Zamyślenia adwentowe: cztery adwenty i Pan Bóg cz. 2
fot. Pixabay.com
Ludzie od wieków ekscytowali się przepowiedniami, wedle których koniec świata miał nadejść w ściśle określonym czasie. Minął jednak rok 1000, minął 2000, pomylili się Majowe, rzekomo niosąca zagładę asteroida ominęła Ziemię, itp. Tymczasem, aby dla człowieka nastąpił koniec świata, wcale nie trzeba przepowiedni; wystarczy niefortunny wypadek lub nieuleczalna choroba…
Wierzący nigdy nie powinni zapominać, że Pan Jezus przyjdzie powtórnie na ziemię. Niemniej jednak nie jest postawą właściwą doszukiwanie się w tym wydarzeniu sensacji i ustalanie za wszelką cenę jego daty. Nie jest też zdrową postawą bierność i apatia w nadziei, że skoro Pan nadejdzie nie warto pracować, bo może to nastąpić lada moment (takiej postawie sprzeciwia się chociażby św. Paweł w 2 Tes).
Nie negując faktu powtórnego przyjścia Jezusa na ziemię (paruzji) trzeba jednak przede wszystkim skupiać się na okresie oczekiwania – adwencie – jakim jest nasze życie. Mimo wszystko najprawdopodobniej końcem świata dla nas będzie nasza śmierć. Warto zatem zastanowić się co zrobić, żeby ten nasz życiowy adwent zakończył się happy endem.
W liście do Kościoła w Laodycei (Ap 3,14-22) Duch Boży przestrzega przez postawą tamtejszej wspólnoty. Laodycejczycy sądzili bowiem, że skoro nie są jakoś specjalnie złymi ludźmi, to już wystarczy. Opływali w bogactwa i nie spinali się zbyt ochoczo, aby w dziedzinie wiary zrobić coś więcej. Ot, żyli sobie z dnia na dzień całkiem pobożnie. Bóg mówi jednak do tamtejszego Kościoła: “skoro jesteś letni i ani gorący, ani zimny, chcę cię wyrzucić z mych ust”. Mocne słowa…
Taka duchowa letniość może i nam zagrażać w naszym adwencie życia. Jaki jest zatem ratunek? Oto i on: “Bądź więc gorliwy i nawróć się!”. Jeśli weźmiemy tę radę na serio na końcu życia czeka nas coś absolutnie wyjątkowego – “Oto stoję u drzwi i kołaczę: jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze Mną. Zwycięzcy dam zasiąść ze Mną na moim tronie, jak i Ja zwyciężyłem i zasiadłem z mym Ojcem na Jego tronie”. Czyż nie jest to piękny obraz, jaki może stać się naszym udziałem?
Być może czasami wyobrażamy sobie naszą śmierć jako moment, gdy przychodzi Pan Bóg do nas bez pytania, sadza na stołku, odczytuje winy i wydaje wyrok. A co, jeśli śmierć wygląda raczej tak, jak w powyższym fragmencie Apokalipsy; Jezus przychodzi i puka; to od nas zależy czy otworzymy i opowiemy się za Nim, czy też odrzucimy Go na wieki.
Warto szczególnie teraz, w liturgicznym okresie Adwentu, odpowiedzieć sobie na pytanie: Gdyby Jezus przyszedł po mnie dzisiaj, jaka byłaby moja odpowiedź na Jego zaproszenie do wspólnej wieczerzy w Królestwie Bożym?
Dodaj komentarz