Twórczyni dzwonów katedry Notre-Dame o swojej profesji
Virgninie Bassetti przed katedrą Notre-Dame w dniu poświęcenia stworzonych przez nią dzwonów; fot. Vincent M.
Jest jedną z trzech osób we Francji zajmującą się odlewaniem dzwonów. W całej Europie jest ich najwyżej dwadzieścia. To ona zaprojektowała i wykonała nowe dzwony dla katedry Notre-Dame de Paris. – To profesja niezwykle rzadka. Odlewanie dzwonów jest procesem szalenie skomplikowanym, ale też niezbyt często potrzebnym. Wszak zamówienia nie pojawiają się każdego dnia – mówi portalowi polskiFR rzeźbiarka Virginie Bassetti.
Zajmujesz się sztuką absolutnie rzadką i niezwykłą. To także bardzo nietypowa profesja dla kobiety. Jakie ścieżki poprowadziły cię do odlewni dzwonów?
Virginie Bassetti: To była seria wyborów, niekiedy zbiegów okoliczności. Kiedy studiowałam na Akademii Sztuk Pięknych w Rennes w Bretanii, miałam profesora rzeźby, który dysponował odlewnią. Studenci raczej jej unikali – praca w tym miejscu wiązała się z wieloma trudnościami i skomplikowaną techniką. Zarówno studenci jak i wykładowcy preferowali nowsze media, sztukę konceptualną, mocno powiązaną z informatyką. Mnie jednak już od pierwszego roku fascynowała owa odlewnia. Zawsze chciałam tworzyć własnymi rękami. Wydawało mi się czymś absolutnie wspaniałym to, że cała obróbka materiału odbywa się ręcznie, wszystko wytwarza się samemu.
Profesor uznał, że jak na debiutantkę dobrze sobie radzę. Chciałam pogłębiać wiedzę, wytwarzać przedmioty coraz bardziej wyrafinowane, na granicy biżuterii. Była to już niemal metalurgia. Mój wykładowca powiedział mi, że to bardzo zaawansowana sztuka i dopuszcza się do niej studentów dopiero na wyższych latach. Dostrzegł jednak mój zapał, zwolnił mnie z innych zajęć, tłumacząc, że mam zrobić reportaż fotograficzny o przetapianiu brązu. Dzięki temu mogłam uczestniczyć w pierwszych zajęciach. Przyglądałam się temu z prawdziwą fascynacją.
Gdy przyszło mi wybierać miejsce na staż, udało mi się porozumieć z profesorem i zamiast do pracy w galerii, trafiłam do odlewni. Najbliższa okazała się być oddalona dwadzieścia pięć kilometrów od mojej matki. Odlewano tam nie tylko rzeźby z brązu, ale także dzwony. Nauczyłam się wtedy, jak bardzo skomplikowany jest to proces, dowiedziałam się, że dzwony, owszem, wykonuje się z brązu, ale są rozmaite techniki odlewania, zdobienia, etc. To był rok 1993.
Jak długo trwał ten staż?
Dwa tygodnie. Ale podobało mi się tak bardzo, że wracałam tam w każde wakacje zimowe i letnie. W ten sposób dorabiałam sobie i przy okazji uczyłam się dalej. Całe lato 1994 roku spędziłam w tej wytwórni. To były intensywne dwa miesiące. Gdy wróciłam na uczelnię, byłam już na bardzo wysokim poziomie. Mój pierwszy dyplom był z tej dziedziny. Ale uczelnią nie przejmowałam się już wówczas zbyt mocno. Musiałam tam wrócić w 2011 roku, by zdobyć tytuł magistra. Tytuł był mi potrzebny, żeby uczyć w szkole plastycznej. Miałam 38 lat i musiałam studiować jeszcze przez dwa lata.
Cały czas pracowałaś w tej odlewni?
Tak, od 1995 roku, miałam status jakby czeladnika, uczyłam się od mistrzów. Zdarzały się błędy, razem uczyliśmy się i doskonaliśmy się.
Co jest najtrudniejsze w twojej pracy?
Największym wyzwaniem jest wyszukanie zleceniodawcy. Najczęściej są to duchowni, czasem też osoby prywatne. Trzeba umieć przekonać taką osobę do zainwestowania w przedmiot, który jest współczesny. W przypadku zleceń religijnych obowiązuje zawsze specyficzna ikonografia, pewien kod estetyczny, który jest wdrukowany w tradycyjną świadomość zbiorową. Jakakolwiek odważniejsza ingerencja w ową tradycję może budzić niepokój. Poczynienie zmian w ikonografii wymaga odwagi.
Jakich argumentów używasz, by przekonać zleceniodawcę do swojej wizji?
Mówię, że przecież nie jest tak, że Jezus miał błękitne oczy, a Matka Boska falowane włosy. Rozmawiamy o symbolice, o fundamentach związanych z wiarą i filozofią. Rozumiem, że w praktykowaniu wiary potrzebne są stałe symbole, wyobrażenia i atrybuty. Duchowość, mimo iż jest abstrakcyjna, wymaga materialnych przedmiotów. Rzeźby na dzwonach mogą być także nośnikiem symboli, które pogłębiają duchowość. Trzymam się estetyki, w której wydaje mi się zamknąć wszystkie wartości.
Opowiedz proszę, jak to się stało, że zrealizowałaś zamówienie na nowe dzwony dla Katedry Notre-Dame de Paris?
O tym, że katedra rozważa taką inwestycję, po raz pierwszy usłyszałam jakoś przed rokiem 2000. Wiedzieliśmy, że ówczesne dzwony były za małe i zbyt ciche, zważywszy na prestiż i potrzeby świątyni. Były to także dzwony niezbyt dobrze brzmiące, już dość stare. Powstały ok. 1830-1850 roku, ale nie były jeszcze wpisane do rejestru zabytków. W końcu w 2011 roku skontaktował się z nami rektor katedry Patrick Jacquin. Poprosił, żebyśmy przygotowali kosztorys. Rok później z jego inicjatywy powstało specjalne stowarzyszenie zbierające fundusze na pokrycie kosztów odlania nowych dzwonów i odrestaurowanie budynku. Znakomitym pretekstem okazała się rocznica 850-lecia wzniesienia świątyni. Pracowałam już wtedy jako freelancerka. Odlewnia, z którą wcześniej współpracowałam, skontaktowała się ze mną i zapronowała dołączenie do ekipy. Chodziło o odlanie ośmiu dzwonów. Była nas czwórka rzeźbiarzy. Każde z nas myślało w nieco inny sposób. Postanowiliśmy, żeby każdy przygotował indywidualny projekt na wszystkie dzwony. Finalnie Jacquin miał zdecydować, czyją wizję będziemy realizować. Nie podpisywaliśmy naszych szkiców, konkurs miał charakter czysto anonimowy. Byłam najmłodszą uczestniczką, jedyną kobietą, miałam już jednak duże doświadczenie. Stało się tak, że to mój pomysł został wybrany.
Na czym on dokładnie polegał?
Rektor Jacquin dał nam bardzo proste wytyczne – każdy dzwon miał mieć nadane konkretne imię, odnoszące się do zasłużonych patronów i świętych, zasłużonych dla Katedry: Benoît-Joseph, Marcel, Étienne, Maurice, Jean-Marie, Anne-Geneviève, Gabriel, Denis; drugą wskazówką była myśl św. Augustyna z Hippony via viatores quaerit, co oznacza drogę szukającą wędrowców. Fraza ta miała znaleźć się na każdym z dzwonów. Ostatnim elementem miało być wplecenie w projekt modlitwy Zdrowaś Maryjo.
Postanowiłam zrobić projekt bardzo po swojemu, oddalić maksymalnie od siebie myśli o księdzu rektorze, czy o tym, jak bardzo prestiżowe jest to miejsce. Kierowałam się moimi wewnętrznymi przemyśleniami i intuicją na temat postaci patronów, frazą świętego Augustyna oraz treścią Pozdrowienia anielskiego. Wyobraziłam sobie promień światła, jak z obrazów przedstawiających Zwiastowanie, który wyrzeźbiony pokrywałby kolejne dzwony od najmniejszego do największego. Byłyby to symboliczne schody, nawiązujące do wstępowania do sfery niebiańskiej. Wyobraziłam sobie taką właśnie drogę z sukcesywnym przekraczaniem kolejnych stref. To pomysł bardzo abstrakcyjny, niewiele jest w nim figuracji – poza jednym wyobrażeniem Madonny z Dzieciątkiem, która jest patronką świątyni. Inne postaci przedstawione są za pomocą symboli, atrybutów, ich obecność jest zaznaczona w sposób współczesny.
Wykonywałaś prace dla przedstawicieli bardzo różnych środowisk religijnych. Jak oceniasz gotowość duchownych na przyjęcie współczesnych interpretacji sztuki religijnej?
Wszystkie osoby, z którymi współpracowałam, zdecydowały się mi zaufać. Nie chodzi tu o to, że wygrało moje ego. Wydaje mi się, że nauczyłam się posługiwać odpowiednim językiem artystycznym, wychodzącym naprzeciw oczekiwaniom zleceniodawców. Kiedyś jeden z księży powiedział mi, że widzi, że prowadzi mnie Duch Święty. To nie moje słowa.
Podobnie wyrazili się koptowie, którzy zamówili u mnie dzwony do ich świątyni Villejuif. Spotkałam się z duchownym, który postanowił wznieść świątynię. Miejsce to wyglądało raczej na halę sportową. Poprosił o wykonanie trzech dzwonów: dedykowanego Matce Boskiej, św. Jerzemu i archaniołowi Michałowi. Nie studiowałam nigdy ikon koptyjskich, ale duchowny podał mi parę tytułów książek, które mogły mi pomóc zrozumieć specyfikę ich wiary. Okazało się to dużym wyzwaniem, nakazującym mi przekraczać ograniczenia techniczne, żeby sprostać estetycznej i ikonograficznie zadowalającej realizacji.
Czy wszystkie rzeźby wykonujesz samodzielnie?
Właściwie tak, w czasie mojej dwudziestopięcioletniej kariery tylko przy trzech projektach korzystałam z czyjejś pomocy. Była to zresztą pomoc stricte techniczna, są to osoby wykonujące 2-5 procent pracy, na podstawie ściśle wyznaczonych planów.
Czy wiesz, co się dzieje z dzwonami twojego autorstwa po pożarze w katedrze Notre-Dame?
Cały czas znajdują się w dzwonnicy. Nie zostały do tej pory zdemontowane. Wieżę północną ogień zajął w niewielkiej części, nie był to stan zagrażający zamontowanym tam instrumentom. Podczas pożaru strażacy polewali je wodą, chroniąc przed zniszczeniem. Niemniej dzwony trzeba będzie zdjąć i oczyścić z kurzu. Widziałam zdjęcia. Ekspert zbadał ich stan. Wiem, że najwyżej jeden z nich będzie trzeba względnie wymienić. Co zaś się tyczy wieży południowej, znajdujące się tam dwa dzwony mają się dobrze. Zabito w nie ręcznie, kiedy zmarł Jacques Chirac.
Dodaj komentarz