szukaj
Wyszukaj w serwisie


Właściciele restauracji we Francji: godzina policyjna to cios, jesteśmy po uszy w długach

AH / 22.10.2020
pixabay.com
pixabay.com

Obowiązująca w Paryżu od soboty godzina policyjna to cios dla restauracji i bistr; jesteśmy po uszy w długach – powiedzieli PAP właściciele i pracownicy działających we Francji lokali gastronomicznych. Niektórzy z nich rezygnują nawet z otwierania restauracji na wieczorne posiłki.


Już przedtem było im trudno, gdyż trzy miesiące byli zamknięci, a następnie przestrzeganie wymogów sanitarnych obowiązujących w czasie epidemii redukowało liczbę dostępnych miejsc na sali.

Stałe pory posiłków to jeden z wyznaczników francuskiej kultury – powiedział PAP filozof Paul Thibaud. Do południowego posiłku, zwanego tu śniadaniem, zasiada się o wpół do pierwszej. Możliwe jest półgodzinne wahanie. Paryżanie kolację, zwaną tu obiadem, rozpoczynają o godz. 20.

To koniec kawiarni, bistr i restauracji, to śmierć francuskiego stylu życia – ubolewał natychmiast po ogłoszeniu godziny policyjnej Guy Savoy, szef kuchni i właściciel restauracji po raz czwarty uznanej rok temu za „najlepszą na świecie” w rankingu „La Liste”.

Nazajutrz, w rozmowie z PAP, przyznał: „Może przesadziłem, ale cios jest niewątpliwy. Gastronomiczny posiłek Francuzów, który wpisany został na listę niematerialnego dziedzictwa ludzkości, to aperitif, przystawka, danie rybne, mięsne, ser i deser. Tego nie da się zjeść w dwie godziny”. I dlatego zdecydował się zrezygnować z wieczornego otwierania swego prestiżowego lokalu.

Gastronomiczna kolacja Polaków nie musi tak ściśle trzymać się zegara ani być aż tak bogata. Pewnie dlatego Renata Mielnik, właścicielka restauracji Chez Renata w podparyskim Aulnay sous Bois, zdecydowała się na zmianę godzin i już od 18.30 proponuje talerz polskich przysmaków. „Doskonale nadają się na francuski aperitif (małe co nieco połykane przed posiłkiem, pod lekko na ogół alkoholizowane napoje – PAP) i zaspakajają kolacyjne potrzeby Polaków” – wyjaśnia.

Choć ta formuła zdobyła uznanie, to nie wystarczy, by wydobyła Mielnik z kłopotów, w jakie rzucił ją koronawirus. „Po miesiącach całkowitego zamknięcia w maju uzyskaliśmy pozwolenie, by sprzedawać dania na wynos. Starczyło tego na zapłacenie czynszu” – zwierza się właścicielka otwartego cztery i pół roku temu lokalu.

Restauracja cieszyła się wielkim powodzeniem, szczególnie od połowy września ub. roku, aż do lockdownu – mówi. Przychodziła najróżniejsza klientela, młodzi i starsi, Francuzi oraz całe rodziny polskiego pochodzenia.

Z powodu epidemii właścicielka restauracji Chez Renata zwolniła dwie pracowniczki, które są teraz na finansowanym przez państwo bezrobociu. Jak mówi, w południe proponuje atrakcyjne cenowo i smakowo zestawy oraz krótką kartę. “Karta” to przenośnia, bo aby sprostać wymogom sanitarnym, spis dań wywieszony jest na dwóch tablicach. Z tych samych powodów musiała zmniejszyć o zmniejszyć liczbę miejsc – z 40 do 25.

„Zaciskamy pasa. Część personelu poszła na bezrobocie, my po uszy w długach” – powiedziała PAP Ewa Fontaine, żona i współpracownica Alaina Fontaine’a, właściciela wysoko cenionego paryskiego bistra Le Mesturet, w którym w grudniu ub.r. zorganizowano „tydzień polski”, który przypadł do gustu klienteli tego na co dzień typowo francuskiego bistra. Przyznała, że na obiad „klienci wiernie przychodzą, wieczorem jednak tylko sąsiedzi”, ci, którzy zdążyć mogą do domu przed 21.

„Jeśli nie odłączą nas od kroplówki rządowej pomocy, to przeczekamy ten zły czas” – wyraża nadzieję i informuje, że mimo trudnych czasów przygotowała nową sezonową kartę dań. „Trzymamy jakość” – zapewnia.

Restauracja Paris Polska do środy próbowała pracować wieczorem, ale zrezygnowała. „Godzina policyjna to było mocne uderzenie w branżę” – tłumaczy PAP szef kuchni Daniel Knapik i dodaje, że mimo ulg podatkowych i innej pomocy państwowej, „część zakładów już splajtowała”. „Weekendy są lepsze” – dodaje rozmówca PAP, który, jak mówi, we Francji mieszka od 12 lat.

„Najważniejsze, żeby przetrwać. Nie jest łatwo, ale życie trzeba brać za łeb” – pokrzepia się szef. „Nie tracę nadziei, dlatego że lubię to, co robię i robię to, co lubię” – zapewnia.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-10-30 00:15:14