szukaj
Wyszukaj w serwisie


Odnaleźć własną ścieżkę do świętości

Bp Marian Rojek / 01.11.2018
fot. KEP
fot. KEP

Temat świętości naszego życia i jej pragnienie jest sprawą dla każdej osoby wciąż aktualną, choć okazuje się i tak, że są pewne okresy intensywności owej prawdy, ale też dosyć łatwo bywa ona przygłuszana, codziennym zabieganiem i zatroskaniem o powszedniość życia. Może warto zapytać się samego siebie uczciwie, czy ja o tym pamiętam i czy troszczę się we właściwy sposób o to, bym żył w stanie łaski uświęcającej? Bo od tego uzależniona jest moja świętość, czyli osobista bliskość z Bogiem i ze współbraćmi – podkreśla biskup zamojsko-lubaczowski Marian Rojek.


Zacząłem od tego niepokojącego moje serce pytania, gdyż łatwiej mi jest myśleć i mówić o świętości innych, jej przykłady przywoływać, ale zdecydowanie trudniej przychodzi nam naśladowanie tej drogi życia, która jest przecież podstawowym powołaniem każdego z nas. Bez świętości nie będę miał udziału w Bożym życiu na moją wieczność, gdyż istota tego szczęścia polega na bezpośrednim przebywaniu z Bogiem, w bliskości, jaką trudno mi nawet sobie wyobrazić. A tam przed obliczem Miłosiernego Boga Ojca w niebie, nie może być nawet cienia grzechu. Dlatego też w perspektywie uroczystości Wszystkich Świętych, pomyślmy trochę o zagadnieniu ludzkiej świętości.

Doświadczenie śmierci klinicznej
Być może, iż ktoś z was, sam miał to doświadczenie wchodząc w stan śmierci klinicznej, albo też towarzyszyliście osobie umierającej i słyszeliście, jak ten człowiek w momencie odchodzenia z tego świata mówił o niezwykłej jasności, o świetle nieoślepiającym i niezwykle intensywnym, które się zbliża i go obejmuje, równocześnie wprowadzając niezwykły pokój, uspokojenie, zachwyt, uśmiech na twarzy osoby, kończącej swe fizyczne i ziemskie życie. Kilkakrotnie sam słyszałem takie świadectwa, nawet mówiła mi o tym moja mama, która 2 lata przed swoją śmiercią, przeżyła takie doświadczenie w związku z nagłym ustaniem pracy serca, ale przywrócona do życia, opowiedziała mi takie swoje doznanie.

Okazuje się, iż ci chorzy ludzie, dostrzegający owo piękne światło w mo-mencie swojej śmierci, nie mogą wyjść z zachwytu, patrząc na to, czego my nie widzimy i są zdumieni tym, dlaczego my jesteśmy tacy ślepi i nie do-strzegamy owej jasności. A przecież w tym blasku przychodzi do umierających Chrystus, „Światłość świata”.

Światłość świata
Jezus Chrystus jest światłością świata, rozprasza mroki ciemnej nocy, wy-prowadza nas z zamętu, w którym nie dostrzegamy prawdy i rozjaśnia naszą drogę życia. Dosłownie Jego światło, daje nam życie, o czym wiemy nie tylko od strony duchowej, ale również w zakresie czysto fizycznym i medycznym, iż bez światła nie ma dla nas ludzi, żadnego życia, następuje śmierć. Pan Jezus sam powiedział o sobie: „Ja jestem światłością świata, kto idzie za mną, nie będzie chodził w ciemności, ale będzie miał światło życia” (J 8, 12).
Jego światłość, objawia skrytości naszego serca i ciemności grzechu, a zbli-żając się do Boga, zaczynamy dostrzegać bałagan w naszym życiu. Boże słowo rozjaśnia nam prawdę o nas samych, o naszym postępowaniu, wówczas wyraźnie widzimy popełnione przez nas zło. Istnieje pokusa, by u siebie zmniejszyć to oświetlenie, by od tego Chrystusowego światła uciec, bo wówczas wydaje się nam, że nie ma żadnego problemu, nie istnieją nasze słabości, bo ich w mroku nie dostrzegamy.

Codzienna świętość
Kiedy przestajemy zbliżać się do światłości i chodzić w niej, zaniedbując w nas Boże życie, gdy niszczymy przez grzech, łaskę uświęcającą w nas samych, nie troszczymy się o codzienną świętość, to nie pozwalamy na to, aby Pan badał nasze serca, by do naszego sumienia mówił. Tym samym pozwalamy żeby było w nim mroczno. A w ciemności znowu przestajemy widzieć i błądzimy. To sprawia, że nie chcemy nawet przybliżać się do światłości, aby nie wyszły na jaw nasze uczynki, by się nie okazało, kim rzeczywiście jesteśmy.
Przywołam tu pewne opowiadanie, z pewnością już przez nas gdzieś słyszane. Oto kilkuletnie dziecko, wszystkim zachwycone i o każdą sprawę oraz dostrzeganą rzecz się pytające, wchodzi z mamą do kościoła. Najbardziej zaciekawione było kolorowymi witrażami, przedstawiającymi różnych świętych. Mamo, a co to jest – zapytało? To jest święty Marcin, który jako żołnierz jedzie na koniu – odpowiedziała matka.

Dziecko zapamiętało sobie tę wypowiedź mamy, gdyż było pod wrażeniem gry słonecznego światła, wpadającego przez kolorowe witrażowe szybki do ciemnego wnętrza świątyni. Kiedy kilka dni później, w przedszkolu ksiądz na religii zapytał:, kto z was potrafi powiedzieć, kto to jest święty, to ten mały chłopiec bez namysłu odpowiedział. Święty, to taki człowiek, przez którego świeci słońce.
Tę wypowiedź, płynącą od serca i odnoszącą się do dziecięcego pięknego, czystego oraz szlachetnego skojarzenia świętości z przezroczystością czło-wieka, przez którego przechodzi światło słońca, przypomnijmy sobie, przywołajmy sobie mocniej w Uroczystość Wszystkich Świętych. Wówczas, gdy pójdziemy na cmentarze, zatrzymamy się przy grobach osób bliskich naszemu sercu, co zakończyli już swój ziemski bieg życia i spróbujemy przywołać sobie ich postaci, słowa, czyny, obecność, to wszystko, co nam po sobie zostawili.

Modlitwa na cmentarzu
Święci, to są ci, przez których zaświeciło słońce Bożej miłości. My do na-szych zmarłych przychodzimy nie tylko po to, by zaświecić na ich grobie światło, znicz, powspominać ich, przypomnieć sobie te osoby, ich czyny oraz słowa, lecz w tym wszystkim, zobaczyć ślady Bożej obecności.

Ale idziemy również i po to, by za nich podziękować samemu Bogu. Naj-piękniej uczynimy to w czasie Eucharystii oraz uczestnicząc tam, gdzie jest taki zwyczaj, we wspólnej modlitewnej procesji, między grobami na cmen-tarzu. Pragniemy ich też zapytać, tych naszych świętych, tych, którzy żyli z nami i dla nas, jak oni to zrobili, że byli i pozostali świętymi? Jak potrafili w szarej zwykłej i wcale niełatwej codzienności być, tak blisko Boga, że my przez nich mogliśmy Go zobaczyć?

fot. Piotr Fedorowicz

Dom Ojca
Często w treściach biblijnych, zresztą to są słowa samego Pana Jezusa, w tekstach liturgicznych związanych z katolickim pogrzebem, nawet w samej mszalnej prefacji za zmarłych, kiedy jest mowa o życiu po śmierci, o życiu wiecznym, o niebie, to pojawia się obraz mieszkania. Mieszkania, jakie mamy zabezpieczone przez Bożego Syna w domu Niebieskiego Ojca, tam gdzie On przebywa na zawsze. Jezus mówi jasno: „w domu Ojca mego jest mieszkań wiele (…). A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie ja jestem” (J 14, 2-3).

Czasem w pewnych opowiadaniach i symbolicznych obrazach, gdy chcemy ukazać ów moment wejścia człowieka do nieba, do wiecznego szczęścia, do przygotowanego dla nas mieszkania, pojawia się znak drzwi, przez które zmarła osoba musi przejść. Ale jak przez taką bramę się przedostać, jak i czym otworzyć te drzwi, by wejść w posiadanie tego, co nam zostało obiecane, czego pragniemy, za czym rzeczywiście tęsknimy, tego wiecznego szczęścia przebywania z Bogiem, Maryją, aniołami i świętymi? Chcemy posiąść radość, przekraczającą wszelkie nasze ludzie pojęcia i wyobrażenia Potrzebny jest nam do tego klucz. Jaki klucz, jak wygląda, gdzie można go znaleźć, skąd go wziąć?

 

„Niech przez każdego z nas świeci piękne światło miłości Bożej i ludzkiej, nasza codzienna świętość” – bp Marian Rojek

Osiem błogosławieństw
Odpowiedź na to istotne dla nas pytanie, podsuwa nam Ewangelia o ośmiu błogosławieństwach. To są nasze przedziwne klucze do nieba, otwierające tamte wyjątkowe i najważniejsze dla nas drzwi. Owo wejście do wiecznego mieszkania, abyśmy tak jak św. Jan Paweł II, mogli spoglądać z okna tego przygotowanego dla nas przez Chrystusa wiecznego pomieszczenia. Z okna domu niebieskiego Ojca, jak owej symboliki użył w Rzymie, jeszcze kard. Jozef Ratzinger, w homilii podczas pogrzebu papieża z Polski.

Osiem błogosławieństw, to jakby osiem kluczy do nieba, to osiem sposobów na naszą świętość. Błogosławieni ubodzy w duchu… którzy się smucą… co są cisi… łaknący i pragnący sprawiedliwości… miłosierni… czystego serca… ci, co wprowadzają pokój… którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości. Osiem takich przedziwnych kluczy. Cały ich pęk, takie bogactwo, jakie możliwości.

Klucze Królestwa niebieskiego
Zapytajmy naszych zmarłych, niech nam powiedzą, czy w życiu obowiąz-kowo trzeba używać tych wszystkich kluczy, aby potem otworzyć te naj-ważniejsze dla nas drzwi? Czy koniecznie trzeba się nam ćwiczyć tu na ziemi w tym otwieraniu, przecież nawet trudno nam spamiętać nazwy tych ośmiu kluczy? A może wystarczy używać jednego z nich? Lecz wtedy rodzi się pytanie, którego? Który z nich jest najważniejszy?

Wszyscy święci, nasi imiennicy, ci wyniesieni do chwały ołtarzy, kanoni-zowani i beatyfikowani, ci, o których świętości my sami jesteśmy przekonani, już otworzyli owymi kluczami drzwi swego wiecznego mieszkania. Kim oni są, bo przecież byli tacy sami jak my. Doznawali słabości, grzechu, wątpili, cierpieli, przy różnorakich cechach swego charakteru, czasem rzeczywiście bardzo trudnego, opornego, zmagali się o swoją codzienną świętość, ze sobą, ze światem, tak jak my to czynimy. Pracowali nad swoją wiernością wobec Boga, każdy z nich w innej sytuacji i w odmiennym czasie.

Trzy zasady człowieka świętego
Co jednak łączy wszystkich świętych? Najkrócej mówiąc, nadzieja, jaką pokładają tylko w Bogu, a nie w sobie. Następnie pragnienie świętości, bo od tego się wszystko zaczyna, gdyż jak ci się nie chce być świętym, to Bóg ze swoją łaską do ciebie nie przyjdzie. Potem jeszcze, każdy z nas ma w sobie osobliwe, wyjątkowe dary, zdolności, coś unikalnego, czego nie mają inni. Służ tą umiejętnością Bogu na różne sposoby i dziel się tym z innymi, nie bądź egoistą. Czyli trzy zasady pojawiają się w życiu każdego świętego: Bóg na pierwszym miejscu, pragnienie zostania świętym i konkretna twoja umiejętność, jako ścieżka prowadząca cię do Boga. Przyłóż je do postaci zmarłych, których groby nawiedzasz i za jakich się modlisz.

Wszystko czyń z miłością
I jeszcze na koniec, powróćmy do pytania:, który z tych ośmiu kluczy jest najlepszy? Święci mówią, iż każdy jest dobry, bo one otwierają nas na Boga. Użycie jednego z nich wystarczy, aby zostać świętym. Którym więc się posłużyć, od którego zacząć? Słuchajcie, co mówią nasi zmarli. Najpierw zapragnij zostać świętym, a Bóg ci podpowie, po który klucz sięgnąć. Tylko od ciebie zależy, czy chcesz zostać świętym. Chodzi o to, abyś był sobą, byś odnalazł własną ścieżkę do Boga i do świętości. Wszystko czyń z miłością.
Oto przesłanie, jakim chcę się z drogimi czytelnikami na francuskiej ziemi podzielić, z pięknego, szczególnie jesienią, gdy kolorowe liście zrzucają roztoczańskie drzewa, od hetmańskiego grodu w Zamościu z diecezji za-mojsko-lubaczowskiej. Niech przez każdego z nas świeci piękne światło miłości Bożej i ludzkiej, nasza codzienna świętość.

Bp Marian Rojek od 30 czerwca 2012 r. decyzją Ojca św., kieruje diecezją zamojsko-lubaczowską.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-12-04 00:15:12