Wojtan: chciałem udowodnić, że Polska to nie tylko folklor, ale też jazz i teatr

fot. pixabay.com
Chciałem udowodnić Francuzom, że Polska to nie tylko folklor i kiełbasa, ale też jazz i teatr – powiedział PAP Leopold Wojtan, syn polskiego górnika i promotor kultury na północy Francji, uhonorowany w 1996 r. odznaką „Zasłużony dla Kultury Polskiej”.
Przed spotkaniem Wojtan tłumaczy przez telefon, jak znaleźć jego dom w Lille. – To jedyny dom na ulicy, który ma polski witraż – zaznacza. Wśród jednorodzinnych robotniczych domów na obrzeżach miasta, stoi budynek, który zamiast okna kuchennego ma witraż przedstawiający parę w tradycyjnych strojach ludowych.
W domu dużo miejsca zajmują płyty winylowe, w tym licząca ponad 600 egzemplarzy kolekcja polskiego jazzu. – Kiedyś miałem jeszcze szafę grającą, ale musiałem się jej pozbyć – powiedział ze smutkiem 77-letni Wojtan.
Leopold, który chce, aby do niego mówić Leo, urodził się we Francji, ale jak sam zaznacza całe życie poświęcił polskiej kulturze. Nie jest to jednak kultura kojarzona z polonijnymi historiami.
Rodzice Wojtana pochodzili z Polski. – Mój ojciec walczył w obu wojnach światowych – powiedział Leo, pokazując jego zdjęcia w mundurze.
We wrześniu 1939 roku ojciec Leo znalazł się w niemieckiej niewoli, gdzie przebywał do końca wojny, a następnie nie chcąc wracać do już komunistycznej Polski udał się do Francji. – Gdy ojciec trafił w okolice Lorraine przydzielona została mu opiekunka, która pomagała w aklimatyzacji i przy pokonywaniu bariery językowej, bo również była Polką, ale mieszkającą od dawna we Francji – opowiedział. Dodał, że opiekunka ojca strasznie się w nim zakochała, ale on wybrał jej kuzynkę, przyszłą matkę Leo.
– Do czwartego roku życia mówiłem tylko po polsku (…), ale później musiałem się przestawić na francuski, żeby się zasymilować – zaznaczył.
– Ojciec mi powiedział: ucz się polskiego, a będziesz kiedyś bogaty – powiedział Leo i wyjaśnił, że jego tata zmarł, gdy był nastolatkiem, ale te słowa zapamiętał i z czasem zrozumiał ich znaczenie. – Wielkich pieniędzy nie zarobiłem, ale dzięki polskiemu stałem się bogaty w doświadczenia, które nie mają ceny – podkreślił.
Leo był urzędnikiem państwowym i praca w sferze kultury nigdy nie była jego źródłem zarobku. – W ciągu dnia pracowałem w biurze, a w nocy graliśmy i pracowaliśmy nad koncertami i przedstawieniami – wyjaśnił. Dodał, że ponieważ pochodził z ubogiej rodziny to przez wiele lat oddawał pensję matce, a ona, jak to określił, dawała mu kieszonkowe.
Przygoda Leo z polskim teatrem i jazzem, które stały się nieodłączną częścią jego życia, to wynik przypadku.
– Mój kolega reżyser organizował w Lille festiwal klaunów w 1987 roku i zaprosił aktorów z Teatru KTO z Krakowa; poprosił mnie, abym się nimi zajął i był ich tłumaczem – wspomina Leo. Przyznał, że podczas długich nocy, jakie aktorzy z krakowskiej trupy spędzili w jego domu, bardzo się zbliżyli, a Leo rozwinął swoją polszczyznę.
– Mój dom stał się kawałkiem Polski we Francji i spały tu wszystkie gwiazdy polskiego jazzu tamtych lat i wielu aktorów – zaznaczył. Podkreślił, że dzięki tym znajomościom zwiedził kawał świata, dołączając do artystów.
– Będąc zakochany w jazzie od dawna, w Polsce odkryłem jego inny wymiar – powiedział Leo opisując swoje przygody z czasów wczesnej młodości w Krakowie i Warszawie, gdzie pojechał autostopem jeszcze w czasach PRL. – To było przeciekawe, a Miles Davis przecież mówił, że w Europie domem jazzu jest Polska, Szwecja i Francja – dodał.
Leo przez 30 lat prowadził na antenie Radia Campus przy uniwersytecie w Lille audycję „pinezki w tynku”, w której opowiadał o polskich artystach, powoli zdobywających popularność w Europie Zachodniej. Przez dobrze mu znaną krakowską scenę artystyczną, Leo poznał jazzmana Jarosława Śmietanę, a także wielu innych wirtuozów m.in. Antoniego Dębskiego czy Zbigniewa Namysłowskiego.
W 1997 r. Leo zaczął odpowiadać za repertuar jazzowy w La Rose Des Vents, która jest jedną z najważniejszych instytucji muzyki i teatru na północy Francji. Projekt, który najlepiej wspomina, to noc jazzu z udziałem licznych artystów z Polski. – To było wspaniałe – powiedział i zaznaczył, że jazzu mogą słuchać wszyscy niezależnie od tego, w jakim języku mówią. Ponadto był zaangażowany w wiele innych festiwali i imprez muzycznych i teatralnych we Francji i w Polsce, np. w Międzynarodowy Festiwal Teatrów Ulicznych ULICA w Krakowie.
– Nigdy nie robiłem niczego związanego z jazzem i teatrem dla pieniędzy, robiłem to, bo to lubiłem i to czułem – zaznacza Leo. – W ogóle uważam, że lepiej się robi rzeczy bez pieniędzy, bo wtedy te rzeczy zachowują tożsamość – podsumował Wojtan swoją pracę na rzecz promocji polskiej kultury we Francji.
W okresie międzywojennym do Francji przyjechało od 500 tys. do 1 mln Polaków, w tym 200 tys. do najbardziej wysuniętego na północ regionu Francji – Hauts-de-France. Polacy stanowili jedną trzecią wszystkich górników zagłębia węglowego Pas-de-Calais.
źródło: PAP
Dodaj komentarz