Zdobyć wieczność – Zaduszki
fot. s. J. Korycińska
Śmierć… Niewielu z nas nad nią się obecnie zastanawia. Ci, którzy o niej mówią lub piszą, postrzegani są często, jako życiowi pesymiści. Tymczasem – powiedzmy sobie jasno- każdy kolejny dzień życia, każda upływająca godzina i minuta przybliża każdego człowieka nieuchronnie do tej ostatniej chwili jego ziemskiej egzystencji. Śmierci nie da się jakoś uniknąć lub przesunąć w czasie. Można o niej w ogóle nie mówić i starać się o niej również zupełnie nie myśleć. Ale owa tajemnicza rzeczywistość śmierci i tak w końcu człowieka dosięgnie.
Przykład – popatrzmy na otaczający nas wokół świat, dzisiejszą medialną rzeczywistość, co promuje, do czego zachęca? Wyłącznie młodość, jej blaski i sukcesy; sukcesy, które są zawsze w zasięgu ręki: na telefonie w reklamie. Mamy tu do czynienia ze swoistym kultem „nieśmiertelnego” człowieka. Wszyscy chcą dziś być silni, młodzi i piękni bez naturalnych ograniczeń – po prostu ludzie sukcesu.
A tu tymczasem nadszedł listopadowy czas, czas zadumy na przemijalnością, w którym to właśnie, odwiedzamy cmentarze, zapalamy przepiękne znicze na grobach naszych bliskich, znajomych. Myślimy o tych, którzy przed nami odeszli… do wieczności. Ich już nie ma pośród nas, ale pamiętamy o nich w listopadowej modlitwie wspominkowej. Bo oni przeszli już na drugą stronę, na drugi brzeg.
Właściwie, te zaduszkowe dni, pobudzają ludzkie serca do głębszej refleksji: nad prawdą przemijania, nad kruchością ludzkiego życia, i szkoda tylko, że tak wielu nie chce zrozumieć tej prawdy, a często przed nią ślepo ucieka.
Nie dostrzega tu na ziemi absurdu, w którym żyje – najważniejszym, więc wydaję się być przecież życiowy sukces i duże pieniądze. Więc całymi ulotnymi dniami… nic tylko pracują, trudzą się ponad ludzkie siły. Robią to nie dla siebie, nie dla własnych zachcianek, lecz dla swych dzieci – przynajmniej tak mówią. Tymczasem znamy wiele różnych dziecięcych świadectw, które mówią i skarżą się, wprost, że ich rodzice dają im wiele, oprócz tego jednego, najważniejszego – miłości. A one chcą być przede wszystkim kochane, chcą, aby im dano właśnie to, co jest trwałe, co niezniszczalne.
"ujrzymy Boga twarzą w twarz i zobaczymy Go takim, jakim jest" (1J 3,2).
Wierzę w życie wieczne?
Popatrzmy dalej na współczesny świat, ludzie są tu coraz bardziej samotni, choć ich życiowy standard wydaje się już zupełnie znośny. Jednak, jeśli ktoś nieustannie pracuje, nie ma już czasu na rodzinę, na miłość do własnych dzieci. A potem, kiedy niby ma już ten upływający czas, cóż z tego, skoro nie ma go, z kim już dzielić. Nie mamy wciąż czasu, pogoń i zabieganie – to jest naszą codziennością. A należałoby zadbać o to, co jest tak naprawdę najcenniejsze, bo przecież tyle jeszcze spraw na naszej człowieczej głowie. A Bóg, nasi bliscy, miłość do nich, zajęcie się ludźmi, których przecież kochamy? I wciąż wymawiamy słowa – na to jeszcze będzie czas. Czy aby na pewno? I dopiero widmo śmierci – kogoś najbliższego skłania nas – po niewczasie – do zajęcia się tym, co do tej pory odsuwane było na dalszy plan, na później.
Trzeba w tym miejscu zapytać siebie: Czyż, tak naprawdę nie wygrywa życia ten, który o sprawach najważniejszych zaczyna myśleć odpowiednio wcześnie? Zaczyna badać własne wątpliwości i szuka na nie odpowiedzi? Tylko wtedy można znaleźć prawdziwe szczęście, bo tylko rozmyślanie o życiu, o jego sensie, o jego przemijaniu, pozwala przeżyć go dobrze, owocnie i głęboko. Tak, że nie będę później niczego żałować, bo ziemski czas szybko przemija i jest ograniczony. Jakie więc jest przesłanie tego, smutnego po ludzku, zaduszkowego wspomnienia wiernych zmarłych? Co Kościół chce nam obecnie przekazać, poprzez ten czas zadumy, przy grobach na różnych cmentarzach, rozsianych po całym świecie?
Ten czas jest – po prostu – skonkretyzowaniem i potwierdzeniem jednego z najistotniejszych elementów chrześcijańskiej wiary. Chodzi tu o świadome wyznanie: „wierzę w życie wieczne”. Czy rzeczywiście współczesny chrześcijanin głęboko w to wierzy? Śmierć, zatem rozumieć trzeba, jako przejście do innego, nowego życia, do życia z Bogiem, którego nie da się porównać z niczym tu na ziemi. Można, więc być przekonanym, iż warto jest żyć, aby wieczność zdobyć. Mamy jednak swego rodzaju obowiązek serca, refleksji nad tym dniem, ponieważ niechybnie, prędzej czy później, każdy z nas dołączy do wszystkich zmarłych. Niejednemu, więc człowiekowi rodzą się trudne pytania: Jak żyć? Co robić, by nasza śmierć była nie tyle dołączeniem do zmarłych, co dołączeniem do wszystkich zbawionych?
Nasza wiara w Chrystusa Zmartwychwstałego
Odwołajmy się w tym miejscu do tego, co dla nas, wierzących w Chrystusa, jest najważniejsze. Nasza wiara w Chrystusa Zmartwychwstałego daje nam wewnętrzną siłę do przezwyciężenia tej tajemniczej niepewności, jaką niesie przeczuwanie śmierci. Śmierć jest przecież drogą do innego życia. To życie zmienia się, ale nie kończy się, jak mówi prefacja z Mszy św. o zmarłych. Tam, po drugiej stronie będziemy mogli wreszcie ujrzeć Boga takim, jakim jest – „twarzą w twarz” – mówi św. Paweł. Tego, który jest Prawdą, Pięknem, Dobrem, Szczęściem wiecznym, który przekracza wszystko, wszelkie czasowe i materialne ograniczenia.
Początkiem wiary w życie wieczne, jest dla człowieka, świadome przyjęcie prawdy, że ma on duszę nieśmiertelną. Duszę, którą otrzymał od samego Boga i jest za nią w sposób szczególny odpowiedzialny. Można posłużyć się tu porównaniem nieco sportowym, po prostu odpowiedzialny za jej kondycję. Odpowiedzialny za życiowy finał, w którym dotrze w końcu na metę doczesności, – czyli sądu ostatecznego.
Ta prawda, którą tak mocno przeżywamy, będąc przy grobach naszych najbliższych, uświadamia kolejny raz współczesnemu człowiekowi, jeszcze jedną bardzo istotną sprawę – pozostał mu czas, jednak nie wiemy, jak długi, do tego wyjątkowego spotkania się z Bogiem – twarzą w twarz. Czas ten nazywamy nawróceniem. Trzeba, więc zacząć już teraz dość zdecydowany duchowy trening, w dążeniu ku dobru. Trzeba mieć, w dzisiejszym świecie, pełną odwagę do czynienia dobra, tak jak mamy nieraz odwagę, by czynić, tu, na ziemi, również i zło. Jezus jest dla nas, na tej życiowej drodze, niezatartą prawdą i życiowym drogowskazem – jak wybierać w naszym życiu przede wszystkim prawdziwe dobro. W tym wewnętrznym oczyszczeniu, skutecznie może pomóc Eucharystia, czy także jałmużna.
Miłość może dotrzeć aż na tamten świat, bo jest możliwe wzajemne obdarowywanie, w którym jesteśmy połączeni więzami ducha, poza granice doczesności. Nasze życie wówczas wkracza w życie innych, nasza miłość – poprzez Chrystusa, dzięki któremu tworzymy jedno ciało – może dotknąć miłosiernym darem nawet tych, którzy pragną tu, odpokutować swoje przewinienia czy zaniedbania wobec tych, którzy odeszli już do domu Ojca.
Dodaj komentarz