Wigilie „Kultury” paryskiej – w gronie domowników, niekiedy bardzo skromne
Henryk Giedroyc w 2008 roku, fot. Autorstwa Mariusz Kubik - Praca własna, CC BY 3.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=9819333
Twórcy „Kultury” paryskiej spędzali Wigilie w domu w Maisons-Laffite w ścisłym gronie, przy tradycyjnej i dość skromnej kolacji; o tym, jak wyglądały te Wigilie, wiadomo dziś dzięki zachowanym notesom Henryka Giedroycia – brata Jerzego Giedroycia.
Na pytanie, jak wyglądały Wigilie w domu „Kultury”, “najlepiej odpowiada Henryk Giedroyc” – mówi PAP Anna Bernhardt, prezeska Stowarzyszenia Instytutu Literackiego Kultura (SIILK).
Od niedawna na stronie internetowej https://kulturaparyska.com/ dostępny jest wywiad, którego Henryk Giedroyc udzielił w 2004 roku Wojciechowi Sikorze, opowiadając o kolejnych Wigiliach. Kolejne źródło to znajdujące się w archiwach SIILK agendy Henryka Giedroycia – kalendarze, w których pisał o sprawach codziennych. Wigilie opisywał niemal co roku w notesach obejmujących lata 1939-1980. Były to bardzo lakoniczne uwagi – zapisywał, kto był na Wigilii i jakie otrzymano prezenty.
Jak podkreślał w wywiadzie, w odróżnieniu od “rybki”, czyli spotkania organizowanego dla współpracowników i gości, Wigilię spędzano w domu w Maisons-Laffitte (były to dwa kolejne domy) we własnym gronie. Uczestnikami byli więc: Jerzy Giedroyc, Zofia i Zygmunt Hertzowie, Henryk Giedroyc z żoną, Józef Czapski i jego siostra Maria. Czasami dołączał ktoś, kto w danym momencie był gościem “Kultury”. Na jednej z Wigilii był Czesław Miłosz, który przez rok po decyzji o pozostaniu na Zachodzie mieszkał w pierwszym domu “Kultury” (przy avenue Corneille) – mówi Anna Bernhardt.
W rozmowie z Wojciechem Sikorą Henryk Giedroyc mówi, że nie było na stole wigilijnym 12 potraw, jednak były 2-3 ryby, na co nalegał Jerzy Giedroyc, który „usiłował trzymać się tradycji”. Nie było kutii, bo tej tradycyjnej potrawy „nikt w domu nie znosił”. Prezenty Henryk Giedroyc określa w wywiadzie jako „bardzo prozaiczne” – były to „jakieś koszule, krawaty czy swetry”. W agendzie z 1963 roku zanotował uwagę: „Wilia – same swetry”. W innych latach wymieniał otrzymane bądź podarowane notesy, albumy do fotografii, a w 1973 roku – aparat fotograficzny.
Anna Bernhardt zgadza się z oceną, że Wigilie w Maisons-Laffitte były raczej skromne. „Oni w ogóle żyli skromnie. Zwłaszcza przez pierwsze lata swojej działalności borykali się nieustannie z finansowymi problemami. W wielu listach (Jerzego) Giedroycia można przeczytać: +nie wiem, czy wydamy następny numer+. Cały czas mieli problemy finansowe (…). Oni wspólnie żyli, wspólnie mieszkali, wspólnie się żywili, więc oszczędzali na wszystkim. Poza tym trzeba pamiętać, że to jest trochę inne pokolenie. To było pokolenie, które przeszło wojnę, niektórzy – łagry, zsyłkę. Myślę, że – oprócz samej niemożności kupowania luksusowych rzeczy – skupiali się trochę na czymś innym” – mówi szefowa SIILK.
Zwraca uwagę na list Zofii Hertz do Juliusza Mieroszewskiego ze stycznia 1955 roku, który dotyczył spraw administracyjnych – przeprowadzki (do drugiego domu „Kultury” przy avenue Poissy) i korekty podwójnego numeru. Zofia Hertz opisuje, że “na Wigilię nie byłoby nic poza kawałkiem smażonej ryby”, gdyby znajoma nie przysłała jej śledzi i butelki domowej wódki; na całe Święta wystarczył zaś “gar rosołu”.
„Wzruszający jest opis Świąt w 1939 roku” – mówi Anna Bernhardt, cytując zapiski Henryka Giedroycia, wówczas 17-letniego, z Bukaresztu. Opisuje on, że tuż przed Świętami „przyszedł wreszcie list od mamy z Warszawy”. Bracia Jerzy i Henryk, opuszczając Warszawę, „nie wiedzieli, czy rodzice żyją, gdzie są itd. W 1939 roku i Henryk Giedroyc opisuje, że ta Wigilia, w tak smutnych okolicznościach będzie szczęśliwa, dlatego że dostali (…) wieści od mamy i opłatek, (który) w tym liście był” – mówi Bernhardt. Rodzice Giedroyciów zginęli podczas Powstania Warszawskiego.
Relacje o Wigilii to ułamek w ogromnym archiwum Instytutu Literackiego. W samym dziale korespondencji „jest mniej więcej 150 tysięcy listów do redakcji i kopie odpowiedzi Jerzego Giedoycia (…). Tam na pewno jeszcze są świadectwa – takie mniej znane, bo korespondencje z najważniejszymi współpracownikami „Kultury” są już albo wydane, albo przejrzane przez naukowców – ale jest jeszcze masa rzeczy, które nie zostały przeczytane i przeanalizowane” – mówi Anna Bernhardt.
źródło: PAP
czytaj też:
Dodaj komentarz