szukaj
Wyszukaj w serwisie


O męczennikach, którzy się uśmiechają

Anna Dąbrowska/meczennicy.franciszkanie.pl / 24.03.2019



Droga z maryjnego sanktuarium w Rychwałdzie prowadzi w dół do Łękawicy, wioski w Beskidzie żywieckim. Na bocznej ścianie jednego z domów wisi obraz bł. Michała Tomaszka i bł. Zbigniewa Strzałkowskiego. To franciszkańscy męczennicy z Pariacoto. Pariacoto położone jest w Peru, wiele kilometrów od Łękawicy, gdzie wychował się bł. Michał Tomaszek i Zawady k. Tarnowa, w której dorastał bł. Zbigniew Strzałkowski. Więcej informacji>>>


Dziś w Łękawicy nadal mieszkają krewni bł. Michała, którzy w jednym z pokoi urządzili izbę pamięci po nim. Podobnie w Zawadzie nadal mieszka najbliższa rodzina bł. Zbigniewa. To z tych miejsc pełni misyjnego zapału młodzi polscy franciszkanie wyjechali na misje do Peru, by tam, w Pariacoto, założyć franciszkański klasztor i posługiwać okolicznej ludności.

 Przyzwyczajeni do pracy

fot. www.meczennicy.franciszkanie.pl

Bł. Michał urodził się w Łękawicy 23 września 1960 r. Gdy miał 9 lat, zmarł jego tata. Michał miał brata bliźniaka i dwie siostry. Od wczesnych lat był ministrantem, ukochał też Matkę Bożą z pobliskiego Rychwałdu. Po ukończeniu podstawówki, wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego oo. Franciszkanów w Legnicy. Miłość do Maryi towarzyszyła mu przez całe życie. Figurę Niepokalanej miał także swoim pokoju w Pariacoto w Peru, a dzień często kończył odmawiając różaniec.

Bł. Zbigniew urodził się w Tarnowie 3 lipca 1958 r. Miał dwóch starszych braci. W Zawadzie jego rodzice i dziadkowie mieli gospodarstwo rolne. Jeden z braci – Bogdan ‑ tak wspomina czas wspólnego dorastania: Pomagaliśmy, nie tylko mamie, ale także chętnie dziadkowi w gospodarstwie. Dla nas była to uciecha, gdy mogliśmy np. pojeździć konno. Byliśmy od najmłodszych lat przyzwyczajeni, że trzeba było w domu posprzątać, pozamiatać podwórko, w sobotę zawsze było czyszczenie butów, przygotowanie się do kościoła.

Umiejętność jazdy konno przydała się bł. Zbigniewowi w czasie pracy na misjach. Parafia w Pariacoto obejmuje 74 górskie wioski rozsiane na wysokości od 600 do 4000 m n.p.m. Do wielu z nich można było dotrzeć tylko na koniu lub na piechotę. Tak, więc, gdy jeden z bogatszych wieśniaków podarował parafii konia, zwierzę stało się, na równi z autami terenowymi, bardzo potrzebnym środkiem transportu.

fot. www.meczennicy.franciszkanie.pl

Bł. Zbigniew także był ministrantem, a po maturze podjął pracę zawodową w Państwowym Ośrodku Maszynowym w Tarnowie. Po roku zdecydował jednak, że chce wstąpić do zakonu franciszkanów konwentualnych. To do tego zakony należał św. Maksymilian Maria Kolbe, a wg relacji rodzinnej, postać tego świętego mogła mieć wpływ na decyzje bł. Zbigniewa (…).

W nowej Ojczyźnie

(…) Każdy z braci miał też trochę inny charyzmat. O. Jarosław został przełożonym, dopowiedzianym za tworzącą się wspólnotę, do której dość szybko zaczęli zgłaszać się postulanci. O. Michał pracował z dziećmi i młodzieżą, grał na gitarze, prowadził scholę, wyjeżdżał z młodymi na wycieczki. Bł. Zbigniew odwiedzał chorych, także w rozsianych po górach wioskach – stąd nazywano go „doktorkiem” ‑ opatrywał rany, zawoził do szpitala. Przy jego łóżku zawsze stała torba pierwszej pomocy.

Każdego wieczora o godz. 20.00 w kościele w Pariacoto misjonarze odprawiali Mszę św., a w niedzielę także rano. Po Mszy św. w salach przy kościele spotkania miały rożne grupy parafialne.

Filmy o bł. Michale i Zbigniewie dostępne na stronie >>>

Krwi Chrystusa, męstwo męczenników…

W piątek 9 sierpnia 1991 r. wieczorem o. Michał wrócił wraz z młodzieżą z wycieczki do Huaraz. Zdążyli na Mszę św., do której już przygotowywał się o. Zbigniew. Przełożonego, o. Jarosława nie było wtedy w klasztorze. W maju wyjechał na urlop do Polski na ślub siostry. Pierwotnie to o. Zbigniew miał być na urlopie, ale ojcowie, z uwagi na uroczystości rodzinne, zamienili się i pojechał o. Jarosław.

W miasteczku już od południa byli obecni bojówkarze z terrorystycznej organizacji komunistycznej Świetlisty Szlak. Jej przywódca ‑ Abimael Guzmán – uważał papieża i księży katolickich za amerykańskich agentów, hamujących rozwój rewolucji, a religię za opium dla ludu. Agresję i nienawiść wobec kościoła organizacja manifestowała wypisując na murach pogróżki pod adresem księży. Dwukrotnie miał też miejsce nieudany zamach na życie biskupa diecezji Chimbote.

Tego dnia terroryści najpierw wtargnęli do domu Justino Maza, wójta Pariacoto, którego związali i wrzucili do auta. Potem uprowadzili franciszkanów. Świadkiem tych wydarzeń jest żyjąca do dziś s. Berta Hernandez ze Zgromadzenia Służebnic Najświętszego Serca Jezusowego. Siostry z tego zgromadzenia od początku pomagały franciszkanom w pracy duszpasterskiej. Były w Pariacoto o wiele dłużej niż franciszkanie i dobrze orientowały się w potrzebach lokalnej ludności.

Siostra Berta wślizgnęła się do furgonetki, którą terroryści wywieźli misjonarzy. Jakiś czas jechała wraz z franciszkanami. Po jakimś czasie terroryści wyrzucili ją z samochodu. Nocą, w pobliżu cmentarza przy Pueblo Viejo, terroryści zastrzelili misjonarzy i wójta. Na plecach bł. Zbigniewa zostawili karton z napisem: „Tak giną lizusy imperializmu. Niech żyje EPG” (EPG ‑ Powstańcza Amia Ludowa, komórka Świetlistego Szlaku).

Nowi Męczennicy

(…) W domu rodzinnym Zbigniewa w Zawadzie nikt nie miał pojęcia o tym, co się stało. 10 sierpnia, w sobotę, bracia pracowali przed domem – przygotowywali drewno na zimowy opał. Jak wspomina Bogdan Strzałkowski: Koło południa przyjechało trzech franciszkanów. Byliśmy zdziwieni, bo raczej tak nagle nie przyjeżdżali, a dwa dni wcześniej był u nas o. Jarek z mamą. Weszliśmy do domu i w pewnym momencie któryś nich powiedział, że Zbyszek prawdopodobnie nie żyje(…). Długo po pogrzebie, chociaż wiedziałem, że go nie ma, to czasem, siedząc za stołem przy oknie patrzyłem, bo wydawało mi się, że on może przyjść. Siostrzenica bł. Michała wspomina: Jak zginął wujek, to miałam 5 lat. Tłumaczyłam sobie wtedy, że to nieprawda, że przyleci samolotem i wyląduje w ogródku.

Franciszkanie zostali pochowani w kościele w Pariacoto. Ziemię, która wchłonęła krew ich i wójta, złożono w symbolicznym grobie na pobliskim cmentarzu w Pueblo Viejo. Na grobie ustawiono krzyż z napisami: „o. Zbigniew, o. Michał, pokój i dobro”. Dziś ten krzyż znajduje się na krużgankach klasztoru w Pariacoto. W domu bł. Michała w Łękawicy, wśród zgromadzonych pamiątek jest także naczynie z ziemią z tego właśnie miejsca – to jedna z relikwii. Zakrwawione ubrania, jakie franciszkanie mieli na sobie w chwili męczeństwa, przechowywane są obecnie w Archiwum Franciszkanów Konwentualnych w Krakowie.

W obronie przed terroryzmem

5 grudnia 2015 r. podczas Mszy św. w Chimbote o. Michał Tomaszek, o. Zbigniew Strzałkowski i ks. Alessandro Dordi (zamordowany w Peru kilka dni po śmierci misjonarzy franciszkańskich) zostali beatyfikowani (…).

„Aby nie był postacią obrazka, stojącym na piedestale, ale żeby to to był przyjaciel, ktoś, z kim można rozmawiać i o wszystko prosić. Bo o to chodzi, żeby pamiętać, że on jest orędownikiem w naszych modlitwach do Pana Boga” - Maria, siostrzenica bł. Michała, gdy mówi o swoim Wujku dzieciom i młodzieży.

Wielu ludzi patrząc na zdjęcie beatyfikacyjne męczenników zauważa ze zdumieniem, że nie mają oni poważnych min, jakie najczęściej kojarzymy ze świętymi. Błogosławieni Michał i Zbigniew uśmiechają się przyjaźnie i serdecznie patrzą na każdego z nas.

Artykuł pochodzi z czasopisma „Misyjne Drogi”

Jedna odpowiedź do “O męczennikach, którzy się uśmiechają”

  1. Ula pisze:

    ,,Oni tam sa , sa nadziei promiennym znakiem,,

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-24 00:15:12