szukaj
Wyszukaj w serwisie

Tragedia w cieniu wieży Eiffla – Franz Reichelt i jego skok

Artur Hanula / 11.09.2019
Franz Reichelt i wieża Eiffla, fot. wikimedia (domena publiczna) oraz Pixabay.com
Franz Reichelt i wieża Eiffla, fot. wikimedia (domena publiczna) oraz Pixabay.com

O tym, że Austriacy potrafią skakać, przekonują się chociażby kibice skoków narciarskich. Zapewne pamiętamy też wielki wyczyn Felixa Baumgartnera (notabene również Austriaka…), który w październiku 2012 r. wykonał udaną próbę skoku ze stratosfery z użyciem spadochronu. Historia zna jednak przypadek człowieka pochodzącego z Austrii, który dokładnie 100 lat wcześniej był głównym uczestnikiem jednego z najtragiczniejszych wydarzeń zarejestrowanych przez kamerę. Mowa o Franzu Reichelt, z zawodu krawcu, wynalazcy płaszcza-spadochronu, od 1909 r. obywatelu Francji, gdzie mieszkał od 1898 r. Areną tragedii była wieża Eiffla i plac wokół niej się znajdujący.


Była niedziela, 4 lutego 1912 r. Wokół wieży Eiffla gromadziły się tłumy gapiów i oczywiście reporterów. Wszyscy w wielkim napięciu oczekiwali na rozwój wypadków. Głównym bohaterem tamtego dnia był oczywiście Franz Reichelt, krawiec urodzony w 1879 r. w Austrii. Przybył na wyznaczone miejsce ok. godziny 7 rano i przechadzał się na oczach zebranych z dumą prezentując swój własny ważący ok. 9 kg wynalazek. Był to rodzaj specjalnego płaszcza, która miał pełnić rolę spadochronu. Nikt już nie miał wątpliwości, że wynalazca zamierza absolutnie na poważnie przetestować swoje dzieło, tym razem na sobie, bez żadnych zabezpieczeń.

W cieniu wieży Eiffla nieraz rozgrywały sie wielkie dramaty…, fot. Piotr Frydecki – Praca własna, wikimedia (na licencji CC BY-SA 3.0)

Przygotowania

Rzecz jasna Reichelt przeprowadzał wcześniej testy na manekinach. Między innymi ubierał je w swój nowatorski płaszczo-spadochron i zrzucał z piątego piętra domu. Próby kończyły się fiaskiem. Krawiec uznał, że za ich niepowodzenie odpowiada nie wada wynalazku, ale zbyt niska wysokość spadania. Spadochron najzwyczajniej w świecie nie miał wystarczająco dużo czasu, żeby zadziałać. Trwały więc poszukiwania idealnej wysokości. Tę w końcu udało sie znaleźć w Paryżu, a konkretnie pomiędzy tarasem widokowym wieży Eiffla i podłożem.

Początkowo problemem było uzyskanie zgody policji na tak niecodzienne przedsięwzięcie. Czego się jednak nie robi dla wiekopomnej sławy i rozwoju myśli technologicznej – Reichelt dostał zielone światło na swoją próbę.

Francois Reichelt przed swoim skokiem 4 lutego 1912 r., fot. wikimedia br (domena publiczna)

Ów dzień…

I tak nastał 4 lutego 1912 r. Reichelt wspiął się na pierwszy poziom wieży (ok. 57 metrów nad ziemią). Do skoku podchodził podobno dwa razy. Znajomi i krewni, a nawet zebrani wokół wieży paryżanie próbowali wybić mu z głowy to przedsięwzięcie, ale ich próby spaliły na panewce. Śmiałek skoczył punktualnie o 8:22 i… były to ostatnie chwile jego życia. Zginał na miejscu. Wszystko zarejestrowały kamery. W ten oto sposób Franz Reichelt stał się jedną z setek ofiar śmiertelnych, które dokonały żywota właśnie na wieży Eiffla lub zazwyczaj na placu obok niej, gdzie najczęściej lądowali samobójcy, żegnając się z tym życiem. Jako ciekawostkę podajmy, że pierwszą osobą, która straciła życie na wieży, był inżynier testujący windy dowożące ludzi na szczyt Eiffli.

Łatwo się domyślić, że prasa nie zostawiła na Franzu suchej nitki za lekkomyślność i brawurę. Przecież zamiast niego mógł skoczyć manekin (na to początkowo zgodził się mer Paryża); a tak Reicheltowi pozostała jedynie pośmiertna nagroda pocieszenia – nagroda Darwina – dla tych, którzy w bardzo nieroztropny sposób pozbawili się życia. Przylgnęło do niego także określenie “latający krawiec” (a może raczej powinno być: “spadający krawiec”), które niestety jak widać niewiele ma wspólnego z rzeczywistością. Jak na ironię dwa dni wcześniej w USA udany skok ze spadochronem zaliczył niejaki Frederick R. Law. Gdyby w 1912 r. działał internet, być może Reichelt powstrzymałby się przed swoją próbą, żeby niepotrzebnie nie powielać próby innego spadochroniarza. Dodajmy, że po tym feralnym skoku Austriaka władze Paryża już nigdy nie pozwalały na tego typu próby.

Skok nieudany, ale historyczny

Tak czy inaczej ten tragiczny skok wpisał się w historię spadochroniarstwa, której początków można się doszukać już w starożytnych Chinach. W drugiej połowie III tysiąclecia p.n.e. chiński cesarz Shun miał podobno zeskoczyć z płonącej stodoły z dwoma słomkowymi kapeluszami w dłoniach.

Tak na poważnie, już bardziej naukowo, zaczęto o spadochronach mówić i pisać pod koniec średniowiecza i oczywiście w renesansie. O przyrządzie do łagodnego lądowania pisał m.in. angielski filozof Bacon w XIII w. Jednakże krokiem milowym w tej dziedzinie były rozważania i prace geniusza wielu dziedzin – Leonarda da Vinci. To on zaprojektował spadochron piramidowy.

W XVIII w. wielkie zasługi w obszarze spadochroniarstwa mieli Francuzi: Sebastian Lenormand, Jean Pierre Blanchard, a zwłaszcza André Jacques Garnerin. Ten ostatni wyskoczył z balonu przelatującego nad Paryżem na wysokości 700 m. Było to w 1797 r. Co ciekawe, dwa lata później w jego ślady poszła żona, która została pierwszą kobietą spadochroniarzem.

Karta kolekcjonerska przedstawiająca skok Garnerina ze spadochronem, fot. wikimedia (domena publiczna)

Warto pamiętać, że również my Polacy mamy swoje zasługi w spadochroniarstwie. W 1808 r. do Księgi rekordów Guinnessa trafił Jordaki Kuparentko – Polak rumuńskiego lub mołdawskiego pochodzenia – który przeżył katastrofę lotniczą wyskakując z balonu i ratując się użyciem spadochronu własnej produkcji.

W 1911 r. obiecano nawet nagrodę w wysokości 10 tys. franków dla tego wynalazcy, który skonstruuje sprawnie działający spadochron, który będzie służyć lotnikom. Niestety mimo usilnych starań nie zdobył jej znany nam dobrze Franz Reichelt.

Dodajmy jeszcze, że po II wojnie światowej spadochron był wykorzystywany już nie tylko w celach militarnych, w lotnictwie wojskowym, ale również służył (i służy do dziś) także jako rekwizyt w rywalizacji sportowej.

W 2019 r. spadochron wykorzystał nawet jeden z francuskich biskupów w celu promowania powołań.

Widzimy więc, że wieża Eiffla to nie tylko wspaniałe miejsce turystyczne i arena miłosnych westchnień, ale także świadek wielkich tragedii i dramatów.

W tekście wykorzystano informacje zaczerpnięte m.in. ze stron: historia.org.pl, wynalazki.andrej.edu.pl, smartage.pl, deon.pl, nczas.com

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-05-06 23:15:15