szukaj
Wyszukaj w serwisie


Rektor WSD w Łodzi: Wybierając powołanie, jak na rondzie, trzeba podjąć decyzję

Ks. Tomasz Sokół / Artur Hanula / 30.04.2023
fot. archiwum WSD w Łodzi
fot. archiwum WSD w Łodzi

Jeśli na rondzie nie zdecyduję się, gdzie skręcić, będę się kręcił w kółko. Z jednej strony mam wolność wyboru różnych dróg, ale skoro żadnej nie wybieram to co to za wolność, chyba wolność do kręcenia się w kółko – powiedział Polskifr.fr rektor Wyższego Seminarium Duchownego w Łodzi ks. dr Sławomir Sosnowski, porównując wybór powołania w życiu człowieka z jazdą na rondzie. W niedzielę 30 kwietnia przypada niedziela Chrystusa Dobrego Pasterza, otwierająca 60. Tydzień Modlitw o Powołania.


Zdaniem rektora WSD w Łodzi, pomocne w wyborze powołania jest spojrzenie na życie jako powołanie. „To nie jest samorealizacja, to nie jest droga do szczęścia, które sobie sam jakoś zdefiniowałem albo wymyśliłem, ale droga do szczęścia oferowanego przez Pana Boga. To On ma najlepszy plan na moje życie” – podkreślił. Ks. dr Sławomir Sosnowski zaznaczył że „Pan Bóg to nie jest ktoś, kto chce mnie wtłoczyć w jakieś swoje schematy, ale On jest dawcą życia. Ten, który dał mi życie, jednocześnie otwiera przede mną perspektywę, którą zresztą ja muszę odkryć”.

„Nie ma niczego lepszego w życiu jak zrealizować powołanie, czyli nie wymyślać go samemu i popróbować wszystkiego, tylko zaangażować się mocno w jedno” – ocenił ks. dr Sosnowski. Wybór wiąże się z rezygnacją z czegoś innego, ale mimo to jest ważnym krokiem „Przekonanie, że wybór wiąże się z rezygnacją z czegoś jest dobrym wyborem, nawet jeśli ten wybór nie jest doskonały i nie ma 100 proc. pewności. To jest związane z jakimś ryzykiem. Realizujemy życie, wybierając życie, a nie robiąc uniki, żeby z tego życia więcej mieć” – podkreślił rozmówca Polskifr.fr.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Ks. dr Sosnowski do seminarium wstąpił miesiąc przed wyborem kard. Wojtyły na papieża. Porównując tamten czas ze współczesnością zauważył, że przed laty nawet w środowisku ludzi wierzących kapłan cieszył się większym szacunkiem niż obecnie. „Szanowano decyzję o wstąpieniu do seminarium, a później bycie księdzem. Pamiętam, jak dzieci przerwały jakąś zabawę na podwórku i podbiegły do mnie, żeby powiedzieć +Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus+” – wspominał rektor WSD w Łodzi. Jego zdaniem współcześnie, m.in. na skutek stosowania uogólnień, Kościół jest przez niektórych źle postrzegany przez pryzmat grzechów i błędów niektórych jego członków.

Podjęcia decyzji o wyborze kapłaństwa lub małżeństwa nie ułatwia także brak pewnych predyspozycji w młodym pokoleniu. „Kłopot z podejmowaniem decyzji, kruchość, wycofywanie się, gdy coś się nie podoba, przekreślanie +zero-jedynkowe+: jak się ktoś nie podoba, to się z nim zrywa, jak się coś nie podoba w Kościele, to się z niego wychodzi. Zaczyna się gdzieś indziej od nowa. W seminarium czy w małżeństwie oczekuje się decyzji na całe życie” – zaznaczył rektor.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Seminaria duchowne podejmują różnorodne inicjatywy, aby przyciągać kandydatów. Są to np. dni otwarte, rekolekcje dla młodzieży męskiej, wyjazdy kleryków do parafii czy na oazy. Zdaniem ks. dr. Sławomira Sosnowskiego ważniejsze od tych inicjatyw, choć same w sobie są potrzebne, jest tworzenie zaangażowanych wspólnot, szczególnie parafialnych. „Lepiej, żeby młody człowiek widział życie wspólnotowe w parafii, a nie życie w seminarium, żeby widział dobre relacje między księżmi i księży z parafianami, żeby tam poczuł zaangażowanie i żeby budziła się w nim odpowiedzialność za Kościół” – ocenił ks. dr Sosnowski. „Ważna jest przynależność do wspólnoty, gdzie jestem przyjęty, mam wpływ na to, co robimy, co przeżywamy, gdzie mogę wzrastać i gdzie podejmujemy wspólne wyzwania. W takim środowisku mogą się rodzić powołania” – dodał.

Ważnym wymiarem przygotowania do kapłaństwa i jego realizacji jest wymiar misyjny, a w tym polonijny. Rektor łódzkiego WSD przypomniał słowa Benedykta XVI wypowiedziane w Polsce, który pytał czy kapłani towarzyszą tym, którzy decydują się na wyjazd do krajów zachodniej Europy.

fot. archiwum WSD w Łodzifot. archiwum WSD w Łodzi

Ks. dr Stanisław Sosnowski podkreślił, że szczególnie dla kleryków i młodych kapłanów ciekawym doświadczeniem są wyjazdy na misje lub do krajów Europy zachodniej, gdzie obecna jest Polonia. „To też daje inne spojrzenie. Jeśli ktoś jest gotów wyjechać na misje, to jest raczej nastawiony na kraje misyjne, które mają rzeczywiste trudności. Niektórym naszym klerykom zdarzyło się być w Libanie, Tunezji, Zambii. To daje mocne doświadczenie, np. w Afryce subsaharyjskiej, żywotnego Kościoła, ale bardzo biednego, a w krajach arabskich Kościoła mniejszościowego, prześladowanego” – zaznaczył rektor.

Zdaniem ks. dr. Sosnowskiego przy dzisiejszym kryzysie powołań nie będzie łatwe, aby diecezje wysyłały księży na misje. Jednocześnie stwierdził, że nie należy rezygnować z kontaktów księży z misjami czy Polonią. „Może warto, żeby ci, którzy dziś np. uczą się języka francuskiego, pojechali na pewien czas do Francji i popatrzyli jak to duszpasterstwo wygląda” – podkreślił.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Ks. dr Stanisław Sosnowski jest przekonany, że ważniejsza od statystyk jest osobista relacja z Jezusem. „Trzeba nam odłożyć statystyki, nie wpadać w panikę, choć liczby maleją. Trzeba siebie pytać czy mamy w sobie ducha misyjnego. Być misjonarzem można zawsze. Zaczynało się przecież od 12 Apostołów i jakoś sobie radzili. Czeka nas odnowa Kościoła, nie takiego jaki był do tej pory” – ocenił rektor WSD w Łodzi. Jego zdaniem we Francji Kościół od dawna jest już mniejszościowy, ale jednocześnie „dynamiczny, misyjny, nieobrażony na świat, poszukujący, tworzący rozmaite wspólnoty, gdzie Duch Chrystusowy jest żywy”.

Każdy kapłan musi sobie postawić pytanie o cel swojego powołania. „Pan nas po coś w tych czasach powołał i się nie pomylił. Mamy swoje do spełnienia i musimy pytać: Do czego dzisiaj nas wzywa Pan” – podkreślił rozmówca portalu Polskiej Misji Katolickiej we Francji Polskifr.fr.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Nawiązując do słów Apokalipsy „Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,5), ks. dr Sosnowski powiedział, że współcześnie zadaniem kapłana nie jest pytanie Jezusa czy przywróci statystyki np. sprzed covida. Kapłan „to musi zrozumieć, że Jezus nic nie przywraca, On tworzy nowe. Gdy odkryjemy nowość, którą nam przynosi Jezus, będziemy pokrzepieni” – podsumował rektor łódzkiego WSD.

Czwarta niedziela wielkanocna, zwana też niedzielą Dobrego Pasterza, jest Światowym Dniem Modlitw o Powołania. Rokrocznie otwiera ona Tydzień Modlitw o Powołania, który w tym roku obchodzony jest już po raz 60.

fot. archiwum WSD w Łodzi

 

Publikujemy pełną treść wywiadu:

Ks. Tomasz Sokół: Jak to było z powołaniem ks. Rektora?

Ks. dr Sławomir Sosnowski: Nie miałem przełomowego momentu. Od dziecka myślałem, żeby zostać księdzem. Byłem gorliwym ministrantem. W liceum odłożyłem te myśli zupełnie. Rok po maturze zacząłem myśleć na nowo. To był zatem proces, a nie jedna decyzja.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Czy dziś pójście do seminarium jest bohaterstwem?

W czasach, gdy wstępowałem do seminarium, pod koniec epoki gierkowskiej (1978 rok), Kościół też był na cenzurowanym. Przedstawiano go jako zacofany świat; mówiono, że nowoczesny człowiek nie może być wierzący. W świecie ludzi wierzących ksiądz miał większy prestiż niż dzisiaj. Szanowano decyzję o wstąpieniu do seminarium, a później bycie księdzem.

Pamiętam, jak dzieci przerwały jakąś zabawę na podwórku i podbiegły do mnie, żeby powiedzieć „Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus”. Dziś się zdarza, że kleryk idzie ulicą i ktoś mu pluje pod nogi.

Przyczyna? Rozciągnięcie skandali na wszystkich. Kościół ma złe notowania. Gdy spojrzy się na zaufanie do zawodów, to księża plasują się bardzo nisko. Przez tych, którzy nie uczestniczą w życiu Kościoła, Kościół jest postrzegany jako pewna siła polityczna, z którą się walczy jak z przeciwnikami politycznymi.

Ja jestem jeszcze z pokolenia sprzed pontyfikatu Jana Pawła II, kiedy nie było jeszcze boomu powołaniowego. Wstąpiłem do seminarium na miesiąc przed wyborem Jana Pawła II, ale jednak 16 października 1978 r. zaczęła się inna epoka.

Dziś wstąpienie do seminarium to też często decyzja pod prąd. Uważam, że ważniejszą sprawą jest to, co się dzieje w młodym pokoleniu – pewien stan duchowy, lęk przed decyzjami, który charakteryzuje dzisiejsze młode pokolenie to jest kłopot z podejmowaniem decyzji, kruchość, wycofywanie się, gdy coś się nie podoba, przekreślanie „zero-jedynkowe”: jak się ktoś nie podoba, to się z nim zrywa, jak się coś nie podoba w Kościele, to się z niego wychodzi. Zaczyna się gdzieś indziej od nowa. W seminarium czy w małżeństwie oczekuje się decyzji na całe życie.

W małżeństwach też występuje kryzys powołań, bo młodzi ludzie nie są zdolni czy nie chcą, boją się podejmowania decyzji na całe życie. Jak zamieszka chłopak z dziewczyną to jest często prowizorka.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Jak odkrywać powołanie?

Ważne jest spojrzenie na życie jako powołanie. To nie jest samorealizacja, to nie jest droga do szczęścia, które sobie sam jakoś zdefiniowałem albo wymyśliłem, ale droga do szczęścia oferowanego przez Pana Boga. To On ma najlepszy plan na moje życie. Pan Bóg to nie jest ktoś, kto chce mnie wtłoczyć w jakieś swoje schematy, ale On jest dawcą życia. Ten, który dał mi życie, jednocześnie otwiera przede mną perspektywę, którą zresztą ja muszę odkryć. Podprowadzenie do odkrycia powołania to przekonanie, że jesteś powołany. To nie jest tak, że Pan Bóg cię stworzył i rób co chcesz, tylko że Pan Bóg otwiera pewną drogę. Można ją odrzucić lub wybrać.

Po drugie nie ma niczego lepszego w życiu jak zrealizować powołanie, czyli nie wymyślać go samemu i popróbować wszystkiego, tylko zaangażować się mocno w jedno. Wiadomo, że jest to związane z rezygnacją z czegoś innego, ale jeśli na rondzie nie zdecyduję się, gdzie skręcić, będę się kręcił w kółko. Z jednej strony mam wolność wyboru różnych dróg, ale skoro żadnej nie wybieram to co to za wolność, chyba wolność do kręcenia się w kółko. Przekonanie, że wybór wiąże się z rezygnacją z czegoś jest dobrym wyborem, nawet jeśli ten wybór nie jest doskonały i nie ma 100 proc. pewności. To jest związane z jakimś ryzykiem. Realizujemy życie, wybierając życie, a nie robiąc uniki, żeby z tego życia więcej mieć.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Co można w seminarium zaoferować młodym ludziom?

Już Kościół parafialny powinien oferować doświadczenie wspólnoty. Dla każdego ważny jest wymiar ludzki, poczucie przynależności nie tylko do Kościoła powszechnego, bo to jest jakaś anonimowość, ale ważna jest przynależność do wspólnoty, gdzie jestem przyjęty, mam wpływ na to, co robimy, co przeżywamy, gdzie mogę wzrastać i gdzie podejmujemy wspólne wyzwania. W takim środowisku mogą się rodzić powołania. To jest wysiłek całego Kościoła, nie tylko seminarium.

Seminarium może zorganizować rekolekcje dla młodzieży męskiej, modlitwy o powołania, klerycy mogą jeździć po parafian i zachęcać do modlitwy, jeżdżą też na oazy i pokazują, że w seminarium się żyje, że to nie jest jakieś tłamszenie człowieka, ale rozwój.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Czy wiedza o codzienności życia seminaryjnego nie jest zbyt mała?

Pytanie jest takie: Czy seminarium powinno być pociągające, czy raczej życie księdza, jego praca? Są dni otwarte. Kilka lat temu była akcja „Zostań klerykiem na weekend”. Świat seminarium budzi ciekawość. Rekolekcje w seminarium są taką okazją do przyjrzenia się życiu seminaryjnemu od środka. Może nawet lepiej, żeby młody człowiek widział życie wspólnotowe w parafii, a nie życie w seminarium, żeby widział dobre relacje między księżmi i księży z parafianami, żeby tam poczuł zaangażowanie i żeby budziła się w nim odpowiedzialność za Kościół.

fot. archiwum WSD w Łodzi

A może promocja kapłaństwa na niwie misyjnej lub polonijnej?

Pamiętam zdanie Benedykta XVI, gdy był w Polsce, że dużo ludzi emigruje na Zachód za pracą, ale czy księża jadą za nimi, czy im towarzyszą. Według mnie to było takie mocne upomnienie.

W Łodzi są trzy seminaria: archidiecezjalne, ogólnopolskie 35+ dla starszych powołań i drogi neokatechumenalnej „Redemptoris Mater”. Chłopaki z trzeciego seminarium mają różne wyjazdy i widać po nich, że im to dużo daje, otwiera horyzonty, umacnia w powołaniu. Widać, że są umocnieni, uczą się też języków. Być może i w seminarium archidiecezjalnym pojawią się wyjazdy.

Młodzi księża studiują, np. w Rzymie czy Paryżu. To też daje inne spojrzenie. Jeśli ktoś jest gotów wyjechać na misje, to jest raczej nastawiony na kraje misyjne, które mają rzeczywiste trudności. Niektórym naszym klerykom zdarzyło się być w Libanie, Tunezji, Zambii. To daje mocne doświadczenie, np. w Afryce subsaharyjskiej, żywotnego Kościoła, ale bardzo biednego, a w krajach arabskich Kościoła mniejszościowego, prześladowanego. W tych krajach widzą większe potrzeby niż w krajach zachodnich.

Przy dzisiejszym kryzysie powołań to będzie raczej trudne, żeby diecezje wysyłały księży do Polonii, ale na pewno jest to konieczne. Może warto, żeby ci, którzy dziś np. uczą się języka francuskiego, pojechali na pewien czas do Francji i popatrzyli jak to duszpasterstwo wygląda.

fot. archiwum WSD w Łodzi

Prosimy o krzepiące słowo z okazji Niedzieli Dobrego Pasterza.

„Nie bój się, mała trzódko, gdyż spodobało się Ojcu waszemu dać wam królestwo” (Łk 12,32). Trzeba nam odłożyć statystyki, nie wpadać w panikę, choć liczby maleją, nie pocieszać się w jakiś sztuczny sposób w stylu: „A tam, jakość jest ważniejsza niż ilość”. Trzeba siebie pytać czy mamy w sobie ducha misyjnego. Być misjonarzem można zawsze. Zaczynało się przecież od 12 Apostołów i jakoś sobie radzili. Czeka nas odnowa Kościoła, nie takiego jaki był do tej pory.

We Francji Kościół od dawna jest już mniejszościowy, ale jednocześnie jest dynamiczny, misyjny, nieobrażony na świat, poszukujący, tworzący rozmaite wspólnoty, gdzie Duch Chrystusowy jest żywy.

Pan nas po coś w tych czasach powołał i się nie pomylił. Mamy swoje do spełnienia i musimy pytać: Do czego dzisiaj nas wzywa Pan? Pod warunkiem, że zostawimy dotychczasowe plany.

24 kwietnia przeżywaliśmy uroczystość św. Wojciecha. W pierwszym czytaniu było, że Jezus nakazał Apostołom czekać w Jerozolimie na Zesłanie Ducha Świętego. Oni jeszcze wtedy, już po Zmartwychwstaniu Chrystusa, pytali Go czy przywróci królestwo Izraela. Mieli wizję, że Jezus przywróci to, co było kiedyś. On nie przywróci, ale będzie tworzył rzeczy nowe. Jeśli współcześnie ksiądz będzie pytał Jezusa czy przywróci statystyki np. sprzed covida to musi zrozumieć, że Jezus nic nie przywraca, On tworzy nowe. „Oto czynię wszystko nowe” (Ap 21,5) – gdy odkryjemy nowość, którą nam przynosi Jezus, będziemy pokrzepieni.

fot. archiwum WSD w Łodzi

 

czytaj też:

S. Alicja: „Im dłużej jestem w zakonie, tym więcej odczuwam szczęścia wewnętrznego” >>>

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Avatar użytkownika, wgrany podczas tworzenia komentarza.


2024-11-23 00:15:12