Jak ukraińskie rodziny oceniają pobyt w domu Polaków?
pixabay.com
Wieści o tym, że Polacy niezwykle ofiarnie pomagają Ukraińcom, szerzą się po całym świecie i zyskują uznanie w oczach odbiorców. Ukraina docenia postawę sąsiadów. A jak konkretne rodziny oceniają pobyt w polskim domu? O to oraz o inne kwestie zapytaliśmy gości z Ukrainy Państwa Elżbiety i Wojciecha Zielińskich.
Zapraszamy też do lektury poprzedniego materiału, w którym to Państwo Zielińscy (obecnie mieszkańcy Warszawy, niegdyś Paryża) opowiedzieli m.in. o tym, jak to jest gościć u siebie obce osoby innej narodowości i dlaczego zdecydowali się na ten krok:
Mieszkali w Paryżu, teraz goszczą uchodźców z Ukrainy w Polsce >>>
*
Ks. Tomasz Sokół: Proszę o przedstawienie siebie i własnej rodziny – skąd przybyliście do Polski?
Pierwsza rodzina z Ukrainy: Sofiya z synem Orestem i mamą Galyną Paczkowską. Przyjechaliśmy z Ukrainy, ja z mężem i synem mieszkamy w Kijowie, mama i starszy syn mieszkają we Lwowie.
Oblicze wojny w Ukrainie – jaka jest Wasza relacja o tym, co działo się w rodzinnych stronach?
5:00 rano – dzwoni kolega męża – “Aleksander, zbieraj się, wojna!”. Kiedy wybiegliśmy na ulicę o 5:00 rano, na ulicy, która ma 4 pasy ruchu, był straszny korek. Z Kijowa do Lwowa jechaliśmy 20 godzin (550 km); zwykle zabiera nam to 6-7 godzin. Staliśmy w korku, żeby wyjechać z Kijowa, a w drugim kierunku jechały samochody wojskowe. Przez kilka dni byliśmy we Lwowie. W pierwszy dzień wojny mąż siostry poszedł do obrony terytorialnej jako ochotnik. Starszy syn mieszka we Lwowie; jest studentem; mąż na razie pracuje z domu; jest dyrektorem finansowym; pisze listy, żeby Rosję wyrzucili z różnych grup finansowych; wie, że w każdej chwili może zadzwonić telefon, gdzie ma się zgłosić.
Nie planowaliśmy nigdzie uciekać, chcieliśmy zostać we Lwowie, ale każdy dzień był coraz bardziej straszny, byliśmy przerażeni, wybuchy, bomby na wschodzie. We Lwowie alarmy, o 2:00 w nocy musieliśmy schodzić do piwnicy i czekać do 5:00 rano. Dzień przed tym, jak wyjechaliśmy, była informacja, że Czarnobyl jest okupowany. Na drogach wyjazdowych czołgi blokują drogi i strzelają do ludzi, którzy chcą się ewakuować. Baliśmy się o własne życie, baliśmy się, że to dojdzie do Lwowa. Mieszkamy blisko lotniska we Lwowie, nad Lwowem latają wojskowe samoloty z pomocą.
Mąż z synem odwieźli nas do granicy, sami musieli wracać, bo trwała mobilizacja i mężczyzn nie puszczają przez granicę – tylko dzieci, kobiety i starszych. Jechaliśmy autem, był korek na 10 km, wysiedliśmy i szliśmy 5 km z walizkami do granicy. Na granicy było dużo ludzi z malutkimi dziećmi i starszych. Był straszny ścisk.
Jak postrzegacie Polaków i swoją przyszłość oraz przyszłość dzieci, które tu z Wami znalazły się na polskiej ziemi?
Obcy ludzie przyjęli nas jak rodzinę. My mamy rodzinę w Polsce, ale od wielu lat nie mamy z nimi kontaktu. Nie planujemy zostać tu na zawsze; jak wojna się skończy, od razu wracamy do Lwowa, do rodziny.
Czy będzie możliwość – Waszym zdaniem – na szybki powrót na Ukrainę i odbudowanie tego, co zniszczyła wojna?
Nie planujemy zostać tu jako imigranci – to czasowe – jak wojna się skończy to wracamy. Może świat nam pomoże odbudować Ukrainę.
Ja mam pracę w Kijowie, Orest uczy się w szkole, mamy dom, auto, wszystko mamy. Mama ma działkę. Nasza rodzina tym, co uciekają ze wschodu, też pomaga; udostępniliśmy im mieszkanie, już 10 rodzin ze wschodu przyjęliśmy we Lwowie w domu rodzinnym i rozlokowaliśmy po znajomych.
Myślę, że ta wojna szybko się skończy; my nie wiemy kiedy; może na Wielkanoc.
Ks. Tomasz Sokół: Proszę o przedstawienie siebie i własnej rodziny – skąd przybyliście do Polski?
Druga rodzina z Ukrainy: Marharyta Tuz z dziećmi Askoldem (9 lat) i Roksolaną (7 lat) z Łucka, rejon Wołyński.
Oblicze wojny na Ukrainie – Wasza relacja o tym, co działo się w rodzinnych stronach?
Był wczesny ranek; było jeszcze ciemno, usłyszałam silny wybuch, na zewnątrz świtało i było widać ciemny dym, słyszałam odgłos lecącego samolotu. Wstałam i poszłam do kuchni, zastanawiałam się co robić. Wtedy usłyszałam drugi wybuch, szyby w oknach zaczęły drgać. Przestraszyłam się i myślałam, że trzeba uciekać. Wsiadłam z dziećmi do samochodu i zaczęliśmy jechać. Na początku myślałam, że jadę do babci, więc nie brałam dużo rzeczy, po drodze podjęłam decyzję, żeby jechać dalej do Polski, u babci też może być wojna.
Jak postrzegacie Polaków i swoją przyszłość oraz przyszłość dzieci, które tu z Wami znalazły się na polskiej ziemi?
Uważam, że Polacy są bardzo kulturalni i dobrze wychowani. W Ukrainie ludzie rzadko używają takich słów jak „dziękuję”, „miłego dnia”. W Polsce na ulicy ludzie są mili i życzliwi, dobrze rozwinięta jest infrastruktura. Jestem bardzo zdziwiona, że w Polsce obce osoby przyjmują innych ludzi do swojego domu. Na Ukrainie ludzie nie przyjmują obcych, tylko rodzinę. Kontaktowałam się z Domem Ukraińskim w Warszawie. Dostałam adres do rodziny i przyjechałam, nie wiedziałam gdzie jadę, co to za ludzie. Obca rodzina wpuściła nas do swojego domu i nam zaufała. Wierzyliśmy, że będzie dobrze, że nic złego się nie stanie.
Chciałabym, żeby dzieci uczyły się w szkole i miały dodatkowe zajęcia. Chcę, żeby żyły w kraju bez wojny. Tak długo jak u nas będzie wojna nie mogę narażać dzieci na niebezpieczeństwo. Nie chcę, żeby moje dzieci widziały kraj, w którym jest wojna. Nie chcę, żeby rosły z tym obrazem, żeby potem chciały się mścić.
Czy będzie możliwość – Waszym zdaniem – na szybki powrót na Ukrainę i odbudowanie tego, co zniszczyła wojna?
Myślę, że nie będzie możliwości szybkiego powrotu na Ukrainę. Ekonomicznie będzie ciężko, zarobki są małe, a dolar i ceny produktów będą bardzo wysokie. Mam nadzieję, że inne narody pomogą nam odbudować Ukrainę.
czytaj też:
Podaj rękę Ukrainie! Koncert Charytatywny w Domu Kombatanta >>>
Ks. Brzyś: PMK we Francji uruchamia ogólnokrajową inicjatywę pomocy dla Ukrainy >>>
Dodaj komentarz