Tour de France – pomysł padł w piwiarni
fot. pixabay.com
W sobotę w Bilbao rozpocznie się największy wyścig kolarski Tour de France, dokładnie w 120. rocznicę pierwszej “Wielkiej Pętli”. Idea jego zorganizowania narodziła się w jednej z paryskich piwiarni, 20 listopada 1902 roku.
Redaktor naczelny świeżo założonego dziennika sportowego “L’Auto” Henri Desgrange i jego pracownik Geo Lefèvre zastanawiali się nad tym jak pozyskać czytelników. Należało ich odebrać gazecie “Velo”, kierowanej przez Pierre’a Giffarda, organizatora wielu wyścigów kolarskich, m.in. Paryż-Brest-Paryż i Bordeaux-Paryż.
Jak twierdzą historycy wyścigu, 25-letni wówczas Lefèvre spytał swego pracodawcę: “A gdyby zorganizować wieloetapowy wyścig Dookoła Francji?”. 37-letni Desgrange, który posiadał pewne doświadczenie kolarskie, miał odpowiedzieć: “Ty jesteś szalony. Zabijesz naszych kolarzy”.
Lefèvre zapalił się jednak do pomysłu i zapewnił Desgrange’a, że zajmie się wszystkim: wytyczeniem trasy, pomiarem czasu, zakwaterowaniem uczestników oraz… pisaniem korespondencji do gazety.
19 stycznia 1903 roku na tytułowej stronie dziennika ogłoszono, że w czerwcu wystartuje “pierwszy Tour de France, największy wyścig kolarski świata”. Konkurencja pogratulowała pomysłu genialnego w swej prostocie.
Lefèvre stanął jednak przed bardzo trudnym zadaniem. Na mniej niż sześć tygodni przed zaplanowanym terminem, 21 kwietnia zgłosiło się tylko 15 cyklistów. Desgrange przesunął datę startu na 1 lipca i podwyższył pulę nagród, aby zachęcić innych. Pociągnięcie okazało się celne i 30 czerwca na liście zgłoszeń było już 78 nazwisk. Ostatecznie następnego dnia wystartowało 60 kolarzy.
Maurice Garin, który miał numer startowy 1, Hippolyte Aucouturier, Rodolphe Muller, Niemiec Josef Fischer (pierwszy zwycięzca wyścigu klasycznego Paryż-Roubaix) byli prawdziwymi kolarzami, a niemal wszyscy pozostali byli ludźmi szukającymi przygód, pracy albo strajkującymi, dla których prawie trzy tygodnie spędzone na koszt organizatora i możliwość zdobycia nagrody były nie lada gratką.
1 lipca o godz. 15 kolarze wystartowali spod kawiarni “Le Reveil Matin” w Montgeron na przedmieściach Paryża. Pierwszy Tour de France liczył 2428 km i składał się z tylko sześciu odcinków o niewyobrażalnej dziś długości.
Pierwszy etap, z Paryża do Lyonu (467 km), wygrał Garin, przyjeżdżając do mety 2 lipca o godz. 9 rano. Jeden z faworytów, Aucouturier zszedł z trasy w Nevers z powodu bólu żołądka, ale dojechał do Lyonu pociągiem i wystartował, już poza konkurencją, do następnych etapów. Wygrał dwa następne odcinki: z Lyonu do Marsylii (374 km) i z Marsylii do Tuluzy (423 km).
Potem na listę zwycięzców wpisał się Szwajcar Charles Laeser, który najszybciej pokonał najkrótszy etap Tuluza-Bordeaux (268 km). Dwa ostatnie odcinki, z Bordeaux do Nantes (425 km) i z Nantes do Paryża (471 km), znów wygrał Garin. Na swoim potwornie ciężkim rowerze, ważącym 16 kg, przejechał trasę z przeciętną prędkością 25,5 km/h i wyprzedził drugiego w klasyfikacji kolarza o blisko trzy godziny.
Garin był też jednym z bohaterów drugiego Tour de France, który odbywał się w skandalicznej atmosferze. Na trasie “kibice” rozsypywali gwoździe, zrzucali z rowerów i bili kolarzy, “pomagając” w ten sposób swoim faworytom. Sam Garin w okolicach Saint-Etienne dostał kamieniem w głowę. Potem powiedział słowa, które przeszły do historii Touru: “Jeśli nie zginę w drodze do Paryża, wygram wyścig”.
Niebezpieczeństwa czyhały też na organizatorów. Podobno w środku nocy jeden z sędziów zauważył kolarza trzymającego się samochodu. Gdy zwrócił mu uwagę, z okna automobilu wyłoniła się ręka… z wymierzonym w sędziego pistoletem.
Ten przedziwny wyścig wygrał Garin. Kilka miesięcy później, gdy sędziowie rozpatrzyli wszystkie protesty, zdyskwalifikowali czterech pierwszych zawodników, a zwycięzcą ogłosili tego piątego – 20-letniego Henri Corneta.
Cornet do dziś pozostaje najmłodszym triumfatorem w historii “Wielkiej Pętli”.
źródło: PAP
Dodaj komentarz