Parafia bez parafian? Wieści z Lyonu
Parafia bez parafian, czyli wieści z Lyonu. Ten artykuł w ogóle by nie powstał, gdyby nie jedno słowo – koronawirus. Jeszcze w grudniu prawie nikt nie wiedział, co to w ogóle znaczy. Z biegiem czasu, tydzień po tygodniu, stopniowo zostały nim „zarażone” wszystkie sfery naszego życia. Nawet jeśli fizycznie wciąż jesteśmy zdrowi. Jednym z obszarów, w których pozornie straciliśmy grunt pod nogami, jest wiara. Niech ten krótki tekst będzie próbą opowieści, jak francusko-polska parafia w Lyonie powoli odnajduje się w nowej sytuacji.
Coś wisi w powietrzu!
Ograniczenia przychodziły stopniowo. Obowiązkowa Komunia św. na rękę, zakaz wylewnych powitań, uścisków dłoni podczas znaku pokoju, opróżnienie kropielnic z wodą święconą. Takie obostrzenia towarzyszyły nam przez kilka tygodni. W sobotę 14 marca zgodnie z planem w parafii odbył się wieczór uwielbienia, na który jednak z racji rosnącej fali lęku dotarło tylko 13 osób. Niedużo. Ale przecież w modlitwie nie chodzi o liczby. Kilka minut po skończonej adoracji proboszcz podszedł do ambony i przejętym głosem oznajmił, że właśnie otrzymał ważną wiadomość. W związku z restrykcjami nałożonymi przez państwo diecezja zdecydowała, że od niedzieli do odwołania nie można sprawować Eucharystii w kościołach. Do północy mieliśmy jeszcze 2 godziny, więc zaproponował, żebyśmy odprawili ostatnią wspólną Mszę świętą. Trudno oddać słowami atmosferę tej wspólnej modlitwy. Doniosłość, powaga. Przeczucie, że coś się kończy. Niech tylko starczy wzmianka, że po skończonej Eucharystii dwie kobiety zostały przez dłuższą chwilę w kościele, modliły się, śpiewały i płakały.
Oczywiście informacja nie dotarła od razu do wszystkich parafian. W niedzielę do kościoła przyszło jeszcze sporo osób. Ludzie spowiadali się, przyjmowali Komunię świętą. Reakcje parafian na zaistniałą sytuację były różne – od życzliwego zrozumienia i chęci pomocy aż po delikatną agresję i doszukiwanie się diabelskiej intrygi. Wymowna jest ręcznie napisana kartka, którą wieczorem znaleźliśmy na ołtarzu. Ktoś, zapewne będąc święcie przekonany, że patrzenie Pana Boga na sprawę jest identyczne z jego sposobem myślenia, napisał: „Czemu Mnie opuściliście? Mój dom, gdzie na was tak czekałem! Gdzie wasza wiara we Mnie? Tak Mi ufacie?”. Cóż, biorąc pod uwagę błędy ortograficzne i interpunkcyjne w oryginale, doszliśmy do wniosku, że akurat to objawienie jest nieautentyczne i nie ma się nim co przejmować.
Przez następne 2 dni ludzie wciąż przychodzili na modlitwę przed wystawionym Najświętszym Sakramentem, ale w związku z kolejnymi ograniczeniami w przemieszczaniu się we wtorek w samo południe zakończyliśmy adorację. Aż do dzisiaj kościół pozostaje otwarty, codziennie przewija się przez niego dosłownie garstka osób. Myślę, że starczyłoby palców dwóch rąk, by policzyć wszystkich.
Idzie nowe!
Nadzwyczajna sytuacja wymaga nadzwyczajnych środków. Powoli przyzwyczajamy się do nowej rzeczywistości, uczymy się funkcjonowania w sytuacji, gdy fizyczne spotkania z ludźmi są bardzo utrudnione. Tuż przed wprowadzeniem surowych restrykcji przy parafii powstała inicjatywa SOS TRINITÉ. Mamy całkiem sporą grupę wolontariuszy, która obdzwoniła wielu parafian z klasycznym pytaniem „ça va ?” i zapewnieniem o możliwości pomocy dla starszych, chorych i samotnych. Ludzie byli naprawdę dotknięci i wzruszeni niespodziewanym telefonem i zapewnieniem o bliskości. Wciąż podtrzymywana jest też inicjatywa dostarczania jedzenia dla ubogich i potrzebujących.
Powoli próbujemy rozwinąć skrzydła w Internecie. Po kilku dniach wprowadziliśmy transmisję Mszy św. na Facebooku i w serwisie YouTube. Modlimy się razem codziennie o 19:00 po francusku i w niedzielę o 11.30 po polsku. Każdego dnia o 21:00 jest też transmitowana godzinna adoracja Najświętszego Sakramentu w ciszy. Próby w sieci kontynuuje chór młodzieżowy. Powoli przymierzamy się też do wznowienia działalności grupy biblijnej w formie wideokonferencji.
To pewnie paradoksalne, ale dla wielu parafian jest to też czas bliskości, rozmów telefonicznych, nadrabiania zaległości w relacjach i troszczenia się o bliskich, sąsiadów i krewnych. W końcu prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie. Pewna pani z nieukrywaną radością opowiadała mi, że od 50 lat mieszka koło swojego sąsiada. Przez pół wieku chodził z nosem spuszczonym na kwintę i omijał ją szerokim łukiem. Dopiero obecna sytuacja zagrożenia sprawiła, że podszedł do ogrodzenia i ze szczerą troską zapytał, czy u niej wszystko w porządku. Kobieta zażartowała, że dla niej to większy cud niż wyleczenie całej planety z koronawirusa!
Szansa czy zagrożenie?
W pierwszej klasie liceum chyba już definitywnie zakończyłem edukację w zakresie chemii. Z mglistego, ogólnego pojęcia o przedmiocie, które wyniosłem z tego okresu, krąży mi w głowie m. in. pojęcie „katalizator” (substancja dodana do reagującego układu, która zwiększa szybkość reakcji). Pamiętam też, że tempo reakcji chemicznej można przyspieszyć przez zwiększenie ciśnienia, stężenia, temperatury roztworu czy też przez mieszanie zawartości probówki. Mam nadzieję, że w tych kilku linijkach nie dopuściłem się żadnej chemicznej herezji.
Tak jak chemia zna sposoby na kontrolowane przyspieszenie reakcji, tak w naszym życiu obecnie zachodzą procesy, które w normalnych warunkach nigdy by nie zaistniały. Różnica jest taka, że nie do końca jesteśmy w stanie je kontrolować. Skupmy się tylko na przestrzeni wiary. Z dnia na dzień straciliśmy możliwość uczestnictwa w Eucharystii i spotkań przy parafii. Sprawdzony od lat niedzielny schemat (nerwowa poranna krzątanina – odświętna koszula albo sukienka – uroczysta Msza Święta – rosół i schabowy w gronie rodzinnym) na pewien czas trzeba odłożyć na półkę. Pojawia się pustka, która momentami może być nieznośna! Jesteśmy wytrąceni z równowagi. Pozostaje więc pytanie – czego (Kogo?) się złapiemy, żeby nie upaść? Jaka jest tak naprawdę moja wiara? Czy z biegiem czasu nie przysłoniła jej tradycja, przyzwyczajenie?
Jestem członkiem kilku grup parafialnych na WhatsApp’ie i aż serce rośnie, gdy czytam wiadomości ludzi, którzy sami z siebie, bez żadnej odgórnej inicjatywy, umawiają się na codzienny różaniec, wymieniają intencjami modlitwy, przesyłają różne nagrania, linki do transmisji, konferencje i artykuły, pytają innych o stan zdrowia i mobilizują się nawzajem. Pozostaje tylko nadzieja, że gwałtowne wytrącenie z modelu „zawsze tak było – nigdy tak nie było” przyniesie trwałe skutki, gdy zagrożenie minie.
Cisza Wielkiej Soboty
Jak jedenastka przygnębionych uczniów w Wieczerniku w Wielką Sobotę, mamy teraz sporo czasu, by zebrać siły i zadać sobie kilka poważnych pytań. Każdego roku uczestniczymy w liturgii, która stopniowo wprowadza nas w przeżywanie Wielkiego Postu. Od Środy Popielcowej przez nabożeństwa, modlitwę, pokutę, rekolekcje zbliżamy się do Triduum Paschalnego i radości Wielkiej Nocy. W tym roku wszystko jest inne. Zostaliśmy „wyrwani”! Życie (czytaj – Pan Bóg!) wprowadza nas w ekstremalną sytuację przymusowych rekolekcji, czasu pustyni, wątpliwości i pytań.
Dla Apostołów Wielka Sobota była czasem rozpaczy. Zginął Ten, w którym pokładali nadzieję. Zawaliło im się życie, pragnienia i ideały. Nasza perspektywa jest jednak całkiem inna! Jesteśmy bogatsi o wiedzę, że dzień później była Wielkanoc. Zmartwychwstanie. Poranek, który nadaje sens wszystkiemu!
Kamil Biernat – kleryk WSD w Tarnowie, obecnie na stażu w parafii Trójcy Świętej w Lyonie.
Dodaj komentarz