Prof. Delsol: wiara przychodzi nie przez struktury a przez ludzi
Chantal Delsol en 2018, Par Elekes Andor — Travail personnel, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=69499489
Nie przekonamy już współczesnego nam człowieka prawdą dogmatu. Nie tylko dlatego, że jest wrogo nastawiony do religii, ale dlatego, że jest źle nastawiony do wszelkiego rodzaju dogmatów, innymi słowy, do prawd głoszonych „z wysoka” – mówi prof. Chantal Delsol, znana francuska filozofka wyjaśniając, że wiara w dzisiejszym świecie nie przychodzi przez struktury a przez ludzi, poprzez świadectwo, promieniując swoją obecnością oraz przykładem, a następnie swoim męczeństwem.
Ks. dr Tomasz Adamczyk: W swoich wystąpieniach podkreśla Pani konieczność przekształcenia dogmatu w fenomenologię, a ewangelizacji w świadectwo. Czy mogłaby Pani wyjaśnić swoje stanowisko? Chrześcijanie tradycyjnie uważają, że dogmat nie jest przeciwnikiem egzystencjalnych poszukiwań, lecz ich wsparciem i przewodnikiem w poszukiwaniu sensu życia. Czy chodzi Pani tylko o zmianę paradygmatu duszpasterskiego z głoszenia dogmatu na rzecz świadectwa?
Prof. Chantal Delsol: Po pierwsze, zwracam uwagę na rolę duszpasterstwa. Nie przekonamy już współczesnego nam człowieka prawdą dogmatu. Nie tylko dlatego, że jest wrogo nastawiony do religii, ale dlatego, że jest źle nastawiony do wszelkiego rodzaju dogmatów, innymi słowy, do prawd głoszonych „z wysoka”. Jedynym sposobem, w jaki możemy ich przekonać, jest odwołanie się do kwestii egzystencjalnych. Wychodzę jednak poza opiekę duszpasterską. Nie jestem przekonana, że prawda naszej religii jest niezmienną i na zawsze utrwaloną całością. Zauważyłam na przykład, że rozumienie piekła stało się indywidualistyczne w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci (wcześniej mówiliśmy: możesz zostać zesłany do piekła za swoje grzechy; teraz mówimy: do piekła idą ci, którzy je wybierają, odrzucając Boga). Abstrahując od dogmatów, moglibyśmy długo mówić na przykład o zmianach w idei wolności sumienia od Syllabusa do Soboru Watykańskiego II. Nie jesteśmy muzułmanami, którzy wierzą, że tekst założycielski został napisany przez samego Boga. Jesteśmy interpretatorami.
– W poprzedniej naszej rozmowie podkreśliła Pani: „Przestańmy wierzyć, że jesteśmy jedynymi, którzy mogą nadać światu sens”. W dobie społecznego pluralizmu, kiedy różnorodność kulturowa i światopoglądowa jest bardziej widoczna niż kiedykolwiek, czy uważa Pani, że chrześcijaństwo powinno poszukiwać nowych form współistnienia z innymi religiami, opierając się raczej na świadectwie i dialogu niż na przekonaniu o wyłączności?
– Krytykuję chrześcijan za przekonanie, że są jedynymi, którzy kierują się moralnością („jeśli Bóg nie istnieje, to wszystko jest dozwolone”) lub którzy mogą nadać sens swojemu życiu. Innymi słowy, w erze globalizacji chrześcijanie wydają się być nieświadomi istnienia chińskich, indyjskich czy innych kultur. Mogę nadać chrześcijański sens mojemu życiu i światu, jednocześnie nie żyjąc w przekonaniu, że inni wędrują po tej ziemi bez celu czy idei dobra – co jest charakterystyczne dla myślenia prowincjonalnego.
– Wracając do Pani tezy, będącej tytułem wydanej także w Polsce książki „Koniec świata chrześcijańskiego”, warto przypomnieć, że nawiązuje ona do myśli Émile’a Poulata[1] (fin du monde chrétien). Uważał on jednak, że ów kres jest raczej błogosławieństwem niż katastrofą, stwierdzając: „nie jest pewne, czy Bóg stracił na tej zmianie” (na klęsce chrześcijaństwa). Pojawia się pytanie: co dokładnie to oznacza? Bo dla wielu osób jest to porażka chrześcijaństwa jako pewnego znanego im i utrwalonego modelu cywilizacyjnego i społecznego.
– Przeszły sposób nawracania polegał w istocie na podboju i dominacji. Doskonale wiem, że jestem dzieckiem swoich czasów. Nie chcę osądzać moich przodków, ponieważ wiem, że każda działalność wpisuje się w specyficzny sposób myślenia danej epoki. Jako zwolenniczka „demokracji umarłych” Chestertona wierzę jednak, że jesteśmy odpowiedzialni za czyny naszych poprzedników. Uważam, że nawracanie przez podbój nie było dobrym rozwiązaniem, przynajmniej sądząc po obecnych rezultatach – myślę też, że była to niemoralna forma ewangelizacji. Nie chciałabym oferować lekarstwa w zamian za chrzest. O to chodziło Poulatowi i, wyjątkowo, zgadzam się z nim.
– Czy dobrze rozumiem, że Pani przesłanie wzywa do powrotu do korzeni religii opartej na Ewangelii, czyli życia zgodnego z przesłaniem Jezusa – dawania świadectwa przede wszystkim życiem, a nie słowem czy moralizowaniem? Skoro, jak Pani wskazuje, cywilizacja chrześcijańska od samego początku była skażona przemocą i użyciem siły, to jak w praktyce powinno wyglądać dzisiaj takie „miękkie dawanie świadectwa”? Czy skupienie się na kluczowych elementach Ewangelii może być wystarczającym fundamentem wobec współczesnych wyzwań, z którymi mierzy się chrześcijaństwo? A może samo świadectwo nie wystarczy i konieczna jest również reforma struktur społecznych?
– W obecnych czasach, czyli w momencie, gdy znajdujemy się na niskiej fali i jesteśmy często nienawidzeni z powodów historycznych, jestem przekonana, że możemy przekonywać jedynie poprzez świadectwo. Albo, jeśli ktoś woli, jak mnisi z Tibhirine, którzy osiedlają się w zakątku wioski i promieniują swoją obecnością oraz przykładem (a następnie swoim męczeństwem). Jeśli chodzi o reformę struktur społecznych, nie mamy już władzy, by ją przeprowadzić – pamiętajmy, że nie mamy już władzy w ogóle. Oto właśnie koniec chrześcijaństwa jako systemu władzy. Możemy manifestować wiarę poprzez nasze postępowanie, ale nie możemy już tworzyć „miasta wiary”. Kiedyś napisałam swoją pierwszą pracę uniwersytecką o René de la Tour du Pin, który pisał z nostalgią: „kiedy Ewangelia rządziła państwami…”. Dziś to już przeszłość. Ale nie przechodząc już przez struktury, wiara może przechodzić przez nas, przez nasze osoby.
– To wymaga zmiany naszego myślenia a czasami nawet wewnętrznego nawrócenia. Pisze Pani, że „świat wcielony” musi się stale nawracać, bo jest skazany na niedoskonałość i musi się z tym pogodzić. Interesujące jest dla mnie Pani wezwanie do czujności wobec utopii – by nie ulegać ich urokowi, nawet jeśli, jak powiedział Thomas Stearns Eliot, „ludzkość nie może znieść zbyt dużej dawki rzeczywistości”. Jednak nawracanie to również gotowość do zmiany, a wiele osób ma przed nią obawy. Jak więc według Pani powinno wyglądać codzienne nawracanie się katolików i wspólnoty Kościoła, by realizować tę ciągłą gotowość do przemiany, chroniącej nas przed utopiami?
– Nie możemy uniknąć utopii inaczej niż poprzez nieustanną i codzienną pracę na rzecz poprawy, połączoną z głęboką świadomością egzystencjalnej niedoskonałości. W tym przypadku liczy się sam wysiłek, albo, jeśli ktoś woli, droga, a nie ostateczny rezultat, który nigdy do nas nie należy. Jest to postawa absolutnie przeciwna współczesnej i postmodernistycznej, która wierzy w doczesną doskonałość i pragnie osiągać wyniki bez wysiłku. Jeśli chodzi o kwestie polityczne i społeczne: nie wierzymy, że możemy stworzyć społeczeństwo doskonałe, ale możemy każdego dnia poprawiać społeczeństwo tam, gdzie się znajdujemy. Jest to bardziej skromne i mniej pompatyczne… a jednocześnie o wiele bardziej prawdziwe.
– W nawiązaniu do Pani „końca świata chrześcijańskiego” pojawia się twierdzenie, że taki opis sytuacji chrześcijaństwa jest adekwatny dla Francji a nie dla innych części świata, w tym Polski. Także myśl, że potrzebujemy przekształcenia dogmatu w fenomenologię, a ewangelizacji w świadectwo, wywołała w wielu kręgach ożywioną dyskusję i liczne polemiki. Jak by się Pani do tego odniosła?
– We Francji nigdy nie mogłabym przeprowadzić rozmowy takiej jak ta, ponieważ nikt (a tym bardziej żaden duchowny, ksiądz czy biskup) nie odważyłby się mówić o znaczeniu dogmatów. Dlatego szczególnie dziękuję za tę możliwość.
We Francji istnieje bardzo niewielka grupa tradycjonalistów (których nazywam „moimi”, ponieważ to moje środowisko, ludzie, których kocham, choć się z nimi nie zgadzam), ale oni również nie bronią dogmatów, ponieważ wiedzą, że wszyscy zaczęliby się śmiać. Są otwarci na język fenomenologiczny z powodów pastoralnych.
– Dziękuję za rozmowę.
***
Prof. Chantal Delsol
Francuska filozofka, zajmuje się filozofią polityczną, historią idei i antropologią filozoficzną; założycielka Instytutu Badań im. Hannah Arendt; szefowa Ośrodka Studiów Europejskich na Uniwersytecie Marne-la-Vallée w Paryżu; autorka kilkunastu książek filozoficznych i powieści; jako publicystka współpracuje m.in. z „Le Figaro”; w październiku otrzymała tytuł doktora honoris causa Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Ks. dr Tomasz Adamczyk
Adiunkt w Katedrze Socjologii Kultury, Religii i Migracji KUL; autor książki Autentyczność i duchowość. Księża w opinii polskiej młodzieży – analiza socjologiczna
Aby zrozumieć pełnię myśli prof. Chantal Delsol, polecamy uwadze także poprzednią z nią rozmowę dr. Adamczyka, opublikowaną na łamach „Przewodnika Katolickiego”:
[1] Émile Poulat (1920-2014) – francuski historyk, socjolog i myśliciel religijny, znany z badań nad katolicyzmem we Francji oraz przemianami w Kościele katolickim. Specjalizował się w analizie relacji między religią a nowoczesnością, krytycznym badaniem napięć między tradycyjnymi wartościami katolickimi a współczesnymi przemianami społecznymi i kulturowymi. W jednej z jego bardziej kontrowersyjnych wypowiedzi zasugerował, że „koniec świata chrześcijańskiego” nie musi oznaczać straty dla Boga, co wywołało wiele dyskusji na temat roli Kościoła we współczesnym świecie.
źródło: KAI
Dodaj komentarz