szukaj
Wyszukaj w serwisie


Protesty “żółtych kamizelek”: 283 tys. uczestników, kilkaset rannych

PR / 18.11.2018
Twitter/Arnaud Dufresne
Twitter/Arnaud Dufresne

283 tys. osób protestowało w sobotę w całej Francji przeciwko wzrostowi podatków od paliwa. Jedna osoba zginęła, 227 demonstrantów zostało rannych, w tym 7 poważnie, policja zatrzymała 117 manifestantów, 73 trafiło do aresztów – poinformowała telewizja France 24. Zapowiadane są kolejne protesty.


Jak podała PAP, w Paryżu, jeszcze przed wschodem słońca kilkudziesięciu manifestantów spowolniło ruch na placu rogatki Maillot, kilkaset metrów za Łukiem Triumfalnym i Polami Elizejskimi. Następnie zablokowano drogi przez pobliski Lasek Buloński i sąsiednie wyjazdy z Bulwaru Peryferyjnego – wewnętrznej obwodnicy okalającej miasto.

„Żółte kamizelki”, do których dołączyło wielu paryżan nie noszących tego znaku rozpoznawczego, przeszły Polami Elizejskimi, tamując ruch na „najpiękniejszej arterii miejskiej świata”.

Po południu około 1000 uczestników protestu blokujących paryski Plac Zgody, skręciło w uliczki prowadzącej do Rue du Faubourg Saint-Honore – ulicy Przedmieścia Saint Honore, gdzie mieści się Pałac Elizejski, czyli siedziba prezydenta. Rue du Faubourg Saint-Honore w 8. dzielnicy Paryża, będąca przedłużeniem ulicy Rue Saint-Honore w 1. dzielnicy, słynie z ekskluzywnych sklepów z modą i biżuterią, ale w sobotę nikt nie wybijał tam szyb.

Protestujący dyskutowali z żandarmami zagradzającymi im drogę, ale nie czuło się napięcia ani agresji ze strony manifestantów.

Manifestanci wznosili okrzyki „Macron dymisja!”, „Macron przestań nas drenować”. Na kamizelkach widać było napisy „auto to moje narzędzie pracy” czy „wściekły Gal”, w nawiązaniu do słów prezydenta, który w sierpniu nazwał Francuzów „opornymi na wszelkie zmiany Galami”. „Za dużo podatków, za dużo bezdomnych, za dużo samobójstw. Oburzajcie się!” – głosił transparent. Wiele było trójkolorowych flag francuskich. Kilkakrotnie śpiewano francuski hymn Marsyliankę.

Około godz. 16.30 cofające się przed tłumem siły porządkowe użyły gazu łzawiącego na Przedmieściu Saint Honore, zmuszając liczne osoby do wycofania się. Ci, którzy napływali innymi ulicami, doszli na kilkadziesiąt metrów od Pałacu Elizejskiego.

Bez szarżowania i starć policjantom udało się odepchnąć tłum, który powrócił na Pola Elizejskie. Jak donosili reporterzy telewizyjni, kilkadziesiąt osób pozostało jednak w okolicach Pałacu Elizejskiego, próbując dostać się pod samą siedzibę prezydenta.

W przeciwieństwie do większości manifestacji francuskich, obok tłumu nie widać było zamaskowanych chuliganów z „czarnego bloku”. „To nie żadne łobuzy, to Francja wyszła na ulicę – powiedział wcześniej PAP około 30-letni Julien, informatyk z podparyskiego departamentu Sekwany i Marny. – Nie mam innego wyjścia, do pracy muszę jeździć samochodem” – tłumaczył.

Według francuskiego MSW w całej Francji manifestowały 282 tys. “żółtych kamizelek”, a według uczestników blokad – „co najmniej cztery razy tyle”. Liczby się różnią, ale nikt nie mówi o milionach, jakie przewidywano jeszcze w piątek wieczorem.

Doszło do kilku wypadków, jednego śmiertelnego, gdy w Sabaudii otoczona żółtymi kamizelkami kobieta za kierownicą w panice nacisnęła na gaz i przejechała manifestantkę. Jak podało wieczorem MSW, w całym kraju rannych zostało 227 ludzi, w tym sześciu poważnie, zatrzymano 117, z czego 73 trafiło do aresztu.

Do wczesnego popołudnia zdarzały się drobne utarczki z policją, próbującą umożliwić ruch, ale według doniesień, w przeważającej większości miejsc wszystko odbywało się w spokoju.

Kierowcy francuscy czują się, jak mówią „zaszczuci przez władze”, które – twierdzą – „mają ich za dojne krowy”. I przypominają masowe ustawiania radarów notujących „nawet kilometr przekroczenia prędkości, za którym idzie mandat”, podrożenie „szarej karty”, czyli dowodu rejestracyjnego pojazdu i podwyżkę cen paliw, do której dołożył się nowy podatek „ekologiczny”, który stał się zapalnikiem protestu.

Poza wielkimi miastami transport publiczny we Francji jest bardzo słabo rozwinięty i posiadanie samochodu jest tam konieczne. Przede wszystkim, żeby dojechać do pracy, często oddalonej o kilkadziesiąt kilometrów, żeby zawieźć dzieci do szkoły i zrobić zakupy.

Mieszkańcy wsi i małych miast francuskich nazywanych „Francją peryferyjną” od lat widzą, jak zamyka się tam służby publiczne – urzędy, poczty, szpitale i szkoły, co powoduje kurczenie się miejsc pracy i zamykanie placówek handlowych.

To przeciw temu protestowała w sobotę Francja, w równym stopniu, co przeciw podatkom na benzynę – twierdzą zgodnie komentatorzy. I zapowiadają, że niezależnie od sporów wokół liczby uczestników, rząd nie będzie mógł uznać, że „nic się nie stało”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-10-30 00:15:14