150 rocznica urodzin Stanisława Wyspiańskiego – Piotr Augustyniak: nie chciał być czwartym wieszczem
Wyspiański nie chciał być wieszczem. W „Wyzwoleniu” prowokuje, żeby porzucić silnie zaszczepione przez naszą kulturę narodową przekonanie o polskiej wielkości. Przekonuje, że to wszystko nie jest takie proste – mówi Piotr Augustyniak, filozof.
Dziś mija 150 lat od urodzin autora “Wesela”. Wielu pisarzy i historyków przekonuje, że dziś pod względem ideologicznego spolaryzowania polskiego społeczeństwa najbliżsi jesteśmy epoce 20-lecia międzywojennego. Pan, szukając paraleli pomiędzy współczesnością a przeszłością, sięga po tekst dramatu „Wyzwolenie” Stanisława Wyspiańskiego. Używa pan metafory, że Wyspiański jedzie pociągiem, który wyruszył godzinę wcześniej od naszego i obserwuje bacznie to, co my zobaczymy za chwilę. On już wie…
Piotr Augustyniak: Sprawa nie jest prosta, bo dotyka teorii krytycznych świata nowoczesnego. Posłużę się przykładem Fryderyka Nietzschego, myśliciela, który bardzo trafnie rozpoznaje i przenika problemy naszej współczesności. Tymczasem autor „Tako rzecze Zaratustra” zmarł w 1900 roku, swoje dzieła pisał zaś w drugiej połowie XIX wieku. Mimo to właśnie u niego odnaleźć można wiele inspiracji do krytycznego i świadomego odczytywania świata, w którym żyjemy. Podobnie jest z Marksem czy Freudem. A przecież czasy, w których żyli, były bardzo różne od dzisiejszych.
Z Wyspiańskim jest podobnie?
P.A.: Uważam, że tak. W każdym razie na polskim gruncie. Wyspiański poruszał się w zupełnie innym świecie społeczno-politycznym niż my dzisiaj. Żył w czasie zaborów i mierzył się z ich rzeczywistością. Tymczasem my żyjemy w wolnej Polsce i ostatnie trzydziestolecie przeżyliśmy w sytuacji względnej prosperity. W tym sensie trudno znaleźć bezpośrednie przełożenie.
Gdzie szukać analogii, jeśli nie w epoce, w której żył Wyspiański?
P.A.: Gdybyśmy bardzo starali się doszukać podobieństw z czasami autora “Nocy Listopadowej”, pewnie różne analogie się znajdą. Próbuję jednak powiedzieć, że coś innego decyduje o aktualności Wyspiańskiego, w szczególności tego, co pisze w „Wyzwoleniu”. Przeniknął on do takich pokładów naszego reagowania na świat, które od końca XIX wieku w zasadzie się nie zmieniły. Świat ewoluuje, zmieniają się okoliczności, wyzwania, z którymi mierzy się polskie społeczeństwo, ale pewien sposób odniesienia do rzeczywistości, styl, w jakim się ze światem i samymi sobą zmagamy, okazuje się w dużym stopniu stały.
Czy to powód do zmartwienia?
P.A.: Tak naprawdę zadaje pani pytanie o to, dlaczego w Polsce obecnie jest, jak jest. Z jednej strony mamy zewnętrzną modernizację, która przychodzi do nas z Zachodu. Przebudowuje nasze instytucje, naszą infrastrukturę oraz gospodarkę. Z drugiej strony obserwujemy brak modernizacji wewnętrznej, czyli kształtowania dostosowanej do nich mentalności i wrażliwości. Pytam, dlaczego pod tym względem jest u nas tylko powierzchowna zmiana, za którą skrywa się stagnacja, a ostatnio wyraźnie objawia się regres?
No właśnie, dlaczego?
P.A: Najwyraźniej coś tu się „zacina”. Jeszcze dziesięć lat temu wielu osobom wydawało się, że to wewnętrzne odniesienie Polaków do rzeczywistości zmienia się. Dzisiaj widzimy jednak, że pewne stare, utarte sposoby czucia, reagowania, myślenia są w Polakach bardzo mocno zakorzenione. I to jest obszar, w którym przydaje się Wyspiański.
Mam wrażenie, że przy okazji wszystkich zbiorowych tragedii, podniosłych wydarzeń Polacy bezwiednie zaczynają “mówić Mickiewiczem”. Tak, jakby mieli tego Mickiewicza wgranego na tak zwany „twardy dysk”.
P.A.: Wydaje mi się, że aż tak głęboko w świecie Mickiewiczowskim nie funkcjonujemy. Jeśli już, to w świecie „Pana Tadeusza”. Natomiast to, co jest impulsem polskiej myśli romantycznej, to co najpełniej wyraża się w Wielkiej Improwizacji, wydaje mi się na tyle górujące nad naszą codziennością i na tyle dalekosiężne, że – mówiąc szczerze – tak dobrze to z nami niestety nie jest. Utkwiliśmy wyłącznie w pewnych trywialnych powidokach polskiego romantyzmu. Bardzo powierzchownych.
Pan pisze, że najsilniej jednak wpłynął na nas Sienkiewicz ze swoją baśniową wizją romantycznej Polski.
P.A.: Tak, powidoki polskiego romantyzmu najpełniej krystalizują się u Sienkiewicza, choć nie jest on jedyny. Autor Trylogii wieńczy wielki nurt bogojczyźnianego zadęcia i przekonania o wyjątkowości polskiej przeszłości oraz pozycji w świecie. Wydaje mi się, że Wyspiański, chociaż w „Wyzwoleniu” bezpośrednio uderza w Mickiewicza, to bardziej uderza w tego „przerobionego” przez późniejszą tradycję.
Czyli jakiego?
P.A.: „Upupionego”, mówiąc językiem Gombrowicza. To wszystko wydaje mi się problemem, bo chyba wciąż nie znajdujemy sposobu na to, jak strywializowany i zbanalizowany romantyzm, wyrażony w wizji Mickiewiczowskiej i Sienkiewiczowskiej, w sobie samych przepracować. Wyspiański w tę wizję świata uderza niczym młotem.
Ciekawe, że jako naród, zaplątaliśmy się w Mickiewicza tak bardzo, że zapominamy, iż katolicyzm w jego wersji jest herezją czystej wody.
P.A: Wspaniale pisał o tym Miłosz. Jego zdaniem najbardziej heretycka w „Dziadach” jest wizja księdza Piotra, który, kiedy już dokonał egzorcyzmów na Konradzie, doznał wizji Polski jako Chrystusa Narodów. Czegoś takiego Konrad w Wielkiej Improwizacji nie wypowiada. W ten sposób demon, któremu nie udało się zawładnąć duszą Konrada, opętał egzorcystę, a poprzez niego znaczną część polskiego katolicyzmu.
Wracając do kwestii Mickiewicza. Jak czyta go Wyspiański w „Wyzwoleniu”?
P.A.: Jest niezwykle czujnym, uważnym i głębokim czytelnikiem Mickiewicza. Ta lektura była punktem wyjścia do pisania przez Wyspiańskiego jego największych dramatów. Można powiedzieć, że Wyspiański widział w Mickiewiczu, i w całym polskim romantyzmie, zarazem wielkość i zagrożenie. A więc z jednej strony intelektualny i społeczny potencjał, a jednocześnie coś takiego, co staje się śmiertelnie niebezpieczne, jeśli się do tego podchodzi bezkrytycznie. Próbował w związku z tym znaleźć trzecią drogę pomiędzy radykalnym odrzuceniem romantyzmu a jego bezkrytyczną afirmacją. Wyspiański przeciera tu szlaki wielkiej polskiej humanistyki XX wieku.
Jakie były okoliczności powstania „Wyzwolenia”?
P.A.: Wyspiański wystawił je w 1903 roku, czyli dwa lata po entuzjastycznej premierze „Wesela”. Mówiono, że „Wesele” miało przynieść Wyspiańskiemu status czwartego wieszcza. A tymczasem pisząc „Wyzwolenie” zaprzeczył sztuce, która przyniosła mu sławę i uznanie.
Mówiąc kolokwialnie, jeśli chciał zostać czwartym wieszczem, „Wyzwoleniem” strzelił sobie w kolano…
P.A.: Jeśli strzelił w kolano, to z premedytacją. Wyspiański bardzo konsekwentnie unikał przyjęcia pozycji wieszcza, bo wiedział, czym to grozi.
A czym groziło?
P.A.: Tym, że mu postawią pomnik i przestaną go słuchać. Znamy kilka przykładów wielkich Polaków, którym postawiono pomniki, ale nie pamięta się tego, co mówili, przed czym przestrzegali. Wyspiański dość ironicznie zagrał z tym wyniesieniem, które spotkało go po „Weselu”. To była postawa twórcy, czującego odpowiedzialność za swój projekt, za ścieżkę własnej twórczości. Widzę w nim artystę, który wcale nie był tak roznamiętniony kwestiami historyczno-społecznymi, jak się zwykle przyjmuje. Był człowiekiem, który obcuje z wyżynami ducha. Wkracza w przestrzeń pytań ostatecznych. A jednak w pewnym momencie dostrzega wokół siebie, przecież koniec końców dość trywialny, świat społeczno-polityczny. Chce, ryzykując wiele jako artysta, wejść w tę przestrzeń z przestrogą, z diagnozą, z prowokacją.
Co w tym tekście jest najcenniejsze?
P.A.: Wyspiański w „Wyzwoleniu” prowokuje, żeby porzucić tak silnie zaszczepione przez naszą kulturę narodową przekonanie o polskiej wielkości, wyrażającej się w szczególnym przywiązaniu do wolności. Artysta przekonuje, że to wszystko nie jest takie proste. Mimo że rozmawiamy o tekście dość, z perspektywy współczesnej patrząc, zamierzchłym, ma nam on na ten temat wciąż wiele do powiedzenia.
Co dokładnie „Wyzwolenie” mówi nam, współczesnym?
P.A.: Że trzeba odróżnić wyzwolenie od niepodległości. Że tak naprawdę odzyskanie niepodległości nie jest aż takim dużym wyzwaniem w porównaniu z kształtowaniem w społeczeństwie obywatelskiej postawy człowieka wewnętrznie wolnego. Jesteśmy tu, można by powiedzieć, daleko w polu. Rozmawiamy w tragicznym momencie polskiej historii najnowszej, tuż po zamachu na Pawła Adamowicza. Jak gorzko w tym kontekście brzmią słowa Konrada, że w naszym społecznym życiu nic nam nie wychodzi tak jak nienawiść. Ale my oczywiście jesteśmy hipokrytami i nie potrafimy dostrzec jej w sobie. Tymczasem nienawiść jest polskim żywiołem. Tylko zdanie sobie z tego sprawy pozwoli nam ją przepracować i nie utonąć we krwi. Polskie społeczeństwo, choć niepodległe, nie zbliży się do wolności tak długo, jak długo nie zobaczy i nie zrozumie swojej nienawiści. Przypadek Pawła Adamowicza pokazuje, jak jesteśmy od tego daleko. Politycy epatują swoimi modłami i deklaracjami miłości do zmarłego. Wyspiański uderza jak nikt inny w tego rodzaju hipokryzję.
*
Fragmenty rozmowy Piotra Augustyniaka z Malwiną Wapińską (PAP)
Piotr Augustyniak – filozof, eseista, profesor Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie, związany z Teatrem im. Juliusza Słowackiego w Krakowie, gdzie wraz z Bartoszem Szydłowskim prowadzi cykl spotkań teatralno-filozoficznych “Sztuka Myślenia”. Autor książek, artykułów i performansów.
Dodaj komentarz