Historia Kaina i Abla w Operze Paryskiej
24 stycznia odbyła się premiera Il Primo omicidio, opery Alessandra Scarlattiego, opartej na biblijnej historii pierwszego morderstwa świata. Poruszający temat, wspaniałe wykonanie muzyczne, intrygująca scenografia, ale niestety nie jest to na razie dzieło oszałamiające. Choć może takie ma być: enigmatyczne, nie do końca czytelne, misteryjne.
Jest to w dużej mierze autorskie dzieło Romeo Castellucciego, który nie tylko wyreżyserował spektakl, ale również odpowiadał za scenografię i kostiumy. Przedstawił bardzo subiektywną interpretację opery Scarlattiego i historii biblijnej, starając się możliwie silnie wydobyć ich alegoryczny charakter.
Jest to zatem opowieść o ludzkości, której momentem założycielskim jest wypędzenie z raju i bratobójczy mord. Dlatego Adam i Ewa, Kain i Abel oraz Bóg i szatan występują we współczesnych ubraniach, garniturach, koszulach z kołnierzykami, prostych sukniach. Ofiara całopalna to wystawiona z bezwzględną szczerością maszyna do robienia dymu z przeciągniętym przez całą scenę długim kablem. Wspaniała i przejmująca jest scena przyjęcia ofiary Abla, do której wprowadzono ogromny, protorenesansowy, pełen złota, trójdzielny ołtarz ze sceną zwiastowania, odwrócony do góry nogami. Ten gest, na granicy mistyki i bluźnierstwa, absurdu i alegorii, doskonale wpisany został w całą strategię narracyjną, przedstawiającą historię Kaina i Abla jako zapowiedź, anty-typ zbawczej misji Chrystusa. Motyw ten z jeszcze większą wyrazistością powróci pod koniec spektaklu, gdy martwe ciało Abla upozowane zostało w typowo średniowieczne przedstawienie martwego Chrystusa, a opłakująca Ewa, z założoną błękitną chustą, jest niemal bezpośrednim cytatem z postaci Maryi opłakującej Chrystusa z późnośredniowiecznych obrazów Rogiera Van der Weydena.
Natomiast zamykająca spektakl scena ludzkości po pierwszym zabójstwie, swoim rozmachem przypomina obrazy Hieronima Boscha, w których detaliczne obserwacje z życia ludzi pochłoniętych zabawą i życiem doczesnym umieszczone są w pełnym niepokoju otoczeniu.
Czasem jednak alegoria stawała się nieczytelna, pozostawiając widza zdezorientowanego. Reżyser zdecydował się w pewnym momencie na dość ekscentryczny ruch zdublowania śpiewaków, poprzez postaci dzieci. I tak, każdy z sześciu bohaterów opery otrzymał swojego małego dublera, tak samo ubranego, udającego śpiew i gestykulację śpiewaków. Może to moment, w którym jednostkowa opowieść zwielokrotnia się, i staje się alegorią całej ludzkości? Nie wiem, ów moment nie został wystarczająco obudowany narracyjnie.
Takich nieczytelnych momentów jest jeszcze kilka. Cóż, może po pierwszych spektaklach nastąpią jakieś drobne zmiany, które sprawią, że narracja będzie czystsza i czytelniejsza. A może niepotrzebnie wymagam klarowności w pierwotnej biblijnej historii z początku świata, może te nieczytelności mają wskazywać na enigmatyczny i misteryjny charakter przekazu biblijnego. Nie wiem – obrazy, muzyka i głosy, których wczoraj doświadczyłem podczas spektaklu nadal pracują w mojej pamięci, nie dając jednoznacznej odpowiedzi. Jest to opera, która chyba z pełną świadomością odcina się od tradycji greckiego teatru, z jego katartyczną funkcją, a ciąży ku oratoryjnemu misterium. Katharsis greckie dawało jasność, stawiało ostatnią kropkę, podczas gdy misterium ma wskazywać na tajemnicę.
Po szczegóły i daty kolejnych przedstawień odsyłam do strony Opery Paryskiej.
Dodaj komentarz