Wielki Post 2021 | Siedem boleści emigranta #5 Jajecznica i sandał
pixabay.com
Towarzyszymy Matce Bożej w Jej bolesnej drodze. W tym odcinku docieramy na szczyt Golgoty, gdzie Jezus Chrystus został ukrzyżowany i gdzie w okrutnych mękach zmarł. Jak te wydarzenia w pewnym sensie są ponawiane w życiu ludzi, w tym Polaków, także tych na emigracji?
Ewangeliści Mateusz i Marek zanotowali jedne z najbardziej dramatycznych słów Jezusa na krzyżu:
Eli, eli, lema sabachthani! - to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mt 27,46b; za: Biblia Nawarska, wyd. Apostolicum, s. 195)
Eloi, Eloi, lema sabachthani - to znaczy: Boże mój, Boże mój, czemuś Mnie opuścił? (Mk 15,34b; za: Biblia Nawarska, wyd. Apostolicum, s. 298)
Dramaturgii tym słowom dodaje fakt, że zostały wypowiedziane po aramejsku, czyli języku ojczystym Jezusa, a przecież powszechnie uważa się, że w chwilach najtrudniejszych człowiek sięga po język ojczysty, najbliższy sercu.
Te fragmenty od bardzo dawna należą do najtrudniejszych, jeśli chodzi o zrozumienie i interpretację. Chyba najczęściej w tym kontekście przypomina się, że Jezus zacytował początek psalmu 22, który choć zaczyna się dramatycznie, koniec końców jest pełen nadziei. Inni znów podkreślają fakt, że w chwili największego cierpienia Jezus doświadczył losu cierpiących ludzi wszystkich czasów, którzy nierzadko poprzez grzechy odczuwają, jakoby Bóg ich opuścił, chociaż oczywiście Bóg człowieka nie opuszcza nigdy.
Św. Tomasz z Akwinu w słynnym dziele “Summa Theologiae” zaznaczył, że w tych najokrutniejszych momentach cierpienia Jezusa niższe parte Jego duszy spowite były cieniem opuszczenia, natomiast wyższe opromienione były blaskiem chwały; podobnie jak góra, której wierzchołek “raduje się” promieniami słońca, natomiast jej podnóże trwa w ciemności.
W komentarzu duchowym Biblii Nawarskiej czytamy m.in. takie słowa:
Śmierć Zbawiciela była prawdziwą ofiarą, prawdziwym całopaleniem, które sam ofiarował Ojcu dla naszego odkupienia. Choć boleść i cierpienia Jego męki były tak wielkie i ciężkie, że każdego przyprawiłyby o śmierć, jednak nigdy nie byłby umarł z ich powodu, gdyby sam nie chciał śmierci i gdyby ogień Jego nieskończonej miłości nie strawił Jego życia. Sam więc jako Kapłan-Ofiarnik oddał się swemu Ojcu i poświęcił się na ofiarę w miłości, przez miłość, dla miłości i z miłości (św. Franciszek Salezy, Traktat o miłości Bożej 10,17; za: Biblia Nawarska, wyd. Apostolicum, s. 194).
Możemy, a nawet powinniśmy, opuszczenie Jezusa rozpatrywać w kontekście tamtych czasów i przepisów Starego Prawa. Dla Żydów człowiek, który umierał na krzyżu, był traktowany jako przeklęty przez Boga. Czytamy w Księdze Powtórzonego Prawa: “Jeśli ktoś popełni zbrodnię podlegającą karze śmierci, zostanie stracony i powiesisz go na drzewie – trup nie będzie wisiał na drzewie przez noc, lecz tegoż dnia musisz go pogrzebać. Bo wiszący jest przeklęty przez Boga (Pwt 21,22-23a). Mało tego: św. Paweł w jednym z listów odważył się napisać: “On to dla nas grzechem uczynił Tego, który nie znał grzechu, abyśmy się stali w Nim sprawiedliwością Bożą” (2 Kor 5,21). To wszystko nie oznacza, że Jezus popełnił jakikolwiek grzech, ale jest dowodem na to, że wziął na siebie absolutnie każdą biedę i najgorsze wręcz poniżenie. W związku z tym mniej dziwi fakt, że Chrystus w pewnym sensie utożsamił się z ludźmi doświadczającymi opuszczenia przez Boga.
Niełatwo wyobrazić sobie ból Matki Bożej, która znając Boskość i Świętość Syna, razem z nim doświadczała odrzucenia i czegoś na kształt potępienia, i to nie tylko przez ludzi, ale w majestacie Prawa! Wszak Jezus nie przyszedł znieść Prawa, ale je wypełnić (por. Mt 5,17). Na krzyżu, może właśnie w chwilach doświadczania szczególnego opuszczenia, najpełniej widać, ile kosztowało Jezusa wypełnienie Prawa “co do joty, co do kreski”. I wszystko dla nas, bo to przecież my podlegaliśmy karze śmierci wiecznej za nasze grzechy. On grzechu nie popełnił, a mimo to przyjął całe zło na siebie. Za nas! Czy to rozumiemy? Kiedy wreszcie to pojmiemy?
Być może słowa Jezusa “Boże mój, Boże mój, czemuś mnie opuścił!” były takim dziecięcym wołaniem do Ojca kogoś, kto wedle Prawa był potępiony przez Boga, a przecież w rzeczywistości był najsprawiedliwszym z ludzi wszechczasów i konał za tych, którzy takiemu potępieniu podlegali w sposób zawiniony przez grzech. Niektórzy sugerują także, że cierpienia Jezusa były potęgowane przez cierpienia, których doznawała Jego ukochana Matka.
A jak to wszystko ma się do spraw emigracyjnych i nie tylko? Czasami może być tak, że ktoś w gruncie rzeczy zupełnie obiektywnie patrząc, jest człowiekiem prawym, dobrym, ale przez otoczenie odbierany jest jako potępieniec, i to nawet w oczach tych, którzy też mienią się sprawiedliwymi. Przykład: ktoś pomaga bezdomnym, wszystkim zepchniętym na margines, “przyjmuje grzeszników i jada z nimi” (Łk 15,2), aby przekonywać ich o potrzebie nawrócenia i miłości Bożej. A otoczenie, szczególnie to “pobożne” gorszy się tym.
W innym znów przypadku ktoś faktycznie upada i ma problemy w wielu sferach życia. Grzeszy. Jednocześnie powoduje nim ogromna chęć zmiany życia, ale nie ma skąd zaczerpnąć pomocy. Inni na to: a to ci grzesznik i niegodziwiec; na potępienie z nim!
A jakaś inna osoba nie tyle ma problemy z grzechami, co raczej słabościami. Jest wybuchowa albo może nieśmiała, a inni odbierają to jako wyłącznie zło, nie znając serc tych osób, w których jest pragnienie eliminacji tych słabości z własnego życia. Zbyt pochopne oskarżenia nie pomagają w tym względzie.
Na to wszystko są dwie duchowe rady:
- unikajmy duchowej jajecznicy – gdy wszystko kręci się wokół “ja – ja najlepszy, ja najmądrzejszy, ja wszystko wiem”, a inni są do niczego, to wtedy jest nieciekawie;
- unikajmy ultrakrepidarianizmu – zbyt pochopnego posądzania, ferowania wyroków na prawo i lewo; nazwa wywodzi się ze starożytności, gdy podobno jakiś malarz zdenerwował się na szewca, który krytykował elementy jego obrazu niezwiązane z zawodem szewca; krytyka sposobu namalowania sandałów była zrozumiała, ale jakie prawo miał szewc do wyrażania się o innych sprawach, np. ubraniu? Dlatego malarz (chyba niejaki Apelles) miał wykrzyknąć: “Nic ponad sandał, szewcze!”.
Powyższe kwestie są niezwykle istotne także w kontekście życia duchowego. Mamy też ważną, jakże często dziś pomijaną, radę z Ewangelii (por. Mt 18,15-17). Jezus przypomniał, żeby najpierw upomnieć brata w cztery oczy (dzięki czemu poznajemy właściwe intencje jego działania), później ewentualnie wziąć świadków, a dopiero na końcu donieść całej wspólnocie. A tymczasem często jest odwrotnie: najpierw dowiaduje się cała wspólnota, później świadkowie zeznają bez składu i ładu lub ich po prostu brak, a na końcu poszkodowana osoba zostaje w cztery oczy samą z sobą lub z rozpaczą, bo zniszczono jej dobre imię.
A czy ja staram się najpierw osobiście zrozumieć brata, zanim wydam publiczny wyrok?
Za tydzień nasze przedostatnie spotkanie wielkopostne. Serdecznie zapraszamy!
Poprzednie odcinki serii wielkopostnej 2021:
Wielki Post 2021 | Siedem boleści emigranta #1 Jak wyrok >>>
Wielki Post 2021 | Siedem boleści emigranta #2 Uciekali, uciekali >>>
Wielki Post 2021 | Siedem boleści emigranta #3 Błogosławione „Heureka!” >>>
Wielki Post 2021 | Siedem boleści emigranta #4 Zdejmujemy maski! >>>
Jubileuszowe saletyńskie rozważania wielkopostne na niedziele:
Wielki Post 2021 z La Salette | Czwarta niedziela (Laetare) >>>
Seria “#JutroNiedziela”:
#JutroNiedziela | Jezus uwalnia z lęku >>>
Poprzednie serie wielkopostne:
Wielkopostne zamyślenia „Jezus i ja” stacja XV – Alleluja!!! >>>
Wielki Post 2020 z ks. Jełowickim #7 | Lourdes, Tarnopol i Niebo >>>
Słówko na Wielki Post – I Niedziela >>>
Czytaj też:
Biblia Nawarska – jedyna taka Biblia w Polsce >>>
Niedziela Słowa Bożego z Biblią Nawarską >>>
Biblia Nawarska na stronie wyd. Apostolicum >>>
Dodaj komentarz