Mały Eugeniusz odnalazł się dzięki szczególnemu wspomnieniu z dzieciństwa
pixabay.com
2 października Kościół katolicki wspomina Aniołów Stróżów. Ta historia wydarzyła się naprawdę: pod koniec XIX w. w północnej Francji mały Eugeniusz, który został porwany, po latach odnalazł się dzięki zapamiętanej z dzieciństwa modlitwie do Anioła Stróża.
Działo się to, jak wspomnieliśmy, we Francji pod koniec XIX w. Pewna matka uczyła swojego 3-letniego synka krótkich modlitw i razem z nim je odmawiała rano i wieczorem. Dziecko stawało na krześle, składało rączki i recytowało wyuczone wersety. Jedna z modlitw kierowana była do Anioła Stróża.
Kochany Aniele, święty Aniele,
Ty jesteś moim stróżem,
I zawsze przy mnie stoisz.
Powiedz Panu, że chcę być dobry
I by mnie chronił z Bożego tronu.
Powiedz Matce Bożej,
że Ją bardzo kocham
I by mnie pocieszała
w chwilach strapienia.
Osłaniaj mnie w czasie
niebezpieczeństw
I zawsze prowadź dobrą drogą.
Nadszedł kwiecień 1894 r. Mały Eugeniusz jak co dzień odmówił rano ulubione modlitwy, zjadł śniadanie i wybiegł przed dom, żeby się pobawić. Oddalił się na pobliską łąkę. Wtedy spostrzegł zbliżający się cygański tabor. W pewnym momencie jakaś wystrojona w kolorowe ubrania Cyganka zaczęła wabić malca grzechotką. Chłopiec dał się nawet zaprowadzić do wozu, na którym został usadowiony. Dopiero wtedy zorientował się, że stało się coś niedobrego. Płacząc, wraz z cygańskim taborem coraz bardziej oddalał się od domu rodzinnego.
Powoli mijały długie cztery lata. Eugeniusz był jednym ze smutnych, umorusanych cygańskich dzieci, wyszkolonych w kradzieżach i żebraninie. Z biegiem lat malec miał coraz bardziej dojmujące przeświadczenie, że świat, w którym się znajduje, nie jest jego światem. Doprowadziło go to do decyzji – uciekam z obozu! Tak też zrobił – ukradkiem wymknął się z taboru, ale nie miał pojęcia, co dalej. Prawie nic nie pamiętał z najwcześniejszego okresu swojego życia. Zdawało mu się, że jest nikim. Miał tylko mgliste przekonanie, że gdzieś tam, nie wiadomo gdzie, znajdują się ukochana mama, dom, ogród i piesek.
Póki co malec chciał jak najdalej uciec od taboru cygańskiego. Po długim marszu padł wyczerpany na skraju drogi. Wtedy ktoś przechodził tamtędy, ulitował się nad sierotą i zaniósł chłopca na komendę policji. Nakarmiony i wyspany, chłopiec opowiadał policjantom o swoich doświadczeniach. Najgorsze było to, że jego opowieści nie dawały szans na rozwikłanie zagadki jego pochodzenia. Pamiętał, że Cyganie nazywali go Franz; niestety nie miał pojęcia, jakie imię nosił naprawdę. Mama nazywała go po prostu “kochanym”, “skarbem”.
Policjanci mieli twardy orzech do zgryzienia. Wiedzieli, że parę lat temu zgłaszano zaginięcie jakiegoś chłopca, ale sprawa trochę zatarła się w przeszłości. W tamtych czasach jedynie gazety i telegraf mogły służyć nagłaśnianiu spraw. Problem w tym, że policjanci wiedzieli o chłopcu zbyt mało, żeby nadać sprawie jakiś bardziej wyrazisty ton.
Wtedy niespodziewanie pojawił się wątek, który zdawał się być ostatnią deską ratunku. Eugeniusz wspomniał, że pamięta z dzieciństwa pewną modlitwę, której nauczyła go mama. Chodziło o modlitwę do Anioła Stróża. Poproszony przez funkcjonariuszy, chłopiec jednym tchem wyrecytował jej treść. Następnego dnia wszystkie francuskie dzienniki podały informację o odnalezieniu chłopca; wydrukowano połowę tekstu modlitwy zapamiętanej przez Eugeniusza. Drugą połowę miała podać jego prawdziwa matka. W ten sposób uda się zidentyfikować prawdziwą matkę dziecka.
Przenieśmy się teraz do Fains w Normandii. Matka chłopca dostaje od sąsiadek gazetę z informacją o odnalezieniu jakiegoś chłopca po czterech latach. Kobieta zerknęła i od razu rozpoznała modlitwę, której nauczyła dziecko. Pobiegła na komisariat i ze łzami w oczach wyrecytowała brakujący fragment. Podano jej adres komendy, gdzie znajduje się chłopiec. Nazajutrz matka i syn spotkali się. Szlochając z radości po latach znowu razem odmówili modlitwę do Anioła Stróża.
Historia opowiedziana powyżej jest prawdziwa. Wydarzyła się w latach 1894-1898. Chłopiec nazywał się Eugene Loup. Cyganie porwali go w Fains, które leży w połowie drogi między Reims i Nancy. Do spotkania matki z synem doszło w Amiens.
Czytaj też:
Francuska święta, która “zdalnie” nawróciła zbrodniarza >>>
Źródła informacji: ks. Henryk Skoczylas CSMA, “Perły ze świata aniołów” (tam historia przytoczona za: E. Marcolini, Storie e Leggende di 100 Paesi, Ed. Piemme, Asti 1993, s.70-75); katolik.pl
Dodaj komentarz