„Don Stanislao”!
Kard. Stanisław Dziwisz (2018), wikimedia (domena publiczna)
Ograniczając się do jego tytułu, dokument mógłby być równie dobrze o mnie, bowiem i mnie nazywano nad Tybrem – przez ostatnie 3 lata – Don Stanislao. Więcej, gdy pytano mnie jak mam na imię, a ja odpowiadałem „Stanislao”, prawie zawsze przywoływano osobistego sekretarza Jana Pawła II. Domyślacie się już, że nawiązuję do reportażu Marcina Gutowskiego pt. „Don Stanislao. Druga twarz kardynała Dziwisza”.
Nie mam zamiaru ani kompetencji do tego, by oceniać, które z zarzutów kierowane pod adresem krakowskiego kardynała są prawdziwe. Ale z materiału, który obejrzałem w poniedziałek wieczorem oraz z powtórzonego wczoraj wywiadu jakiego kilka tygodni temu były sekretarz Jana Pawła II udzielił Piotrowi Kraśce, wyłania się obraz człowieka, który – jak to celnie ujął Tomasz Terlikowski – „bardzo oszczędnie dysponuje prawdą”. Nic nie wie, nikogo nie znał, o niczym nie słyszał i nic nie pamięta. Więcej, zasłania się obroną wizerunku instytucji kościelnej i wyraża oburzenie faktem, że jego, człowieka, który tyle lat służył u boku świętego Jana Pawła II, w jego własnej ojczyźnie, ktoś śmie atakować.
Przez trzy dni zastanawiałem się “dlaczego”? Dziś zaświtała jedna z możliwych odpowiedzi. Wyraża ją dobrze znana mądrość ludowa: „Nie mów nikomu, co się dzieje w domu”. A jeszcze dobitniej: „Zły to ptak, co własne gniazdo kala”. W rzeczy samej, przemilczanie krepujących i wstydliwych tematów ma w Polsce długą tradycję, zwłaszcza „szacunek dla świętej hierarchii”. Wpajano go w katolickich rodzinach od dzieciństwa. Południe Polski zawsze w tym przodowało.
Tego swoistego immunitetu Kościół strzegł pilnie w szeregach swego personelu i instytucji zupełnie pomijając mądre pytanie Norwida: „Czy ten ptak kala gniazdo, co je kala, czy ten, co mówić o tym nie pozwala”? Dlatego dziś, coraz boleśniej i coraz brutalniej dociera do nas, że zły ten ptak co stoi na straży patologii. A mają z tym problem nie tylko biskupi i księża. Zbyt często w przeszłości cenzurowano nas w imię obowiązującej zasady o niekalaniu własnego gniazda oraz rzekomych wyższych celów: idealna jednomyślność polskiego Episkopatu; biskup – mąż doskonały; nieskazitelny ksiądz, czysta jak łza zakonnica, etc. To są mity, które należy odczarować. Ta mentalność musi się w Kościele zmienić mierząc się z odpowiedzią na pytania typu: jak to możliwe, że ludzie dopuszczający się tak strasznych rzeczy, jak chociażby założyciel Legionistów Chrystusa czy kard. McCarrick, mogli w Kościele zajść tak daleko!
I jeszcze jedno.
Z kalania innych, zwłaszcza biskupów i księży, można też uczynić coś w rodzaju wyczynowego sportu: im mocniej, tym lepiej! Niektóre środowiska, włącznie z „kościelnymi”, nieźle się w tej materii wyspecjalizowały. A przecież nie o to chodziło Norwidowi! Kalanie własnego gniazda uzasadnione jest tylko wtedy, gdy jest poszukiwaniem prawdy, którą inni usiłują ukryć.
Dodaj komentarz