Wzrasta liczba aktów przemocy na manifestacjach przeciw reformie emerytalnej we Francji
fot. BFM TV (screen)
Wobec nieskuteczności strajków i manifestacji we Francji dochodzi do brutalnych wtargnięć do siedzib związków zawodowych, które idą na kompromis z rządem, do gróźb wobec ich przywódców, a nawet do podpaleń i demolowania sklepów i restauracji.
Jak dotąd rekordowo długie strajki francuskich kolei państwowych (SNCF) i publicznego transportu paryskiego (RATP) przeciw projektowi systemu emerytalnego nie doprowadziły do zasadniczych ustępstw rządu.
W tej sytuacji coraz częściej dochodzi do akcji z użyciem przemocy, takich jak dwukrotne wtargnięcie do głównej siedziby centrali związkowej CFDT czy podpalenie restauracji “La Rotonde”, w której Emmanuel Macron obchodził przejście do II tury wyborów prezydenckich w 2017 r. W zeszłym tygodniu tłum próbował siłą dostać się do teatru, w którym był prezydent.
W różnych miejscach związkowcy lub pozazwiązkowe ruchy wyłączają prąd na dużą skalę. W poniedziałek rano pozbawili elektryczności kilkanaście gmin wokół paryskiego lotniska Orly. W ciemności znalazł się największy na świecie targ żywnościowy w Rungis.
Ministrowie i deputowani większości prezydenckiej wygwizdywani byli na tradycyjnych uroczystościach składania życzeń noworocznych (które trwają we Francji przez cały styczeń), czasem musiała ich wyprowadzać policja.
W poniedziałek adwokaci w Rennes uniemożliwili uroczyste otwarcie obrad tamtejszego sądu.
„To, że przedstawiciele władz nie mogą się już spokojnie przemieszczać, pokazuje, że nikt nie wierzy tym politykom. Jest wściekłość, jest nienawiść, nigdy czegoś takiego nie widziałam” – cytował reporter dziennika „le Monde” nauczycielkę z Montpellier, nie podając jej nazwiska.
Réforme des retraites: les grévistes continuent les actions partout en France pic.twitter.com/YEE7Tn2zne
— BFMTV (@BFMTV) January 22, 2020
Uczestnicy powtarzających się manifestacji, w których biorą udział zarówno „żółte kamizelki”, jak i strajkujący związkowcy, nie wahają się przed atakowaniem mających utrzymać porządek policjantów. Z drugiej strony coraz częściej sygnalizowane są wypadki brutalności policyjnej.
Wykładowca nauk politycznych Uniwersytetu Aix-Marsylii Baptiste Giraud, relatywizując przemoc w pojawiających się ostatnio formach demonstracji, twierdzi w wywiadzie opublikowanym w środę przez „Le Monde”, że „nastawienie rządu musiało wywołać irytację i rozjątrzenie aktywistów związkowych i zmobilizowanych (do strajku) pracowników”.
Kiedy konflikt trwa w nieskończoność i pracownicy nie widzą żadnego korzystnego dla siebie wyjścia, popularności nabiera pogląd, że niczego nie da się uzyskać pokojowymi metodami – tłumaczy ekspert.
Cytowany we wcześniejszym numerze „Le Monde” profesor socjologii Jean-Michel Denis wyraża przekonanie, że „w tych akcjach nie ma nic nowego”. I przypomina konflikty socjalne lat 70., gdy likwidowano hutnictwo i górnictwo w Lotaryngii. Były one „o wiele brutalniejsze” – ocenia profesor. Zgadza się jednak, że „przeszedł tędy ruch +żółtych kamizelek+ i zaszczepił ideę, że formy radykalne mogą doprowadzić do zdobyczy i że ruchy społeczne nie mają podlegać żadnym organizacjom”.
Wielu obserwatorów mówi o wpływie trwających ponad rok akcji „żółtych kamizelek” i wyraża obawy co do trwałości demokracji. “We Francji coraz częstsze od kilku miesięcy incydenty powodują, że demokracja jest zagrożona” – pisał w środę na stronie internetowej miesięcznika „Causeur” Aurelien Marq.
Les transports circulent de nouveau mais d'autres secteurs poursuivent la mobilisation https://t.co/dEe6QlKqQj
— RTL France (@RTLFrance) January 22, 2020
„Jeśli natychmiast nie zaczniemy działać, jeśli wciąż czekać będziemy, by to rząd położył kres wyścigowi przemocy, straty będą ogromne. Oczywiście trzeba wskazać odpowiedzialnych, nawet na najwyższym szczeblu. Jednak przede wszystkim trzeba zapobiec eskalacji” – wzywa publicysta.
Dodaj komentarz