„Zobaczyć Paryż, spojrzeć na Wersal”. Francja jako cel podróży dawnych Polaków

Galeria Zwierciadlana w Wersalu, fot. Autorstwa Photo: Myrabella / Wikimedia Commons, CC BY-SA 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=15781169
Można powiedzieć, że arystokracja i magnateria Rzeczypospolitej Obojga Narodów traktowały odwiedziny stolicy Francji jako niezbędny element etykiety podróżniczej. Podobnie jak wcześniej odwiedziny Wiednia i Rzymu.
„Dwór francuski złożony z wielkich ludzi, trzeba często w nich się wpatrywać, tam się maniery nauczyć możesz po całej Europie najdoskonalszej” – pouczał w 1728 r. swego kuzyna Aleksandra Stanisław Wincenty Jabłonowski, syn wojewody ruskiego Jana Stanisława, który być może nie odegrał znaczącej roli w dziejach Polski, ale chlubił się przez całe życie tym, że do chrztu trzymał go sam Jan III Sobieski.
Odpowiednio wykorzystane odwiedziny na francuskim dworze miały więc uczyć nie tylko manier właściwych dla elity europejskiej, ale pomóc zdobywać towarzyszącą im ogładę i ceremoniał. Słowem – uczynić ze wschodnioeuropejskich prowincjuszy światowców.

Widok pałacu po rozbudowie w 1668 – obraz Pierre’a Patela, fot. Wikimedia (domena publiczna)
„Ręce jak do pacierza”
Owe rady podszyte są ewidentnie sporą dozą kompleksów, zapewne do końca nieuświadomionych. Widać to m.in. w zachowanym opisie obserwowanej przez Jabłonowskich wersalskiej audiencji posłów Syjamu, czyli dzisiejszej Tajlandii.
W pomieszczeniu przed pomieszczeniem, w którym odbyła się owa audiencja, przygotowano już wcześniej podarki od króla Syjamu dla Ludwika XIV. W sali ustawiony był na podwyższeniu tron ze „szczerego srebra miejscami złocisty”. Odpowiednio przystrojono też przestrzeń, w której zebrała się ówczesna elita Francji: biskupi, prałaci, kawalerowie, damy dworu, dyplomaci i postronni obserwatorzy.
Audiencja obyła się wedle ściśle określonych reguł: król pojawił się tuż po Mszy Świętej, usiadł na tronie, po prawej stronie usiadł Delfin, a po lewej brat króla, dalej według hierarchii kolejni książęta. Wszyscy byli odświętnie ubrani, „ozdobieni wieloma drogim klejnotami”.
Egzotyczni posłowie, których wprowadzano do sali, w drodze do tronu „trzymali ręce złożone jak do pacierza”, przed tronem zaś uklękli, głową niemalże dotykając posadzki. Jeden wygłosił mowę i oddał list od króla Syjamu. Ludwik XIV z kolei odpowiedział przez swojego tłumacza. Wychodząc, znów złożyli ręce, ale i kłaniali się paradnie przed królem.

Przyjęcie Ludwika II przez Ludwika XIV w Wersalu pędzla Jeana-Léona Gérômego (1878), fot. Wikimedia (domena publiczna)
Uwaga: król wstaje!
Na przybyszach z Rzeczypospolitej ta celebra musiała robić wielkie wrażenie. Zwłaszcza, że mogli podziwiać także inny ceremoniał, jakim było uczestnictwo w królewskim wstawaniu, czyli „grand lever”, następujące zaraz po „petit lever”, czyli budzeniu króla.
Ludwik XIV zwykł wstawać o godz. 8 rano, budzony przez specjalnego kamerdynera. „Następnie – jak czytamy w tekście dr. Joanny Orzeł, specjalizującej się w historii kultury szlacheckiej Rzeczypospolitej oraz europejskiej historii kulturowej XVIII w. – przybywali królewscy brat i synowie, by mogli przez chwilę porozmawiać, oraz mamka monarchy z jego okresu niemowlęcego. Grono osób się powiększało, gdy Ludwik mył ręce i wybierał perukę oraz gdy (co drugi dzień) się golił. Wówczas przechodził do innej sali, gdzie rozpoczynało się owo »grand lever«”.
Od tego momentu poranna ceremonia miała już charakter publiczny, jednak jej świadkami mogło być jedynie ok. setki dworzan. W swych relacjach podróżnicy z Rzeczypospolitej szczegółowo opisywali ceremonię przebierania się Ludwika z koszuli nocnej w dzienną. Bywało, że po ceremonii „grand lever” goście przybywający z Rzeczypospolitej byli prezentowani królowi.
Mało znany jest fakt, że podobną ceremonię stosowano przy porannej toalecie królowej francuskiej Marii Leszczyńskiej, żony Ludwika XV. Ponoć po zakończeniu ceremonii zwykła rozmawiać po polsku ze swoimi krajanami.

Portret Ludwika XIV i Colberta pędzla Charlesa le Brun, fot. wikimedia (domen publiczna)
Spacer po Paryżu
Podróżnicy z Rzeczypospolitej wybierali się do Wersalu, by podziwiać ów ceremoniał dworskich uroczystości – zarówno świeckich, jak i religijnych – ale ich podziw budził także sam Paryż i jego architektoniczna perła – Wersal. Oto w 1645 r. Stanisław Oświęcim, szlachcic z podkarpackiej Kunowy, który doskonale uosabiał stereotyp staropolskiego podróżnika niemogącego usiedzieć spokojnie na swoich włościach, znalazł się w składzie oficjalnego polskiego poselstwa wyruszającego do Paryża po Marię Ludwikę Gonzagę. Tę, która – zaznaczmy – per procura miała być zaślubiona polskiemu monarsze Władysławowi IV.
Imć Oświęcim miał pecha: skorzystał z szybkiej i pewnej komunikacji pocztowej, lecz spóźnił się kilka godzin i nie widział imponującej „entraty polskiego poselstwa” w dn. 29 października 1645 r. Pozostał jednak w Paryżu przez cały czas trwania dyplomatycznej misji i powrócił do kraju w roku następnym.
Z jego świadectwa Paryż robi wrażenie miasta „niepospolitego”, w którym „splendor i bogactwo idą w parze na chwałę króla”. Metropolia „zdaje się nie mieć końca”, a zdobią ją świeżo ukończony dla Marii Medycejskiej Pałac Luksemburski i Palais-Royal, wybudowany dekadę wcześniej dla Armanda kard. Richelieu. W relacjach z pobytu w Wersalu dominuje u Oświęcima uczucie zachwytu nad przebogatym wnętrzem królewskich apartamentów i pięknym założeniem ogrodowym, nad którym pnie się w niebo „sześć wież prostokątnych”.

Portret Stanisława Oświęcima z kaplicy nagrobnej, kościół o.o. franciszkanów, Krosno, fot. Wikimedia (domena publiczna)
„Orzeł i Pogoń litewska”
Wróćmy do tekst dr. Joanny Orzeł, która podnosi jeszcze jeden powód, dla którego peregrynanci z Rzeczypospolitej tak chętnie odwiedzali francuski dwór. Był nim zwyczaj nadawania Orderu Ducha Świętego, odznaczenia ustanowionego 31 grudnia 1578 r. przez Henryka Walezego, w sposób dość szczególny połączonego z historią Polski.
Przypomnijmy: Walezy został wybrany polskim królem 11 maja 1573 r., a w kolejnym roku, 30 maja, został uznany królem Francji, w związku z czym z Polski uciekł. Jako że obydwie te daty to dzień Zesłania Ducha Świętego, zatem On został wybrany na Patrona odznaczenia.
Np. w 1686 r. uroczystość w kaplicy królewskiej wyglądała następująco: „najpierw pojawili się specjalnie przystrojeni na tę okoliczność kawalerowie Ducha Świętego, a z nimi król Ludwik XIV – z łańcuchem zakonu na ramionach. Bezpośrednio przed królem szli ci, którzy mieli zostać obdarowani najwyższym orderem Francji. (…) Gdy Ludwik XIV przekroczył próg kaplicy, wybrzmiał hymn do Ducha Świętego »Veni Creator Spiritus«, a następnie rozpoczęła się msza celebrowana przez arcybiskupa, na którego szatach znajdowały się francuskie lilie oraz Orzeł i Pogoń litewska”.
Na koniec warto wspomnieć, że Orderem Ducha Świętego zostali także odznaczeni przedstawiciele licznych familii polskich, w tym Sobieskich: król Jan III oraz jego synowie: Jakub Ludwik, Aleksander Benedykt i Konstanty Władysław.

Gustave Caillebotte: Paryska ulica w deszczowy dzień, obraz z 1877 r., fot. Wikimedia (domena publiczna)
czytaj też: >>> Vichy – cel XIX-wiecznych podróży „do wód” polskiej arystokracji <<<
Dodaj komentarz