Strajkujący na ulicach Lille: rząd nic nie robi, więc staramy się nim potrząsnąć


fot. pixabay.com
Rząd nic nie robi i jest głuchy na żądania społeczeństwa, więc staramy się nim potrząsnąć – powiedzieli w czwartek w rozmowie z PAP mieszkańcy Lille, stolicy najbardziej wysuniętego na północ regionu Francji, Hauts-de-France.
Czwartkowe manifestacje, podobnie jak poprzednie ogólnokrajowe mobilizacje z 10 i 18 września, były głosem sprzeciwu wobec cięć budżetowych planowanych przez premiera Francji Sébastiena Lecornu i rosnących nierówności społecznych.
Centrum największej metropolii na północy Francji mieniło się w czwartek kolorami ośmiu różnych związków zawodowych, organizujących demonstracje. Jedyną grupa charakteryzującą się stonowaną kolorystyką byli policjanci.
– Jak dobrze cię widzieć – krzyczał do innego z protestujących jeden z uczestników manifestacji. Obaj mężczyźni przyszli na wiec z ogromnymi flagami Francji. Stojący obok Bertrand, zapytany przez dziennikarza PAP o przynależność związkową, odpowiedział, że jest członkiem związku zrzeszającego pracowników sektora metalurgicznego i chemicznego. – Jestem dzieckiem górnictwa i metalurgii – oznajmił.
Bertrand, wyliczając problemy, z jakimi mierzy się obecnie Francja, podkreślił, że region Hauts-de-France najbardziej dotknęła deindustrializacja. – Autonomia świadczy o sile państwa, a Francja ją straciła, eksportując cały swój potencjał (przemysłowy – PAP), i to jest nie do zniesienia – przyznał, głośno wzdychając. Nie wszyscy jednak popierają strajk. Para osób w starszym wieku, spotkanych przez dziennikarza PAP przed wejściem do merostwa Lille, była przeciwna czwartkowej mobilizacji. – Czasem trzeba manifestować, ale w tym wypadku sądzę, że (ten protest – PAP) został zmanipulowany przez skrajną lewicę i prawicę – ocenił 81-letni Michel.
Zapytany o to, czy zgadza się z poglądem, że Francja znajduje się w złej sytuacji gospodarczej i politycznej, odpowiedział twierdząco. – Mówiąc szczerze, ludzie głupio zagłosowali, a wybrani politycy nie mogą się dogadać. Dlatego jesteśmy – przepraszam za wulgarne określenie – w g******* sytuacji – powiedział Michel.
Początek czwartkowej manifestacji wyznaczały samochody należące do poszczególnych związków zawodowych, będących siłą napędową demonstracji. Na jej czele jechała czerwona furgonetka jednej z największych konfederacji związkowych we Francji, CGT – Confederation Generale du Travail. Maszynę zdobiły liczne flagi Palestyny, a z głośników dobiegały dźwięki pieśni w języku arabskim.
Przy samochodzie CGT szedł Pierre, który należy do związku zawodowego zrzeszającego psychiatrów. Zapytany o powód uczestnictwa w manifestacji, odpowiedział, że – podobnie jak wiele innych osób – sprzeciwia się niszczeniu przez rząd instytucji publicznych. – Jestem tutaj, bo mogę sobie na to pozwolić, ale ci, którzy mają największe problemy, nie uczestniczą w dzisiejszym strajku, bo nie mogą tego zrobić – podkreślił z powagą.
Spytany o to, czy widzi jakieś możliwe rozwiązanie tej trudnej sytuacji, zaznaczył, że najpierw elity rządzące muszą przyznać, że problem istnieje, a dopiero później można mówić o rozwiązaniu.
W tłumie widać było zarówno weteranów strajków, jak i osoby młode, którzy jeszcze nigdy nie uczestniczyły w wyborach.
Kilkuletnia dziewczynka dziarsko maszerowała u boku taty, niosąc transparent z hasłem „Prezenty dla szkolnictwa, a nie dla miliarderów”. Hasło odwołuje się do rządowej zapomogi dla firm, która, zdaniem związków zawodowych, jest niesprawiedliwa, ponieważ uzyskują ją także międzynarodowe koncerny, nie odprowadzające podatków we Francji.
50-letni Gisse został zapytany przez PAP o szanse tej kolejnej ogólnokrajowej manifestacji na jakąkolwiek zmianę. Zaznaczył, że „nadzieja umiera ostatnia”. – Gdy chcesz wyłamać zamek w drzwiach, to walisz w niego młotem i za którymś razem się uda, ale nie wiesz, za którym – odpowiedział z przekornym uśmiechem.
Media zwracają uwagę, że czwartkowa mobilizacja w całej Francji była zdecydowanie mniejsza niż demonstracje we wrześniu. Władze Lille poinformowały, że w manifestacji wzięło udział około 3 tys. osób. Konfederacja związkowa CFDT podała, że było ich ponad 16 tys. W przypadku poprzedniego strajku, zorganizowanego 18 września, władze informowały, że na ulice wyszło wówczas 7 tys. osób, a organizatorzy mówili o 50 tys. uczestników.
W czwartkowej mobilizacji w całym kraju – według wyliczeń ministerstwa spraw wewnętrznych Francji – wzięło udział 195 tys. osób. Zdaniem głównego organizatora, konfederacji pracy CGT – 600 tys.
źródło: PAP
czytaj też: >>> Protestujący w Paryżu ludzie obwiniają prezydenta o spadek poziomu życia <<<
Dodaj komentarz