szukaj
Wyszukaj w serwisie

Testament Paderewskiego – czyli mistrz prywatnie

Jolanta Barełkowska / 10.11.2018


Niezwykle uzdolniony wyruszył z rodzinnej Kuryłówki na Podolu na podbój świata. W stulecie odzyskania przez Polskę niepodległości, opowiadanie o jednym z aktorów tamtych wydarzeń – prywatnie.


Już wówczas wiedział, że ojczyznę spod zaborów może „wyzwolić” tylko poprzez muzykę. Tak jak Chopin, z dala od kraju popularyzował Polskę – koncertami. Nokturny, polonezy i mazurki nagrane w 1930 r. w najnowszej wtedy technice, przetrwały do dzisiaj na… YouTube (w wyszukiwarce internetowej znajdziemy twórczość Paderewskiego wśród „The greatest pianists”). Z własnych jego kompozycji pozostał słynny Menuet oraz opera „Manru”. W salach koncertowych świata grywał również utwory Debussyego, Schumanna, Wagnera, Mendelssohna, Liszta, Schuberta, Brahmsa.

O tym, że Paderewski był człowiekiem czynu, sukcesu i sławy wiemy wszyscy. Jednak nie uzmysławiamy sobie jakie dziedzictwo pozostawił po sobie. Chociażby jeden z najpiękniejszych obiektów Warszawy – hotel Bristol, wybudowany za pieniądze „wygrane” na fortepianie. Oddany w 1901 r., kiedy Warszawa była jeszcze „prowincjonalnym miastem… rosyjskim”. Gmach powstał w ekspresowym tempie, w niecałe dwa lata.

Paderewski wierzył, że Polska powróci na mapę Europy. Gdziekolwiek się pojawił podkreślał, że pochodzi z narodu bez ojczyzny. Myślał o powrocie do niej na stałe. Dlatego zakupił XIX-wieczny dworek w Kąśnej Dolnej, miejscowości odległej 40 kilometrów od Tarnowa. Wielki pianista – kompozytor przebywał tam gdy tylko pozwolił mu na to czas, w latach 1897-1903. Żartował, że ma tu doskonały dojazd z Paryża – tylko 33 godziny ekspresem. Czas w podróży wykorzystywał na próby. I tak, by mu podczas koncertów ręce nie odmówiły posłuszeństwa, ćwiczył na niemej klawiaturze. To pomocne urządzenie zachowało się w Polskim Muzeum w Rapperswilu w Szwajcarii, któremu dzisiaj grozi likwidacja. Zapewne pochodziło z wilii w Rion Bosson w pobliżu Morges, którą Szwajcarzy swego czasu rozebrali bo „zawadzała” przyszłej autostradzie.

Tymczasem mistrz, ilekroć powracał do Kąśnej Dolnej, lubił spacerować po „skamieniałym” miasteczku, rezerwacie przyrodniczym pełnym skałek o dziwnych kształtach, przypominających baszty, grzyby, piramidy, zwierzęta a nawet profil czarownicy. W pobliżu dworu założono winnice. Ba, ze Szkocji sprowadzono stado rasowego bydła a z brytyjskiej królewskiej posiadłości Balmoral – owce. Powstało gospodarstwo nabiałowe. W planach przewidywano założenie hodowli pstrągów w pobliskiej Białce. Całej posiadłości strzegły psy. Mistrz wymyślił dla nich oryginalne imiona – Oros, Manon, Warta, Smok oraz Gniewna. Podobno chłopi z podziwem odnosili się do nowego dziedzica, darząc go wielkim zaufaniem. Latem w improwizowanych koncertach w parku uczestniczyli mieszkańcy Kąśnej i służba dworska. Po raz pierwszy widziano go tu w listopadzie 1897 r. A już całe lato 1898 spędził z przyszłą żoną, Heleną z Rozenów – Górską i synem pianisty z pierwszego małżeństwa,  niepełnosprawnym Alfredem. Wówczas  przyjmował gości ze świata, m.in. angielskiego impresaria, Wiliama Adlingtona.

Rok później czyli w 1899 r. państwo Paderewscy latem przebywali w Kąśnej, uczestnicząc m.in. w dożynkach. Mistrz odpoczywał po trudach dalekich podróży i przygotowywał sie do czwartego amerykańskiego tourne. Ignacy Jan Paderewski pokochał dwór w Kąśnej i gdyby nie niegospodarność i nieuczciwość pełnomocnika i zarządców, nigdy by się stamtąd nie wyprowadził. Uważał, że wielu rodaków wywoziło pieniądze na Zachód, on przeciwnie, inwestował właśnie na terenach polskich. Dla mieszkańców pobliskich Ciężkowic zakupił dom, przeznaczając go na kasyno – klub inteligencji wyposażony w bibliotekę i salę bilardową. Nawet po sprzedaniu dworu Paderewscy pozostali w kontakcie z nowymi właścicielami, Kodrębskimi. W trzy lata po opuszczeniu Kąśnej, zostali rodzicami chrzestnymi ich syna Janusza Ignacego. Po raz ostatni pianista przyjechał do Kąśnej samochodem z Krakowa w 1910 r., tuż po uroczystościach odsłonięcia Pomnika Grunwaldzkiego, którego budowy był inicjatorem.

Dzisiaj w Kąśnej Dolnej, Centrum Paderewskiego w Tarnowie organizuje spotkania muzyczne. Po mistrzu pozostał fortepian Petroff, meble oraz fotografie.

fot. J. Barełkowska

Ignacy Jan Paderewski marzył o miejscu, w którym mógłby wreszcie zapuścić „korzenie” na dobre. W 1913 r. zakupił rancho San Ignacio w Paso Robles w Kalifornii. Zapraszał do siebie. Myślał, że wreszcie odpocznie. Niestety… porwała go wielka polityka. Poznał pięciu prezydentów Stanów Zjednoczonych. Aż trudno uwierzyć jakie miał niespożyte siły. Podróżował. Koncertował. I ciągle myślał o innych. Myślał o młodzieży polskiej. Chciał zasiać ziarno na niwie edukacyjnej. Dla ojczyzny był w ciągłej dyspozycji. Podczas jednego z pobytów w Poznaniu nadano mu tytuł honoris causa Uniwersytetu. Został też patronem Gimnazjum św. Łazarza, dzisiaj VI liceum zwane „Paderką”. Z myślą o młodzieży zmienił testament. Oto fragment tego tekstu:

W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego. Amen. Ja niżej podpisany, Ignacy Jan, syn Jana, Paderewski, wyrażam niniejszym ostatnią wolę, unieważniając zarazem oba poprzednie testamenty przez pana Tadeusza Jentysa w Banku Handlowym w Warszawie złożone. Wszystkie zrealizowane pieniądze, które po opłaceniu podatków i kosztów, przeszło 650 tys. dolarów wynosić powinny, proszę umieścić w pewnych 5 proc. papierach państwowych lub miejskich, zagranicznych, o ile można amerykańskich, czerpiąc z dochodów na dożywocie oraz na koszta administracyjne i inne wydatki, nie chcę bowiem, ażeby wykonawcy testamentu jakiekolwiek ponosili straty. Pieniądze te uważam za własność Narodu i dlatego proszę, by je przekazano Uniwersytetowi Jagiellońskiemu. Życzeniem jest mojem, ażeby po wygaśnięciu dożywocia, a raczej w miarę ich wygaszania, Wszechnica Jagiellońska w Krakowie ustanowiła coroczne nagrody dla młodzieńców, Polaków – chrześcijan w wieku od lat 18 do 22, za wykazanie w drodze konkursu najlepszej znajomości polskiego języka. Każda nagroda powinna wynosić pięćset dolarów. Młodzieńcy powinni pochodzić: dwu z Białej Rusi/ z pod zaboru rosyjskiego/, dwu z Litwy, trzech z Rusi, tj. z Wołynia, Podola, Ukrainy, trzech z Małopolski Wschodniej, trzech z Mazowsza i Pomorza Pruskiego, trzech ze Śląska i innych części  zaboru pruskiego, trzech wreszcie z tej części Polski, która tak niesłusznie dostała się Czechom, tj. ze Śląska Cieszyńskiego, Spiża i Orawy. Razem nagród dwadzieścia. Stosownie do uznania sędziów niektórym nienagrodzonym młodzieńcom można i nawet należy zwracać koszta podróży. Przypuszczam, że na te fundacje trzysta tysięcy dolarów wystarczy. Pozostałość raczy Wszechnica Jagiellońska podzielić na pięć równych części, zachowując jedną na potrzeby własne, przekazać drugą Uniwersytetowi Polskiemu we Lwowie, trzecią Uniwersytetowi Polskiemu w Poznaniu, czwartą Konserwatorium Muzycznemu w Warszawie na stypendia imienia Fr. Szopena dla uczniów i uczennic Polaków – chrześcijan, piątą zaś ofiarować Radzie Opiekuńczej Gimnazjum imienia I.J.Paderewskiego w Poznaniu.

O dziwo, mimo upływu czasu, świetnie zachowały się ponadnaturalnej wielkości walizy przypominające szafy, gdzie na czas podróży mieściły się fraki pianisty. Można je było zobaczyć podczas wystawy poświęconej Paderewskiemu w Muzeum Narodowym w Warszawie w ub.r. Zachowało się wiele fotografii a także filmów nakręconych w Ameryce. Pokazano nawet kolekcję łyżeczek z herbami miast z całego świata, jakie odwiedził mistrz. Zwiedzającym wydawało się, jakby Paderewski przed chwilą wyszedł stąd…

fot. J. Barełkowska

Ignacy Jan Paderewski kochał Warszawę, gdzie studiował i gdzie wziął ślub. Życzeniem jego było, być pochowanym w wolnej Polsce. Niestety tak się nie stało, bo zmarł w 1941 w Ameryce, kiedy w Europie szalała II wojna. Pochowany na cmentarzu wojskowym Arlington, do Warszawy „powrócił” dopiero w 1992 r. Spoczął w podziemiach arcykatedry św. Jana w Warszawie. Nagrobek jego żony Heleny i syna Alfreda znajduje się na podparyskim cmentarzu w Montmorency.

fot. J. Barełkowska

Pozostały też tablice pamiątkowe w Paryżu, gdzie mieszkał w latach 1889-1906 pod numerem 94 Av. Victor Hugo oraz w nowojorskim „Buckingham”.

fot. Hanna Dworak

Pamięć o wielkim artyście i kompozytorze, dzięki któremu my, Polacy, odzyskaliśmy wolną Polskę, nie słabnie. Oklaskują jego utwory melomani we wszystkich salach muzycznych świata.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-05-20 23:15:13