Wielkopostne zamyślenia “Jezus i ja” stacja XIV – Głaz
fot. Pixabay.com
Dopełnieniem dramatu Golgoty jest złożenie Ciała Jezusa w grobie. Dobiega końca pewien etap wydarzeń zbawczych. Czy jeszcze wierzę, że nie ostatni…? Zatrzymajmy się przy stacji XIV.
Stacja XIV – Głaz
Otwieram oczy. Czuję na policzku wilgotną trawę. Moja głowa spoczywa na ziemi. Po chwili zastanowienia przypomniałem sobie, że padłem pod jakimś drzewem, w pobliżu jaskini i głazów po tym, jak uciekłem spod krzyża. Zdezerterowałem, a jeszcze jakiś czas temu czułem się lepszy od Apostołów, których prócz Jana próżno było szukać pod krzyżem. Ale to przez tego jegomościa w czarnych szatach… To on mnie zwiódł i… uciekłem.
Nie mam siły podnieść się z ziemi. To i tak cud, że jeszcze żyję. Padając byłem przekonany, że już po mnie. Czuję się jak jeden z tych głazów: zdołowany totalnie na psychice, ciele i duszy. Choć to już ten rodzaj dołka, gdy człowiek po ogromnym bólu i obfitych łzach nie ma już siły nawet płakać, bo wszystkie łzy z niego zdążyły wypłynąć. Pozostaje tylko coś w rodzaju martwoty i bezruchu.
Mimowolnie moje uszy odbierają jakieś głosy. Początkowo mam wrażenie, że to jakieś moje zwidy i rojenia, ale słyszę je coraz wyraźniej. Jeszcze żeby mi się chciało chociaż podnieść głowę i zerknąć, ale nie miałem na to ani sił, ani najmniejszej ochoty.
Jednakże te głosy, z których już byłem w stanie wyłapać coś w rodzaju jęków, szlochów, jak gdyby szeptanych modlitw, coraz bardziej budziły moją ciekawość. Trochę drażniły moje skołatane nerwy, ale ciekawość wzięła górę. Przekręcam się na bok i odwracam głowę, choć mam wrażenie, że moje ciało waży chyba kilkaset kilogramów. Rozleniwione oczy mają problem z rozpoznaniem zbliżających się osób. Dopiero gdy byli wystarczająco blisko, w mojej głowie zaświeciła się lampka: przecież to grupa pokutników, którzy niosą ciało zmarłego do pochówku. Ku mojemu zdziwieniu rozpoznałem Matkę Bożą, św. Jana, pobożne niewiasty i mężczyzn, którzy nieśli Ciało Chrystusa.
To odkrycie trochę mnie otrzeźwiło i wykrzesało ze mnie szczątkowe ilości mobilizacji. Przez moment poczułem złość, że znowu historia tego Skazańca ciągnie się za mną. Znowu to On. Z pewną dozą ciekawości przyczołgałem się do jednego z kamieni i zza niego przypatrywałem się obrzędom pogrzebowym. Na koniec, już po wszystkim, mężczyźni zasłonili wejście do grobowca potężnym głazem. Kobiety zawodziły. Tylko Maryja, choć pełna bólu, zachowywała jakąś emanującą od niej pogodę ducha. Po upływie kilku chwil żałobnicy pożegnali to miejsce i udali się, choć niechętnie, w drogę powrotną. Niebawem zniknęli mi z oczu.
Patrzę jeszcze jakiś czas na grobowiec. Cisza, spokój, najmniejszy nawet szelest nie mąci stanu bezruchu. I przygnębienia…
Gdy się zamyśliłem miarowe kroki wyrwały mnie z odrętwienia. Po okresie ciszy wydawały mi się one jak uderzenia młotów. Ukryłem się jeszcze lepiej za kamieniami i wyjrzałem. Moim oczom ukazało się dwóch żołnierzy, którzy przyszli do grobu i przygotowywali się do pełnienia warty.
Może uciekać? W sumie teraz było mi już wszystko jedno. Zdecydowałem się zostać. I tak wszystko stracone. Osunąłem się na ziemię i przylgnąłem do niej niczym głaz.
I zapadłem w jakiś niezdrowy sen.
Dodaj komentarz