szukaj
Wyszukaj w serwisie


Opowieść o dekoracjach, które pomagają przeżyć Paschę

MG / TS / AH / 19.04.2025
fot. archiwum ks. Michała Glina
fot. archiwum ks. Michała Glina

Od wielu lat mam okazję uczestniczyć w tworzeniu dekoracji kościelnych. To nie tylko praca – to forma modlitwy i sposób głębszego przeżywania Triduum Paschalnego – pisze Elżbieta Maluch z Lyonu, która zajmuje się dekoracjami w kościele Trójcy Świętej, gdzie działa też polskie duszpasterstwo.


Zapraszamy do lektury poniższej pełnej treści refleksji:

Od wielu lat mam okazję uczestniczyć w tworzeniu dekoracji kościelnych. To nie tylko praca – to forma modlitwy i sposób głębszego przeżywania Triduum Paschalnego. Dzięki tym dekoracjom człowiek może na nowo wejść w klimat tych najważniejszych dni w roku liturgicznym – zatrzymać się, przypomnieć sobie cierpienie Chrystusa, a potem z radością świętować Jego Zmartwychwstanie.

Każdy element, który tworzymy, jest przemyślany – nic nie dzieje się przypadkiem. Jednym z bardziej zapadających w pamięć projektów był Grób Pański inspirowany tym, który wygrał konkurs w Krakowie. Chrystus unosił się tam nad taflą wody – i my również postanowiliśmy to odtworzyć. Wykonaliśmy przezroczysty odlew Jezusa z tworzywa, które na co dzień służy do naprawy karoserii samochodowych. Odlew był lekki, ale bardzo delikatny – trzeba było się sporo nagłowić, jak go wykonać, by dwumetrowa figura się nie złamała. Ostatecznie zawisła w powietrzu na przezroczystych żyłkach… do łowienia ryb! Ludzie podchodzili i z niedowierzaniem machali rękami, próbując zrozumieć, jak to możliwe – bo linek po prostu nie było widać.

Tworzyliśmy też groby ze styropianu, który wypalaliśmy, żeby nadać mu odpowiednią fakturę i kształt. Czasem kończyło się to wybijaniem korków w kościele – nawet w czasie Mszy Świętej! Było przy tym sporo śmiechu, trochę nerwów, ale jeszcze więcej radości. Pracowaliśmy z różnymi materiałami – śmierdzącymi produktami, wazeliną, gipsem… wszystko po to, by osiągnąć zamierzony efekt.

Pamiętam, jak wypalałam płytę z Dziesięcioma Przykazaniami – oczywiście też ze styropianu. W trakcie pracy popełniłam błąd… który do dziś jest widoczny, bo płyta nadal znajduje się w kościele. Ale wtedy powiedzieliśmy sobie z uśmiechem: „Żydzi się pomylili” – i tak już zostało.

Od dwóch lat ks. Michał sieje owies – dogląda go bardzo starannie, żeby nie przerósł, nie pożółkł. Włącza grzejniki, pilnuje codziennie. A ja? Wielokrotnie jeździłam w okolice Lyonu, szukając kamieni, mchu i innych dekoracyjnych elementów przyrody. Kto choć raz przygotowywał dekoracje, wie, że wtedy patrzy się na świat zupełnie inaczej – wszędzie widzi się potencjał: piękne liście, konary, ciekawe faktury. Jadąc, wypatrujesz, co może się przydać.
Wielokrotnie malowałam twarz Chrystusa do ciemnicy. Starałam się odzwierciedlić Jego cierpienie, samotność, opuszczenie. Większość tych obrazów rozdawałam. Co roku jest inna twarz, ale to samo cierpienie.

Z malowaniem Twarzy Chrystusa do ciemnicy wiąże się wspaniała historia. Moja francuska przyjaciółka z kursu, którą namówiłam do malowania Jego twarzy, widząc, że tworzę obrazy chrześcijańskie, powiedziała do mnie: „Ja też jestem wierząca.” Zaproponowałam jej, by malowała razem ze mną. Dziś jest ochrzczona, przystąpiła do Pierwszej Komunii Świętej w wieku 50 lat, bierze czynny udział w życiu Kościoła i daje świadectwa swojego nawrócenia. A to wszystko dzięki Twarzy Chrystusa Cierpiącego. Jej chrzest odbył się w Wielką Sobotę – była to ogromna radość i prawdziwy cud.

W tym roku, malując obraz do ciemnicy, miałam okazję pracować pod okiem ks. Michała, który od samego początku wspierał mnie swoją obecnością, cennymi wskazówkami, motywacją do pracy i pomysłami. To już nie pierwszy raz, kiedy ks. Michał namawia mnie do tworzenia obrazów – wcześniej malowałam m.in. portret rodziny Ulmów oraz obraz papieża na 20. rocznicę jego śmierci. Zawsze maluję dość szybko, więc jestem wobec siebie krytyczna, ale cóż… to część procesu twórczego.

Chciałabym również podziękować Arkowi, który przygotowuje się do kapłaństwa w seminarium tarnowskim. To właśnie on, widząc moją pracę, zasugerował, abym bardziej ukazała cierpienie Jezusa na obrazie. W odpowiedzi na tę radę dodałam strużki krwi oraz znaki biczowania, choć doskonale wiem, że nigdy nie będziemy w stanie w pełni oddać tego, przez co przeszedł. Jego sugestia pozwoliła mi głębiej zrozumieć tę ofiarę i lepiej wyrazić ją w moim obrazie.
Zawsze po zakończeniu pracy jest ogromna radość i satysfakcja – ale nie ukrywam, że zdarzają się też chwile zmęczenia i zwątpienia. Ta praca wymaga ogromnego zaangażowania, wielu godzin spędzonych przy tworzeniu każdego detalu, zastanawiania się, jak najlepiej coś wykonać. Często widzę już w myślach obraz – jak ma to wszystko wyglądać, ale nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Zdarza się, że po prostu tracę wiarę w to, co robię, zadaję sobie pytanie: „Po co to wszystko?”, „Dlaczego muszę to robić?”. I wtedy, w tych trudniejszych momentach, otrzymuję odpowiedź, która przywraca mi pokój w sercu: „Bo Cię kocham”. Bo On nas kocha.

Chciałabym serdecznie podziękować ks. Michałowi za jego słowa, które są dla mnie ogromnym wsparciem: „Wszystko, co robimy, robimy dla Chrystusa.” Mimo wszelkich trudności i chwil zwątpienia, które nas czasami ogarniają, te słowa dają mi siłę i przypomnienie, że wszystko ma głęboki sens. Dziękuję także za jego postawę, chęć do pracy oraz pozytywną energię i radość, które wprowadza mimo wielu przeciwności.

Dziękuję również ks. Wiesławowi za jego motywację i za słowa, które są dla mnie bardzo cenne: „Nie warto się przejmować trudnościami, które pojawiają się na naszej drodze”. Ci, którzy nic nie robią, nie napotkają przeciwności, ale to właśnie te trudności uczą nas pokory i dają siłę do dalszego działania. Te słowa przypominają mi, jak ważne jest, by nie tracić wiary w to, co robimy, mimo wszelkich wyzwań.

Jestem ogromnie wdzięczna wszystkim, którzy pomagają przy realizacji tych dzieł. To osoby o wielkich sercach i jeszcze większym zaangażowaniu. Każda z nich wnosi coś wyjątkowego – pomysły, uwagi, siłę do pracy. Wspólna obecność, praca i ogromna motywacja do tworzenia sprawiają, że możemy tworzyć coś naprawdę pięknego. Gdyby nie oni, nie byłoby tak pięknie. To nasza wspólna droga – i nasze wspólne uczestnictwo w cierpieniu i chwale Chrystusa.

Bo prawda jest taka, że Jezus nie potrzebuje dekoracji. Potrzebuje nas – naszej obecności, zaangażowania, naszej odpowiedzi na dar życia, który nam daje, umierając na krzyżu. Chce, byśmy nie byli tylko obserwatorami, ale byśmy brali czynny udział w życiu parafii i wspólnoty.

To, co robimy, to nie tylko ozdoby. To nasza modlitwa. Nasza ofiara. I nasza radość.

zdjęcia: archiwum ks. Michała Glina

 

czytaj też: >>> „Polska” Droga Krzyżowa w Paryżu i na kilku kontynentach <<<

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2025-04-22 23:15:12
Skip to content