55 lat temu we Francji zmarł Witold Gombrowicz
Witold Gombrowicz. Vence, 1966. Fot. Bohdan Paczowski / Wikimedia Commons
55 lat temu, w nocy z 24 na 25 lipca 1969 r. w Vence we Francji zmarł pisarz i dramaturg Witold Gombrowicz. „To najważniejszy polski myśliciel XX wieku. Można go nie lubić, ale nie można go nie znać” – mówi w rozmowie z PAP reżyser i scenarzysta Maciej Wojtyszko.
„Do roku 1957 byłem prawie nieznany. Emigrant w Argentynie. W 1957 rząd polski, chwilowo bardziej liberalny, zezwolił na wydanie moich książek w Polsce. Niespodziewany a gwałtowny sukces tej imprezy sprawił, iż rząd po pewnym czasie znowu zabronił mnie drukować i o mnie pisać (oto kontredans, który musimy tańczyć z własnym narodem, my literaci zza kurtyny – nawet tacy, jak ja, nie mieszający się do polityki)” – pisał w 1961 r. w przedmowie do francuskiego wydania “Pornografii” Witold Gombrowicz.
Pisząc te słowa pisarz mieszkał jeszcze w Argentynie, do której wyemigrował tuż przed rozpoczęciem II wojny światowej w 1939 r. Popłynął jako dziennikarz opisujący dziewiczy rejs polskiego liniowca MS “Chrobry”. Z jednej strony pobyt w Ameryce Południowej pozwolił Gombrowiczowi uniknąć wojennej pożogi i być może śmierci, z drugiej – argentyński czas również nie był dla niego łatwy. “Jestem obcokrajowcem, zupełnie nieznanym w tym kraju, nie posiadam żadnego autorytetu, a mój hiszpański jest kilkuletnim dzieckiem, które ledwo umie mówić” – cytuje wypowiedź pisarza Klementyna Suchanow w biografii pisarza zatytułowanej „Gombrowicz. Ja, geniusz. Tom II”.
Urodził się 4 sierpnia 1904 r. w Małoszycach niedaleko Ostrowca Świętokrzyskiego. Pochodził z zamożnej, ziemiańskiej rodziny. Kształcił się w gimnazjum w Warszawie, gdzie następnie studiował prawo na Uniwersytecie Warszawskim. W 1933 r. zadebiutował tomem opowiadań zatytułowanych „Pamiętnik z okresu dojrzewania”. Cztery lata później powstało „Ferdydurke”, jedno z najbardziej znanych i cenionych dzieł pisarza. Przed wojną Gombrowicz zdążył zaistnieć w świecie polskiej literatury jako samotnik i prowokator, a także artysta programowo odcinający się od polityki. Miał jednak świetne wyczucie polityki i historii, o czym świadczy na przykład jego ocena sytuacji przed wojną. Był jednym z niewielu, którzy przewidzieli, co się wydarzy. W lipcu 1939 roku, w rozmowie z przyjaciółką, Zuzanną Ginczanką powiedział, że jeżeli chce zostać w kraju, to powinna zaopatrzyć się w truciznę, bo będą się dziać rzeczy straszne. Sam w ostatniej chwili wsiadł na statek i wyjechał do Argentyny. Ginczanka jako Żydówka – zginęła. Gombrowicz z lubością uprawiał dialektykę – wśród prawicowców demonstrował swoją lewicowość i odwrotnie. Uważał się za rewolucjonistę w dziedzinie sztuki i z tego powodu odcinał się od konserwatyzmu. Bardzo jednak bronił swojej niezależności jako artysty, który – jak uważał – powinien być ponad politycznymi podziałami.
Kiedy 29 lipca 1939 r. w Gdyni wsiadał na pokład statku do Buenos Aires, nie spodziewał się zapewne, że już nigdy nie wróci do Polski. „Te pierwsze 10 lat było dla niego bardzo ciężkie, zanim znalazł stałą pracę w banku polskim w Buenos Aires. Pomagali mu przyjaciele, przede wszystkim argentyńska Polonia, ale do roku 1947 wiódł tam bardzo skromne życie” – mówiła kilka lat temu na antenie Polskiego Radia, prof. Ewa Kobyłecka-Piwońska z Uniwersytetu Łódzkiego. Swoje początki za oceanem opisał w powieści “Trans-Atlantyk”. Jako literat nie został doceniony przez hiszpańskojęzycznych Argentyńczyków. W 1953 r. zaczął pisać swój dziennik. Praktyka ta będzie mu towarzyszyć niemal do śmierci.
W tym samym czasie, co „Dziennik” Gombrowicz pisał również „Kronosa”. Książka zostaje wydana dopiero w 2013 r., czterdzieści cztery lata po jego śmierci. Nazwana intymnym dziennikiem pisarza, od razu wzbudza zainteresowanie czytelników. Zarówno „Dziennik 1953-1969″, jak i „Kronos” to dzieła, które powinno się traktować jako wzajemnie uzupełniające i komplementarne. „Gombrowicz mówił, że wszystko, co miał naprawdę ważnego do powiedzenia, zawarł w +Dzienniku+. Z +Kronosem+ było inaczej, to jego dziennik intymny. Był według mnie tak obnażający, że przez 40 lat bałam się jego upublicznienia. Ale czasy się zmieniły, za homoseksualizm już nie wsadza się do więzień. Wydałam więc +Kronos+ i poczułam ulgę. Myślę, że Witold byłby zadowolony” – opowiadała w jednym z wywiadów żona pisarza, Rita Gombrowicz.
W 1963 r. już, jako uznany na świecie pisarz, Gombrowicz wrócił do Europy. Początkowo mieszkał w Berlinie Zachodnim, niedługo później opuścił Niemcy i udał się do Paryża, a następnie do Vence niedaleko Nicei. To właśnie tam, pod koniec 1968 r. ożenił się z Ritą Labrosse.
W ostatnich latach życia pisarza pogłębiła się jego intelektualna relacja z Czesławem Miłoszem. Kiedy w 1980 r. Miłosz odbierze Literacką Nagrodę Nobla, napisze ze Sztokholmu do wdowy po Gombrowiczu, że to „Witold powinien znajdować się na jego miejscu”. Autor „Ferdydurke” znalazł w Miłoszu nie tylko kogoś w rodzaju intelektualnie pokrewnej duszy. Obydwaj świetnie potrafili uzupełnić się również charakterologicznie. “Drogi Gombrowiczowi sposób prowadzenia dyskusji, zabawowy i lekki, ustalił się między nimi i świetnie funkcjonował. Miłosz energicznie, żywo reagował na sprzeciwy, prowokacje i przekomarzania się Witolda. +Jestem sportowcem w dziedzinie umysłu+, lubił powtarzać Gombrowicz. I oto znalazł drugiego sportowca, tej samej co on rangi. Czuł się szczęśliwy” – wspomina Rita Gombrowicz w książce “Obecność. Wspomnienie o Czesławie Miłoszu”, pod redakcją Anny Romaniuk.
„Ich pożegnanie było wzruszające. Witold na wpół leżał na łóżku w swoim pokoju, gdyż tego dnia czuł się niezdrowy. Miłosz pochylił się i ucałował go. Gombrowicz chętnie przyjmował +słowiańską+ wylewność Miłosza” – dodaje małżonka pisarza. W tym kontekście warto przywołać list, jaki pisarz niedługo przed swoją śmiercią, podyktował Izie Neyman. Był to ostatni kontakt tych dwóch wielkich artystów. „Drogi Czesławie, piszę ręką cudzą, bo jeszcze jestem mocno słabowity – właśnie zbierałem się do Ciebie pisać, ex re (z powodu – przyp. PAP) potężnego tomu historii literatury polskiej, który jest pięknym prezentem i zdobi moją bibliotekę. (…). Miewam się kiepsko, serce, astma, nic nie mogę pisać i już coś na księżą oborę patrzę” – dodał Gombrowicz.
W 1968 roku Gombrowicz był świadkiem wielkich lewicowych demonstracji we Francji. W dodatku był to ruch młodych ludzi, pewnego rodzaju tryumf jego ukochanej młodości, niedojrzałości nad starością. Gombrowicz był już bardzo chory, śledził, co się dzieje dzięki telewizji. Podobała mu się pewna bezczelność demonstrujących, śmiałe kwestionowanie tradycji, ale uważał ich za ofiarę manipulacji. Sądził, że cały ten ruch jest w gruncie rzeczy kierowany i animowany przez starych, że ci młodzi ludzie dają się wykorzystywać. Ten sceptycyzm wobec francuskiej lewicy jest zresztą charakterystyczny dla polskich emigrantów, którzy dobrze znali realia komunizmu. Mrożek i Miłosz oceniali to podobnie.
Na dwa miesiące przed śmiercią pisarz wygłosił trzynaście wykładów z filozofii dla swojej żony i francuskiego dziennikarza Dominika de Roux. Był już bardzo słaby. Pierwszy wykład dotyczący Kanta, prowadził ze swojej sypialni. „Ale czym jest filozofia? Żaden system filozoficzny nie trwa długo. Dla mnie jednak filozofia ma tę oto najwyższą wartość, że porządkuje świat w ramach pewnej wizji” – podsumował.
Gombrowicz umarł w swoim francuskim domu, w nocy z 24 na 25 lipca 1969 r. W środę 23 lipca, na dwa dni przed śmiercią, do Gombrowiczów przyjechała Iza Neyman. „Pan Witold był bardzo zmieniony – prosił mnie o przeczytanie listu od Miłosza. Następnie zaczął mi dyktować list – mówił bardzo cicho – nagle przerwał lekturę – zaczął się dusić. Prosił o wezwanie lekarzy – bardzo było ciężko na to patrzeć” – opisywała ten dzień przyjaciółka rodziny.
Neyman i żona towarzyszyły pisarzowi w jego ostatnich chwilach. “O 11-ej w nocy obudził się i zażądał malin. Leciał przez ręce. Zjadł maliny – prosił o trochę wina i cukru. Zdawało mi się, że jest wpółprzytomny – o północy dziwnie jęczał. Ryta chciała wezwać lekarza – ale chory się uspokoił – zasnął. Puls miał trochę przyśpieszony. O 12.20 stwierdziłyśmy, że śpi w dziwnej pozycji – lekarz przyszedł i stwierdził śmierć. Piszę ten list, aby zawiadomić, że jakkolwiek bardzo cierpiał przez ostatnie 48 godzin – umarł bez cierpień, w czasie snu” – pisała Neyman 25 lipca 1969 r. w liście do Zofii Hertz.
„Myślę, że Witold Gombrowicz, to najważniejszy polski myśliciel XX wieku. Celowo używam słowa +myśliciel+ dlatego, że mówiąc o Gombrowiczu zwykle widzimy tę zabawną stronę, jego teksty przeciętnie inteligentnego człowieka śmieszą” – mówi w rozmowie z PAP reżyser Maciej Wojtyszko, autor dramatu „Dowód na istnienie drugiego”, zbudowanego wokół spotkań Gombrowicza ze Sławomirem Mrożkiem, do których doszło we Francji w latach 1965-66.
Kilka lat później Wojtyszko, zachęcony sukcesem swojej sztuki pisze „Deprawatora”. Jest to niejako druga część francuskich spotkań autora „Ferdydurke”, tym razem odnosząca się do spotkań Gombrowicza z Herbertem i Miłoszem. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że tytuł pochodzi z listu Herberta do Miłosza z 1967 r., w którym to ten pierwszy określił pisarza „Deprawatorem, acz artystą”.
„Uważam, że Gombrowicz jest nam bardzo potrzebny. On nie daje jednoznacznych odpowiedzi, ale wskazuje na wiele sprzeczności i ułomności. Zmusza nas do refleksji” – zauważył reżyser. „Gombrowicza można nie lubić, ale nie można go nie znać” – podsumowuje Wojtyszko.
źródło: PAP
czytaj też:
Dodaj komentarz