskarżeniem, że niegodnie reprezentuje Cezara, niepokój, że może stracić pozycję i urząd, strach, że nie spełni oczekiwań i lęk o samego siebie – stają się ostatecznym motywem jego decyzji. Bo zachować urząd, to zachować twarz. Zaświadczyć, że jest się godnym piastowanego stanowiska.

I jeszcze ten trzeci, namiestnik Galilei. Tak bardzo skupiony na utrzymaniu swojej władzy, oddany samouwielbieniu, że aż żałosny w swoim zachowaniu. Słyszał o Jezusie i Jego cudach. Liczył więc, że posłucha i zobaczy coś nadzwyczajnego. Tymczasem przyprowadzony Więzień milczy. Wszelkie zabiegi, by Go sprowokować, spełzają na niczym. Niespodziewany majestat Galilejczyka zaczyna przerażać Heroda. Czuje się nim wręcz zawstydzony i upokorzony. I nie może już dłużej znieść własnego monologu i milczenia, owego Człowieka, które zdaje się wypełniać cały pałac.
Lęk i bezsilność można przykryć tylko pogardą, ośmieszeniem i wyszydzeniem. Jak szkarłatnym płaszczem, zarzuconym na ramiona Skazańca.

Upragniony przez ludzkość i przez każdego pojedynczego człowieka DAR staje przed tymi, którzy sprawują władzę religijną i cywilną. Jezus, Umiłowany i Miłujący, oddaje się całkowicie w ich ręce. Pozwala im decydować o swoim losie. Nie oczekuje, że zrezygnują ze swoich przekonań i porzucą swoje schematy. Pozostaje jednoznaczny w swoich wypowiedziach i w swoim milczeniu. W każdej chwili gotowy do objawienia miłości Ojca.
Ale oni teraz tego nie słyszą. Nie rozumieją. Nie wiedzą, co robią.
Więc robią to do czego są przyzwyczajeni. Desperacko trzymają się przekonań, wyobrażeń i iluzji o własnym autorytecie, o władzy i kontroli oraz o tym, że przemocą wyegzekwują wierność Prawu, a naciskiem zapewnią sobie szacunek i uznanie. Łudzą się, że wyeliminowaniem Jezusa, pozbędą się lęku, niepewności i pytań, które się w nich rodzą.

„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią”.

 

KRZYŻ – PASCHA W NAS

„Bo jeśli z zielonym drzewem to czynią, cóż się stanie z suchym?”

Jezus niesie swój krzyż. Długa droga. I potem długie umieranie. Na tym polega ta kara, na którą Go zasądzono. Do utraty sił, do utraty tchu. Aż pęknie serce.

Wokół gwar i ścisk. Pełno wokół ludzi, bliskich i dalekich.
Przypatrują się, oglądają, patrzą. Ale nie widzą, nie potrafią zobaczyć.
Po drodze kilka upadków i kilka spotkań. Litujące się nad Skazańcem kobiety swoim rzewnym płaczem zatrzymują Go. I słyszą dziwne słowa. Skierowane wprost do nich. Jakby Może Go słuchały wcześniej, może nawet doświadczyły Jego dobra. Teraz to tylko strzęp człowieka.
Dlaczego mają płakać nad sobą? Nad swoimi dziećmi? Przyszły tu, by zapłakać nad Nim. Może ze współczucia, może z ciekawości. A On odwraca perspektywę.
One bardziej potrzebują litości i ukojenia niż ten Biedak, opierający się właśnie na własnej szubienicy? Przecież są dobrymi, przyzwoitymi kobietami. Niewiele potrzebują od życia, więc czego mogłyby potrzebować od Tego, który właśnie wkracza w śmierć.

Upragniony przez ludzkość i przez pojedynczego człowieka DAR staje przed nimi w całkowitym ogołoceniu. Zielone, tętniące życiodajnymi sokami drzewo, jest właśnie ścinane. Jezus nie tylko pokazał im, że w życie i w śmierć można wejść w sposób wolny i totalny, ale także, że miłość jest jednocześnie przerażająca i kojąca.

Ale teraz tego nie słyszą. Nie pojmują. Trwają, unieruchomione w żalu i płaczu. Są zajęte użalaniem się nad niedoszłym Mesjaszem i Jego porażką. Podtrzymują iluzję, że zielone i suche drzewo, to ciągle drzewo, więc po co ryzykować i próbować kochać.
Nie wiedzą, co robić. Więc robią to, do czego są przyzwyczajone. Desperacko trzymają się lamentu i narracji, że miłość niemożliwa.

„Ojcze, przebacz im, bo nie wiedzą, co czynią.”

Każdy z nas prędzej czy później, świadomie lub nieświadomie musi zmierzyć się z Pasją. Nie tylko z ewangelicznym opisem Męki, ale z doświadczeniem własnego życia i własnej śmierci.
Słuchamy dzisiaj opisu Pasji Jezusa. Każdego dnia przeżywamy własną pasję.
Pascha znaczy PRZEJŚCIE. Przechodzimy codziennie. Przemijamy.
Pascha w nas wydarza się z każdą kolejną stratą, porażką i świadomością rozpadających się własnych iluzji.
Jakże często sami nie wiemy, co robimy. Mówimy słowa, których nie chcemy powiedzieć. Reagujemy, nie tak, jak byśmy chcieli. Zalani emocjami podejmujemy decyzje, których konsekwencji nie jesteśmy w stanie potem udźwignąć. Scrollujemy pomysły na własne życie, byle tylko nie doświadczyć pustki. Uciekamy od śmierci, bo uciekamy od życia.
Jakbyśmy ciągle chcieli się sami ocalić i zbawić.
Odrzucając krzyż własnego człowieczeństwa, odrzucamy siłę miłości, która w nim jest ukryta.
Nadzieją jest fakt, że do tego ostatniego oddechu, możemy próbować i podejmować ryzyko, by świadomie wybierać miłość.

„– Czym jest miłość? – zapytał uczeń.
– Całkowitym brakiem lęku – powiedział mistrz.
– Czego się boimy?
– Miłości – odpowiedział mistrz”.

Czy potrafię BRAĆ miłość?
Czy umiem DAWAĆ miłość?

*

Dobiega końca nasza tegoroczna wielkopostna seria. Dziękujemy s. Monice za przygotowanie rozważań, a wszystkim Czytelnikom za ich lekturę.

 

Poprzednie odcinki:

>>> Czas pustyni, czas kuszenia, czas mój <<<

>>> Przemienienie Jezusa – synteza modlitwy <<<

>>> Nawrócenie – zmiana myślenia <<<

>>> Historia o Miłości. Opowieść na trzy głosy <<<

>>> Misericordia et misera <<<

 

S. Monika Cecot – pallotynka. Miłośniczka słowa i Słowa. W Polsce zajmowała się m.in. apostolstwem oraz promocją pallotyńskiej duchowości (rekolekcje, konferencje, publikacje). Od dwóch lat mieszka we Francji. Pracuje w zespole pastoralnym w Collège Saint Stanislas w Osny.

fot. archiwum s. Moniki Cecot

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2025-04-13 23:15:13
Skip to content