szukaj
Wyszukaj w serwisie


Postanowił obejść cały świat, mówiąc tylko po polsku

Dla Polonii / 21.02.2024
Piotr Lechowski to krewny Brunona, fot. prywatne archiwum Piotra Lechowskiego
Piotr Lechowski to krewny Brunona, fot. prywatne archiwum Piotra Lechowskiego

Kiedy wyruszał w podróż, sukcesu życzył mu sam marszałek Józef Piłsudski. Jego prawdziwe i nieprawdziwe przygody na trasie przez kilka kontynentów opisywały wszystkie ówczesne gazety. Po wielu latach historię Bruno Lechowskiego – zapomnianego warszawskiego artysty, który założył się, że objedzie świat mówiąc wyłącznie po polsku, próbuje odtworzyć jego krewny Piotr Lechowski z Krakowa. Kwerenda prasowa przynosi niezwykłą opowieść.


Bruno Lechowski urodził się w 1887 roku w Warszawie. Rodzice zapewnili mu solidne wykształcenie. W latach 20. ub. wieku stał się orędownikiem wybudowania Międzynarodowego Domu Artysty w Warszawie, miejsca, które integrowałoby środowisko artystyczne wolnej Polski. By wesprzeć realizację tego projektu postanowił wziąć udział w zakładzie, w którym zobowiązał się do przemierzenia świata bez pieniędzy i mówiąc wyłącznie po polsku. Nagrodą za spełnienie zobowiązania było 300 tysięcy złotych, które zobowiązał się przeznaczyć na budowę siedziby dla tej instytucji. O zakładzie, podejmowanym z nieujawnionym w mediach darczyńcą, zawartym w obecności dwóch świadków, było w Warszawie głośno, choć jego szczegółowe zapisy nie są do końca znane. „Okazuje się, że w Polsce znajdują się jeszcze ludzie, którzy potrafią mierzyć siły na zamiary” – komplementował pomysł Kurier Wieczorny we wrześniu 1924 roku.

Artysta wyruszył z Warszawy 31 grudnia 1924 roku bez grosza przy duszy. Już na dworcu miał zarobić na bilet sprzedając własnoręcznie malowane pocztówki a sekundował mu tłum warszawiaków. „Odbędę tę podróż, pomimo uśmieszków niedowierzania, z któremi od chwili opublikowania mego zamiaru spotkałem się już niejednokrotnie. Będziemy się uzupełniać wzajemnie: ja wam stworzę reklamę swoją osobą – wy mnie ułatwicie podróż waszemi korespondencjami i eksploatację moich zdjęć i szkiców” – mówił w wywiadzie dla satyrycznego pisma Kanarek, które objęło jego projekt swoim patronatem. Szczegółowo opisywano plany podróżnika, gazety publikowały listy od osób, które gotowe były go wesprzeć a nawet towarzyszyć mu w podróży. Express Poranny opublikował np. list właściciela znanej fabryki trykotaży, który chciał wyposażyć Lechowskiego w „komplet wyrobów trykotażowych tak z wełny, jak i jedwabiu, który wystarczy na czas podróży naokoło świata”. „Dookoła świata może być zimno” – zatytułowano notatkę.

Ponieważ artysta miał opłacać koszty podróży pracą swoich rąk, zabrał w drogę nie tylko przybory malarskie, aparat fotograficzny i skrzypce (otrzymał je w prezencie od swojego nauczyciela muzyki), ale poznał też tajniki fryzjerstwa i szewstwa. Kupił też frak, a po pewnym czasie także specjalny namiot, gdzie sprzedawał swoje prace i nocował. W Narodowym Archiwum Cyfrowym znajduje się zdjęcie namiotu Lechowskiego, ustawionego przed bazyliką Mariacką.

Przez kilka pierwszych miesięcy trasa prowadziła przez Polskę. Z Warszawy Lechowski pojechał do Częstochowy, gdzie odwiedził Jasną Górę, następnie do Łodzi. „Lechowski zdobył serce Łodzi. Niezwykłego podróżnika witano w restauracji polonezem. Wszędzie radzi go widzą i ułatwiają uzyskanie pracy zarobkowej, na brak której nie może się uskarżać” – pisał Express Poranny 3 stycznia 1925 roku. Kolejne pisma odnotowywały jego pobyty w Kaliszu, Poznaniu, Krakowie, wreszcie w Pradze i Wiedniu. Jak przebiegała dalsza podróż, nie wiadomo. Z późniejszych wywiadów wynika, że na trasie z Wiednia do Triestu artysta zatrzymywał się 16 razy, by zarobić na bilety. Kolejnym krokiem była podróż morska na drugą półkulę, którą polski podróżnik odbył w najtańszej, emigranckiej klasie na statku sprzedając swoje cenne obrazy za paczkę papierosów.

Bruno Lechowski, fot. Narodowe Archiwum Cyfrowe

Kolejny ślad pochodzi z 27 marca 1926 roku, kiedy to Gazeta Kaliska, powołując się na wydawane w brazylijskiej Kurytybie pismo Świt, informuje, że sławny podróżnik jest w Brazylii, cieszy się dobrym zdrowiem a jego obrazy mają spore wzięcie. Pytany o dalszy plan podróży mówił, że kolejnymi punktami na jego trasie mają być: Argentyna, Chile, Peru, Meksyk, Stany Zjednoczone i Australia.

Obecność polskiego artysty w środowisku brazylijskiej Polonii była szeroko opisywana. W maju 1926 roku wydawane w Kurytybie polonijne pismo Lud zaprosiło rodaków na pierwszą wystawę jego obrazów na placu Zacharias, która- jak pisano – mieściła się „w pięknym, oryginalnym namiocie na podwórku, oznaczonym od ulicy sztandarami – polskim i brazylijskim”. Wśród prac były przede wszystkim pejzaże z Parany i Kurytyby. Gazeta apelowała do czytelników, by kupowali obrazy, przypominając ideę podróży i to, że artysta mówi wyłącznie po polsku. W wielu publikacjach w polskich mediach podkreślano, że celem podróżnika jest udowodnienie, że język polski liczy się w świecie. Brazylijskie media z kolei koncentrowały się na tym, że artysta chce swoim projektem udowodnić, że język sztuki jest uniwersalny. Wiadomo, że podczas podróży Lechowski prowadził specjalną kronikę, gdzie odnotowywał kolejne miejsca na trasie i zamieszczał poświadczenia o dopełnianiu warunków zakładu.

Jak opisywały gazety, by utrzymać się w Rio de Janeiro Lechowski zajmował się myciem butelek w browarze za grosze i malował freski, co zaczęło mu przynosić niezłe dochody. „Ten szalony przeskok artysta przyjął bez najmniejszego zdziwienia lub radości. Posiadanie większej ilości gotówki potraktował wyłącznie jako środek do tego, że nie będzie potrzebował sprzedawać swoich kochanych obrazów byle jakiemu paskarskiemu profanowi” – pisał w maju 1926 roku w korespondencji z Brazylii Kurier Warszawski. W artykule oceniono, że Lechowski w Brazylii ma za sobą 1/3 swojej podróży dookoła świata.

Analizowane teraz – po stu latach informacje o perypetiach Polaka pełne są sprzecznych doniesieńi mieszają fakty z wymysłami – miał pracować jako stolarz, malarz, fryzjer, palacz okrętowy, ale mieć także zdolności magiczne, nadprzyrodzoną siłę, ogromne muskuły, założyć sektę, mieć sporą grupę wiernych, leczyć przez nakładanie rąk. Wiele jest także informacji nieprawdziwych – pojawiają się np. relacje, że był widziany w Australii, choć żadne inne źródła poza „anonimowym informatorem” danego pisma tego nie potwierdzają. W jednym z pism wydanych na 1 kwietnia jest nawet informacja o tym, że Lechowski nie dopełnił zakładu i wraca do Polski. Jest to jednak jedna z primaaprilisowych wiadomości, jakich w tym wydaniu pisma było pełno.

Wiadomo na pewno, że w 1928 roku Lechowski został wspólnikiem biura budowlanego w Sao Paulo. „Zamiaru swego dopełnię, ale uważam, iż nie potrzebuję się śpieszyć, jak różni globtroterzy przebiegający świat, byle prędzej” – tak tłumaczyć miał Kurierowi Czerwonemu swoją opieszałość w podróży.

Jak wynika z informacji w brazylijskich mediach, pobyt Lechowskiego w tym kraju trwał 16 lat. Był z pewnością bardzo płodnym artystą, skoro podczas otwartej w styczniu 1932 roku wystawy w Rio de Janeiro „pokazał około 300 obrazów treści alegorycznej i pejzaży stanowiących część dorobku artystycznego malarza z okresu jego 6-letniego pobytu w Brazylii”. Wystawa z maja 1937 roku gromadziła już 500 prac przedstawiających krajobrazy Brazylii. Sława Polaka była na tyle duża i zasłużona, że jesienią tego samego roku otwarto jego stałą galerię.

Źródła polonijne w Brazylii odnotowują, że Lechowski uczestniczył w założeniu stowarzyszenia artystów Núcleo Bernardelli propagującego sztukę modernistyczną. Kiedy wybuchła II wojna światowa miał przekształcić swój dom w schronienie dla polskich uchodźców a rok przed śmiercią przeprowadzić się na obrzeża Rio de Janeiro, by w Campo Grande założyć wraz z miejscowymi rolnikami spółdzielnię rolniczą, gdzie polscy uchodźcy adaptowali się do życia na obczyźnie. Miał już wtedy problemy z sercem, które najprawdopodobniej przyczyniły się do jego nagłej śmierci w 1941 roku w wieku 53 lat.

Tuż po tej śmierci pismo „O Imparcial” zwróciło się z apelem do osób, które były w posiadaniu obrazów Lechowskiego o wypożyczenie ich na wystawę pośmiertną. Nazwano tam artystę „malarzem cudownego miasta”.

Polskie media przestały interesować się zakładem Lechowskiego i jego perypetiami na początku lat 30. Dopiero w 1957 roku dodatek do Expressu Wieczornego „Kulisy” opublikował informacje o artyście i jego mieszkającym w Warszawie bracie, który podzielił się z redakcją swoimi materiałami prasowymi. Kolejna wzmianka, w 50. rocznicę śmierci malarza, pochodziła z wydawanego w Kurytybie pisma Lud z 1991 roku i była zapowiedzią rocznicowej wystawy jego prac.

W 2016 roku na jednym z tworzonych w języku portugalskim blogów pojawił wpis o Lechowskim jego autorką była Wanda Lechowski – jedna z dwóch jego córek. Dowiadujemy się z niego, że polski artysta był mistrzem dla wielu młodych malarzy, którzy fascynowali się jego stosowaniem koloru a niektóre malowane akwarelą, temperą i olejem pejzaże, portrety i obrazy alegoryczne wchodzą w skład stałej kolekcji Muzeum Oscara Niemayera w Kurytybie.

Niedawno historią zapomnianego Polaka zainteresował się jego polski krewny, krakowski przewodnik Piotr Lechowski. „Cztery lata temu przypadkowo odkryłem postać Brunona Lechowskiego, artysty-malarza z którym jestem daleko spokrewniony – mój praprapradziadek to prawdopodobnie jego dziadek. Początkowo wiedziałem jedynie, że urodził się w 1887 roku i zmarł w Rio de Janeiro w 1941. Zaintrygowało mnie, co robił w Brazylii, zakładałem, że uciekł tam z racji wojny. Rozpocząłem swoje śledztwo. Zacząłem znajdować wyrywki z gazet z dwudziestolecia i stopniowo wkręcać się w tę historię coraz bardziej” – opowiada krakowski przewodnik.

Piotr Lechowski chciałby 31 grudnia 2024 roku, kiedy przypadnie setna rocznica wyruszenia Brunona Lechowskiego w podróż dookoła świata, podążyć jego tropem. By jednak Misja „Bruno” mogła zostać zrealizowana, trzeba wypełnić wiele białych plam w jego życiorysie. „Wiadomo na przykład, że Bruno Lechowski na niektórych trasach nie podróżował sam, te osoby są ukryte za inicjałami. Wiadomo, że zostawił w Warszawie rodzinę a w Brazylii założył kolejną. Chciałbym wiedzieć, jak potoczyły się ich losy, bo bardzo prawdopodobne jest, że ich historia to także historia mojej rodziny” – mówi pan Piotr. Na razie wszystkie zgromadzone dotychczas materiały, wycinki z przedwojennych gazet, linki i tłumaczenia artykułów opublikowanych w Brazylii pan Piotr zamieszcza na stworzonej w tym celu stronie >>>. Można także pisać do niego na adres: bruno.lechowski@gmail.com.

 

czyataj też:

Grażyna Bacewicz – jedna z niewielu Polek, które z sukcesami komponowały muzykę >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-12-22 00:15:14