Do końca historii bardzo daleko
Ryc.: Fabien Clairefond
Trzeba zachować nadzieję, że ludzkość nigdy nie porzuci fundamentalnych, i chyba jednak coraz szerzej uważanych za niezbywalne, wartości takich jak otwartość i szacunek dla innych, globalna współodpowiedzialność czy międzyludzka solidarność. Niestety, nie możemy być tego do końca pewni – podkreśla redaktor naczelny “Wszystko Co Najważniejsze” prof. Michał Kleiber.
Któż nie zadawał sobie pytania o główne siły napędzające bieg przyszłych wydarzeń – czy będą to wojny wywołane mocarstwowymi interesami i społecznymi nierównościami, zbrodnicze religie napędzane możliwościami tumanienia mas, pandemie nieuleczalnych chorób, konflikty wywołane zmianami demograficznymi, dewastacja środowiska naturalnego i globalne zmiany klimatu, może bezrobocie wywołane robotyzacją? Zagrożenia tkwią z pewnością we wszystkim, a być może także w czymś, czego nie da się dzisiaj zupełnie przewidzieć.
Niepokój o przyszłość nieustannie artykułowany przez polityków i media każe jednak zadawać sobie pytanie, czego, nawet przy powyższej dawce optymizmu, powinniśmy się dzisiaj najbardziej bać. Odpowiedź powinna według mnie brzmieć tak: uważajmy na ideologie aspirujące do uznania je za niepodważalnie najlepsze i mające docelowo uszczęśliwić cały świat, bo wiele z nich ma prawdziwie wybuchowy potencjał. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o faszyzm czy komunizm. Znane są przecież dobrze konsekwencje fanatyzmu religijnego, czego bardzo aktualnym przykładem jest zagrożenie ekstremizmem islamskim. Fatalna w skutkach byłaby jednak także idea „końca historii” w naiwnym ujęciu Fukuyamy, rozumiana jako neoliberalna dominacja niczym nieograniczanej gospodarki wolnorynkowej w bezreligijnym świecie. Historia uczy bowiem, że ideologia tego typu prowadzi nieuchronnie do groźnego w skutkach rozdźwięku między rozbudzonymi, pozbawionymi kulturowych korzeni i dystansu do doczesnego świata oczekiwaniami na szybką realizację zapowiedzi „nowego, lepszego porządku” a powolnością zachodzących zmian w poprawie indywidualnego losu obywateli.
Spróbujmy znaleźć dla tak przecież różnych przykładów zagrożeń ideologicznych pewien wspólny mianownik. Za taki uznać chyba można wiarę pewnych grup społecznych, że ważnym celem ich globalnej aktywności powinny być działania szeroko promujące rzekomo najwłaściwsze i niezbywalne wartości, nie bacząc na historycznie i kulturowo uwarunkowaną odmienność w poglądach i zwyczajach, różniącą w fundamentalny sposób poszczególne grupy społeczne. Chęć budowania wszystkiego na własne podobieństwo (bo to było w istocie treścią słynnej książki Fukuyamy „Koniec historii”, czemu daje wyraz tytuł tego tekstu) ukrywana jest często za pięknymi skądinąd hasłami otwartości i wzajemnego zrozumienia.
Dodaj komentarz