szukaj
Wyszukaj w serwisie

Polacy wybiorą samorządy – połowa przy urnach, połowa w domu

Wojciech Tumidalski / 16.10.2018
Wojciech Tumidalski
Wojciech Tumidalski

W najbliższą niedzielę Polacy spotkają się przy wyborczych urnach, by wyłonić władze lokalne – prezydentów miast, burmistrzów i wójtów gmin oraz członków rad trzech szczebli samorządu. Zapewne znów do głosowania pójdzie najwyżej połowa uprawnionych. Reszta zostanie w domu – podkreśla w komentarzu dla portalu polskiFR dziennikarz “Rzeczpospolitej”, Wojciech Tumidalski.


Frekwencja wyborcza w Polsce nigdy nie była wysoka. To pozostałość po minionym ustroju komunistycznym, gdy nie mieliśmy przekonania do uczciwości władzy. Nawet w historycznych wyborach 4 czerwca 1989 roku, które przyniosły zmianę ustroju naszego kraju, udział wzięło niecałe 63 proc. wyborców. Pozostałe prawie 40 proc. najwyraźniej to nie obchodziło i do dziś naukowcy zastanawiają się dlaczego tak jest i co zrobić, by to zmienić.

Do kogo te pretensje?

A wybory samorządowe paradoksalnie są najważniejsze ze wszystkich. Emocjonujemy się tym, kto zostanie prezydentem kraju, kto posłem i senatorem, a przecież to w gminie i w powiecie obywatel załatwia najważniejsze sprawy – pozwolenia budowlane, wymianę dokumentów. To od burmistrza zależy, jak rozwinie się gmina i czy będzie się w niej chciało mieszkać i pracować. W tym wszystkim burmistrza wspierają radni, nasi ludzie w samorządzie. Jest nam do nich bliżej niż do parlamentarzystów, a czasem nawet nie wiemy, kto chce tym radnym być. Potem mamy mnóstwo pretensji, że ta władza nic nie robi i ogólnie jest zła. Ale do kogo je mamy, skoro oni rządzą z powodu naszych decyzji lub zaniechań?

Zainteresowanie wyborami lokalnymi paradoksalnie rośnie, gdy biorą w nich udział centralne partie. Nie jest przypadkiem, że na prezydentów miast startują politycy znani z Sejmu – tak zrobił cztery lata temu Robert Biedroń, który kończy właśnie kadencję prezydenta Słupska. Czy był to dla miasta dobry okres okaże się zapewne za jakiś czas – w każdym razie o Słupsku było głośno. Znani politycy czasem startują, ale wcale nie obejmują funkcji w samorządzie. Ich zadaniem jest poprawić wynik całej listy i wciągnąć do rady kolejnych kandydatów. Czy tak będzie i tym razem? Do śląskiego sejmiku wojewódzkiego wybiera się obecny wiceminister sprawiedliwości Michał Woś, kandyduje też minister z kancelarii prezydenta Paweł Mucha. Z ministra na radnego – to awans czy wręcz przeciwnie?

I tak najważniejsze są wybory wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. W Polsce jest wielu samorządowców, którzy nie muszą się obawiać o reelekcję. W Gdyni od prawie dwóch dekad niepodzielnie rządzi prezydent Wojciech Szczurek i jego poparcie bije rekordy kraju. Równie dobrze radzi sobie prezydent Wałbrzycha Roman Szełemej czy burmistrz Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz. Ci raczej nie powinni się bać konkurencji. Ale czy w Krakowie, Katowicach, Poznaniu, Szczecinie lub Gdańsku, możemy bez pudła wskazać zwycięzcę? Nic pewnego.

Niewiadoma rzecz, stolica

Osobny temat to Warszawa. Stolica ma swoją własną ustawę, oprócz prezydenta są tu też burmistrzowie dzielnic. Walka wyborcza będzie trwać do ostatnich chwil. Sondaże wskazują, że bez drugiej tury się nie obejdzie. Zmierzą się w niej najpewniej kandydat Koalicji Obywatelskiej Rafał Trzaskowski i Patryk Jaki, obecny wiceminister sprawiedliwości, który dzięki skutecznej kampanii depcze po piętach faworytowi.

Wybory prezydenta Warszawy i sejmiku wojewódzkiego są z natury rzeczy najbardziej polityczne. Sejmiki wydają unijne pieniądze i tu się liczy kto potrafi tworzyć polityczne koalicje. Dużo mniej jest ważne, kogo najbardziej lubimy. Głosowanie uczuciami odgrywa rolę w wyborach do rad dzielnic i gmin. Wybieramy tych, których znamy osobiście, więc największe szanse mają nasi sąsiedzi albo ludzie, o których słyszeliśmy coś dobrego – bo są miejskimi aktywistami i bezinteresownie robią coś dla innych.

Nasze oczy i uszy

Nad prowadzeniem i organizacją wyborów czuwa Państwowa Komisja Wyborcza (PKW) i Krajowe Biuro Wyborcze. Skład komisji zmieni się w przyszłym roku, a biuro w zasadzie powstało od nowa, po uchwaleniu wielkiej nowelizacji Kodeksu wyborczego. Źle się składa, że nowy organizm będzie testowany na najtrudniejszych do przeprowadzenia wyborach. Te samorządowe składają się z kilku szczebli, w każdym województwie są inne lokalne komitety, trzeba więc drobiazgowo przeliczać mandaty. Ale jest szansa, że urzędnicy wyborczy sobie poradzą, choć jest ich za mało.

Komisjom wyborczym na ręce będą patrzeć mężowie zaufania i obserwatorzy społeczni. Tych pierwszych mogą wskazywać komitety wyborcze, a drugich – organizacje działające w kraju. To nowość, bo do tej pory obserwatorzy mogli być tylko z zagranicy. Takie zmiany uchwalono po podniesionym przed czterema laty zarzucie, że wybory samorządowe w 2014 roku były sfałszowane. Twierdzili tak politycy rządzącej PiS, ale zarzuty zaplanowanych i masowych fałszerstw ze strony komisji się nie potwierdziły. Więc skoro tak – tylko głosować!

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-05-19 23:15:12